Tl. Zbigniew Landowski

 

Komedia w 2 aktach

Osoby:

AŁŁA

ALEKSANDRYNA DMITRIEWNA

GŁOS MĘSKI

 

AKT PIERWSZY

Widać część dużego mieszkania Aleksandryny. Mieszkanie, jak po rewizji: puste ramy wyrwanych obrazów, wyrzucona odzież, puste kartony, rozrzucone dokumenty. Naczynia stoją na podłodze, itp. Od razu rzuca się w oczy wielki, przewrócony, wazon z bukietem róż.
Drzwi wejściowe otwarte na oścież. W przedpokoju widać zabite deską drzwi od łazienki.
W łazience na brzegu wanny siedzi Ałła, elegancko ubrana, na twarzy albo siniaki, albo rozmyty tusz.
Cisza. Ałła wstaje (porusza się jak automat), przysłuchuje się, przykłada ucho do drzwi. Nagle, z piskliwym krzykiem: “Alosza!” z całych sił rzuca się na drzwi i wybija je - otwierają się.
Ałła wybiega z rozmachu na korytarz i upada. Z krzykiem „Alosza”, miota się po mieszkaniu, szuka go wszędzie, nie znajduje, bezsilnie opada na podłogę w pokoju, bije głową o podłogę i szlocha. Dostrzega telefon, czołga się do niego, wybiera numer, myli się, ponownie wybiera…

AŁŁA (do słuchawki) - Salon? Czy to salon? Tanię! Szełgunową! Pilnie proszę!!! (szlocha) Tańka? To ty?! Tu Ałka! (szlocha rozpaczliwie) Zaraz… zaraz… albo się zaraz powieszę, albo się gazem... Zaraz!!! Dzwonię się pożegnać. (nowy atak szlochu) Taniu, dzwonię z jej mieszkania. Przyszedł! Ale już poszedł. Taniusiu, wszystko było tak, jak wymarzyłam. Przyniósł mi róże. Żebyś widziała, jakie! Potem ograbił mieszkanie. Wszystkie rzeczy powynosił. Taniu, wyniósł wszystko! Nawet obrazy z ram powyciągał. No, obrazy - nieważne. Ale wyniósł telewizor, wideo, taki ogromny telefon - za to już się nie wypłacę! Myślał, że to moje mieszkanie. Tak, uwierzył, że to wszystko moje i mamy…Taniu, czego tu można nie rozumieć? Co tu niezrozumiałego? Wepchnął mnie do łazienki, zamknął i wszystko wyniósł z mieszkania. Oczyścił je, załadował do swojego Merca i wywiózł. Myślał, że to moje mieszkanie. Co? Co w tym niezrozumiałego? Przecież wszystko mówię! Wszystko było tak, jak marzyłam. Przyniósł róże. Kupiłam szampana, pomidory i to, co trzeba - za wczorajszą pensję … Zjedliśmy kolację przy świecach. Przy jej świecach… Jedliśmy kolację przy cudzych świecach… Może to zły znak - przy cudzych świecach? Kocham go, Taniu, kocham! Tak! Tak!!! Powieszę się, Taniu! Co innego mi zostaje, kiedy go kocham? Tak! Znajdź go! Wyjaśnij mu! Nie!!! Nie mów, że mieszkanie nie jest moje! Nie mów, błagam! Proszę - nie mów! Taniu, teraz mnie wsadzą do ciupy, no nie? W takim razie nigdy go już nie zobaczę! Posadzą mnie!!! Brat już siedzi, teraz - ja. Sędziowie sobie pomyślą: ho, ho, braciszek w pudle, to ją też zapuszkujemy. Nieważne, że to brat przyszywany. Mama wzięła go z domu dziecka, kiedy tam pracowała, żeby szybciej dostać mieszkanie. Koniec! To już koniec! Matka tego nie przeżyje! Przy stanie jej wątroby i zasadach! Zacznie za mnie płacić i już całkiem żyły z siebie wypruje. Już płaci, za brata, chociaż sąd nie żądał! Dlaczego mama zasuwa na dziesięciu etatach, a my ciągle żyjemy w nędzy? Pojechała właśnie teraz do brata, do Kurska. Zawiozła mu dwa kartoniki kefiru, kilo pierników i jedną cytrynę. Jedną cytrynę!!! Wyobraź sobie - jedną cytrynę! Wyobraziłaś sobie? Powieszę się! Co mam ci jeszcze opowiedzieć? Przecież mówię! Wszystko było tak, jak sobie wymarzyłam. Przyniósł róże, zjedliśmy kolację przy świecach, a rano wywiózł rzeczy. Tak go kocham! Tak patrzył na mnie! Taniu, kiedy byłam z nim, wydawało mi się, że anioły nas unoszą, z tego cudzego prześcieradła, prosto do niebios… Tak go kocham! Nie, nie powiedziałam mu tego… nie… Bałam się. Zrozumiałby, że nie mogę żyć bez niego i od razu - z nudów - by mnie rzucił. Nie mogę bez niego długo oddychać. Już nawet teraz, Taniu, z trudem łapię dech - kończy mi się zapas powietrza. Nie wiem, co potem zrobię, jak będę mogła żyć - bez niego. Miałam orgazm, a on - wszystko wyniósł… Co ja mogłam? Mówiłam coś… A on mnie uderzył…zaciągnął do łazienki i zamknął. Kto mógł usłyszeć? Prawie cały dom jest opuszczony. Tylko głucha babula karmi koty przy wejściu. Niby to centrum, na Kotlarskiej, obok Biblioteki, ale dom stoi na wielkim, pustym placu. Wszystko dookoła już wyburzono i wysiedlono. Obok jest cerkiew, ale dopiero zostanie oddana do użytku, póki co to tylko budynek. Taniu, znajdź go, powiedz mu, że go kocham. Życie dla niego oddam. Nie zrozumiał mnie. Pomyślał, że tak każdą noc spędzam. A ja tylko marzyłam, aby zajść z nim w ciążę. Taniu, tak go kocham, że za tę jedną, jedyną noc z nim - uwierzyłam w Boga. Pójdę się ochrzcić. Będę chodziła do cerkwi, nauczę się modlić. Czyż ja mogę takiego przy sobie utrzymać?! Ale dziecko zostałoby ze mną! Wyrósłby mu synek, tak samo piękny, jak on. Znajdź go!!! Znajdziesz? Dziękuję! Nie wyjdę stąd. Będę czekała. Gospodyni jutro wraca. Taniu, czuję, że jestem w ciąży! (szlocha) Powieszę się brzemienna… Zginiemy z dzieciątkiem! Nie chcę do więzienia!!! Będę tam za nim tęskniła. Taniu!!! Czekam! Czekam tutaj! No dobra, na razie się nie powieszę, poczekam na twój telefon. Czekam, Taniu! (odkłada słuchawkę)

Podchodzi do wielkiego lustra, przygląda się sobie. Wydaje się, że studiuje nie tyle swój wygląd, co przygląda się duszy. Opiera się plecami o lustro, wspomina noc, jak muzykę. Pierwszy i ostatni raz słyszymy jego głos.

AŁŁA - Aloszka…
GŁOS MĘSKI - Ałeczka…różyczko…
AŁŁA - Dobrze ci ze mną?
GŁOS MĘSKI - Normalka. Coś taka dziwna? Mało chłopów miałaś?
AŁŁA - Jestem mężatką. Teraz jest w wojsku.
GŁOS MĘSKI - Kiepsko. Myślałem, że jesteś wolna. Sam służyłem, nie lubię chłopakom rogi przyprawiać. W ogóle nie lubię kantować gości.
AŁŁA - Napiszę do niego i będę wolna.
GŁOS MĘSKI - Po co się spieszyć. Kocha ciebie?
AŁŁA - Nie wiem. Nigdy się nie zastanawiałam, czy kocha mnie, czy nie.
GŁOS MĘSKI - Kocha. Jesteś piękna.
AŁŁA - Ja?!
GŁOS MĘSKI - Od razu wpadłaś mi w oko. Jesteś naprawdę piękna. Nawet, kiedy się umyjesz. Jakie masz piersi! I nóżki, brzuch…łabędzią szyję…
AŁŁA - Jestem piękna i szczęśliwa.
GŁOS MĘSKI - Jasne, że szczęśliwa! Przecie normalnie żyjesz!
AŁŁA - Aloszka, jestem teraz po raz pierwszy w swoim życiu szczęśliwa!
GŁOS MĘSKI - Dziwna jakaś jesteś! Raz wesoła, raz smutna. Zagadkowa! Podobasz mi się! Ja ci się podobam?
AŁŁA - Ta…aaak…

Dzwonek telefonu. Ałła łapie słuchawkę.

AŁŁA - Tania! (zamiera, długo milczy, potem szeptem) Aloszka! (znowu słucha) Już nie masz rzeczy? Tak? Tak? Tak, nie są moje. Mieszkanie też nie. Wybacz. Nie gniewasz się? My z mamą mieszkamy biednie. Moja mama po prostu sprząta to mieszkanie. Ściągnęłam jej klucze. Właścicielka jutro wraca. Zdaje się, że z Niemiec. (krzyczy) Chcą ciebie zabić? Jaki „licznik”? Nic nie ukrywasz przede mną? Nie pocieszasz mnie? Jaka jestem szczęśliwa! Taka jestem szczęśliwa! Byłeś ze mną i milczałeś? Jesteś taki wspaniały. Wybacz, że o mało co, źle o tobie pomyślałam. W ogóle mam zły charakter, ale przy tobie poprawię się. Spotkamy się? Będę czekała. Co? Co? (zaczyna się jąkać) Źle ciebie słyszę! Co powiedziałeś? (gwałtownie) Kto się ożeni? My? Ty i ja?! Weźmiemy ślub?! (rozkwita ze szczęścia) Alosza, kocham ciebie! Pokochałam ciebie od pierwszego spojrzenia, tam, na dyskotece. Ale wydaje mi się, że zawsze ciebie kochałam, i zawsze będę ciebie kochała. JA?! Gniewam się? O co? Czy można się gniewać na swoje ręce? Nogi? Bez ciebie nie istnieję. Sama sobie nie jestem potrzebna! Co z tego, że płaczę? Ze szczęścia! Zaraz przestanę. Wiesz, zanim ciebie poznałam, nie wiodło mi się w miłości. Dopiero drugi raz kocham. Kiedy miałam czternaście lat pokochałam kotka. Tak go kochałam, Alosza! On mnie też kochał! Beze mnie ani nie jadł, ani nie pił, czekał ciągle u progu. A potem, moja mama i nasza sąsiadka pokłóciły się o coś…Sąsiadka, ta z kwaterunku, sprzeciwiła się obecności kota we wspólnym mieszkaniu. Mieszkamy na granicy miasta. Mama wyniosła kota poza miasto. Jest kobietą z zasadami - jeżeli sąsiadka nie chce kota, to znaczy, że nie mamy prawa go mieć. Po sto razy na tydzień się kłóciły i godziły z sasiadką, rzadko jej ustępowała... Szukałam kotka całą dobę. W zaspach, zaroślach, straciłam głos od krzyku. Znalazła mnie milicja. Na posterunku zasnęłam i nikt nie mógł mnie obudzić. Dopiero w szpitalu, po ośmiu dobach. Żyć mi się nie chciało! Alosza, niech mój kotek mi wybaczy, ale ciebie mocniej kocham! Wcześniej bałam się ci to powiedzieć, z kobiecej dumy. Kocham ciebie, Alosza! (słucha) Nie zabiją? Kocham ciebie! Pamiętasz, powiedziałeś, że jeden z naszych kosmonautów, przez przeoczenie i bałagan, poleciał w kosmos bez rakiety? I ukrywają to przed nami? Jaki musiał być samotny! Kiedy mnie ochrzczą, będę za niego się modlić! Bez ciebie czuję się jak ten kosmonauta. Co? Pistolet? Gdzie? W łóżku? Poczekaj, popatrzę. (wychodzi i wraca z pistoletem) Znalazłam! Co ty tak pistolety rozrzucasz? Jest prawdziwy? Może wystrzelić? Będę ostrożna… Co mam zrobić? Wyrzucić? Wyrzucić coś tak drogiego? Przecież jest całkiem nowy! Lepiej schowam, potem ci oddam! Mam wyrzucić? Do rzeki? Dobrze, dobrze, nie gniewaj się! Wyrzucę, wyrzucę…A po co ci pistolet? Do czego go używałeś? Mogę raz wystrzelić? Dobrze, nie będę. Tak, tak, wyrzucę jeszcze dzisiaj. Stąd dwa kroki do Jauzy, zaraz wyrzucę. Nigdy nie widziałam pistoletu z bliska. Ciekawe! Nie denerwuj się, zaraz wyrzucę. Też ciebie całuję…Całuję, całuję, całuję… Powiedz coś, pocałuję twój głos. (słucha, przymykając oczy) Jeszcze nie ostygły na mnie twoje pocałunki…Co zrobię? О!!! Mój Boże!!! Zupełnie zapomniałam o sobie! Właścicielka przyjeżdża jutro. Od razu zgłosi. Drugie klucze ma moja mama. Mama dziś wieczorem wróci z Kurska, bo jutro ma tutaj sprzątać. Mama też od razu zgłosi. Nie, z mamą się nie dogadam! Nawet oka nie zmruży, kiedy mnie posadzą. Nie kocha mnie? Kocha. Po prostu wyżej ceni sprawiedliwość i prawo, poczucie obowiązku, honor, prawdę…No tak, jestem pewnie gdzieś na setnej pozycji na te liście! Za mną na tej liście już nic nie ma. Alosza, nie chcę iść do więzienia! Będzie mi tam źle bez ciebie. Z tęsknoty pęknie mi serce. Będziesz przychodził na widzenia? (śmieje się wesoło, jakby z dobrego żartu) Kochany mój, kto by ciebie codziennie do mnie wpuszczał? Na pewno ciebie nie zabiją? Jesteś pewny? Czy mnie tylko pocieszasz? Wybaczam ci. Przecież zrobiłeś to nieumyślnie. Coś wymyślę… Pojadę do męża, potwierdzi, że byłam u niego od wczoraj. Najważniejsze teraz, to zwrócić klucze, tak, żeby sąsiadka nie zauważyła, kiedy się pojawię w domu. Mąż - potwierdzi! Jesteś zazdrosny? (śmieje się) Czy jest od ciebie lepszy, czy gorszy..? Jaka to różnica? Kocham ciebie takiego, jakim jesteś. Jak się odnajdziemy? Kiedy się zobaczymy? Nie, to nie będzie szybko, Aloszka. Tęsknię za tobą. Bez względu na to, czy nie widzę ciebie godzinę, czy cały dzień - tęsknię… Może nie wyjadę? Tak, mama od razu się domyśli i zgłosi. Dobrze. Za dwa dni wrócę. I spotkamy się! Kocham ciebie, kocham …(odkłada słuchawkę i krąży po pokoju, całkowicie szczęśliwa).
Potyka się, odnajduje swoje dżinsy, T-shirt, pantofelki, siatkę. Zdejmuje z siebie ładną spódnicę, bluzkę, podchodzi do lustra i przygląda się sobie, coraz bardziej dumna i zachwycona. Wyjmuje pistolet, celuje do swojego odbicia, stroi grymasy i przyjmuje różne pozy.
Na progu staje Aleksandryna Dmitriewna.
Nieładna kobieta w wieku pomiędzy 50, a 60 lat, w okularach. Ubrana pretensjonalnie, z pseudo-klasą, „młodzieżowo”. Koronkowa, długa, czarna bluzka, przez którą nic specjalnie pociągającego nie prześwieca, bardzo obcisłe legginsy, pantofelki na bardzo wysokich „erotycznych” obcasach. We włosach ma jadowicie jaskrawy, czerwony, ogromny grzebyk w kształcie pająka, u widza cała ta postać asocjuje się z kimś pomiędzy Carmen a Kleopatrą.
Aleksandryna stoi sparaliżowana ze zdumienia. Stoi na progu i patrzy na rozgromione mieszkanie, później - na Ałkę.
Ałła dostrzega w lustrze Aleksandrynę. Zamiera, kuli się, potem powoli odwraca się do niej. Zapomniała o pistolecie, ten zostaje teraz wycelowany w Aleksandrynę.

AŁŁA (nadzwyczaj uprzejmie) - Dzień dobry!

Aleksandryna stawia walizkę i powoli podnosi ręce do góry.

AŁŁA (kojarzy i szybko chowa pistolet za plecy) - Co pani robi? Niech pani nie zwraca uwagi! No, co pani? Wystraszyła się pani pistoletu? Po co? To - atrapa. Dla kawałów. Rozumie pani, tak, dla żartu. Rozbawić się. (pokazuje z daleka) Niech pani sama popatrzy, jeżeli zna się pani na broni.

Aleksandryna opuszcza ręce i postępuje, niepewnie, o krok, w jej kierunku. Ałła z nerwów naciska na spust. Wystrzał. Ałła krzyczy i upuszcza broń. Aleksandryna rzuca się na podłogę. Cisza. Nikt się nie rusza.

AŁŁA - Żyje pani? Kobieto, żyjesz? (stoi wystraszona) Boję się panią dotknąć! Proszę, niech pani sama powie - żywa? O Boże, żyje pani, czy nie?
ALEKSANDRYNA (z trudem mówi) - Zlecili pani mnie zabić? (klęka, patetycznie) Kto stoi za pani plecami? Kto panią przysłał? Czyją wolę pani ślepo wypełnia?
AŁŁA - Nie jest pani ranna?
ALEKSANDRYNA - Pisarz Dzierżawin napuścił panią na mnie?
AŁŁA - Coś mi to przypomina…Dzierżawin? Aktor!
ALEKSANDRYNA - Nie! Pisarz! Robert Dzierżawin.
AŁŁA - I do grobu schodząc, błogosławił…Myślałam, że nie żyje.
ALEKSANDRYNA - Wielki Dzierżawin nie żyje! Ale przeciętność jest nieśmiertelna i rozsiewa bezsens, zło, tandetę. To on panią przysłał! Publicznie mi się odgrażał! Za pomocą anonimowych pogróżek przez telefon. Mafioso. Chce pani rękoma zlikwidować krytykę - w mojej osobie. Więc panią przysłał Dzierżawin!
AŁŁA - Tak… Tak! Rozumiem już, jaki jest w istocie! Zaś pni mi się spodobała od razu! Zaraz pójdę do niego i powiem mu w oczy, co o tym myślę!
ALEKSANDRYNA - Pani jest fanatyczką?
AŁŁA - Nie, zwykłą fryzjerką. (pakuje do siatki foliowej pistolet, szybko zakłada dżinsy i T-shirt) Pani od razu mi się spodobała… na pani twarzy wypisano…Widzę, że pani z walizką?
ALEKSANDRYNA (szybko) - Tam nic nie ma!
AŁŁA - Nie będę pani przeszkadzała. Miło było panią poznać, przepraszam za kłopot. Do widzenia!

Zanim Ałła podejdzie do drzwi, Aleksandryna zamyka drzwi na klucz.

ALEKSANDRYNA - Dawno tu jesteś?
AŁŁA - Dosłownie od chwili! I już wychodzę. Nie chcę przeszkadzać.
ALEKSANDRYNA - Drzwi były otwarte?
AŁŁA - Na oścież! Myślałam, że tutaj już wszystkich wysiedlono. Pomyślałam - wejdę, zobaczę …Czasami wysiedleńcy takie rzeczy zostawiają! Patrzę: nie, nic nie zostało. W dodatku, tutaj chyba jeszcze mieszkają! Pójdę. Bardzo, bardzo miło było się poznać!
ALEKSANDRYNA (z jękiem) - Boże mój! Moje obrazy!!! Widziałaś tutaj kogoś?
AŁŁA - Nikogo!
ALEKSANDRYNA - Kiedy wchodziłaś, spotkałaś kogoś?
AŁŁA - Ani żywej duszy! Proszę wybaczyć, ale już nie mogę pani zajmować ani chwili.
ALEKSANDRYNA - Stój! Wezwę milicję! Stój tu! Będziesz świadkiem!
AŁŁA - Przepraszam, ale bardzo się śpieszę! Chętnie, ale nie mogę!
ALEKSANDRYNA (nie słucha jej, obchodzi mieszkanie) - Mój Boże! Za co? Ograbili!!! Wynieśli telefon! Z faksem! Złoto! Diamenty! Moje brylanty! Moje dolary!!!

Ałła cichcem, swoimi kluczami, próbuje otworzyć drzwi. Aleksandryna zauważa to. Bierze taboret, podkrada się, uderza nim Ałłę w głowę. Ałła pada. Aleksandryna zabiera klucze Ałły. Wyciąga z siatki pistolet. Wyciąga z szafy sznurek.

ALEKSANDRYNA (wiąże Ałce ręce i nogi) - Złodziejka! Bandytka! Teraz trzymaj się, Dzierżawin! Postudiujesz sobie życie na Sołowkach! (ciągnie związaną, jęczącą Ałkę do łazienki) Urządził sobie rajskie życie! Żywemu muzeum otworzyli! Ma własnych morderców na zlecenie! (mówi tak, jakby wygłaszała wykład) Zły pisarz zawsze jest na bakier z moralnością! Mogą istnieć niewykwalifikowani robotnicy, krawcowa-fuszer, aktorka-partacz…, ale potrafią zostać wspaniałymi, niezbędnymi społeczeństwu ludźmi. Zły pisarz zawsze społeczeństwu jest zbędny! Jego kompleksy, pragnienie samopotwierdzenia się, pozbawiają go jakiejkolwiek wartości! Opanowani przez chęć sprawowania władzy duchowej nad ludźmi, osiągnięcia sławy za wszelką cenę… Wszystko to idzie w parze z przyziemnymi dążeniami do luksusów w życiu codziennym …(pryska Ałce w twarz wodą)
AŁŁA (nie podnosi głowy) - Co pani? Wściekła się, czy co? Czemu mnie pani uderzyła? Czy ja panią dotknęłam? Dlaczego mnie pani związała? Jest pani wariatką?
ALEKSANDRYNA - Skąd masz moje klucze?
AŁŁA - Leżały pod drzwiami, na podłodze!
ALEKSANDRYNA - Nie leżały! Właśnie nimi otworzono drzwi mojego mieszkania! Ty je otworzyłaś! Dlatego chcesz uciec!
AŁŁA - Protestuję! Niech mnie pani natychmiast rozwiąże! Nie ma pani prawa, ani mnie wiązać, ani przesłuchiwać!
ALEKSANDRYNA - To samoobrona! Odpowiesz, skąd masz klucze, to zaraz ciebie rozwiążę.

Ałła milczy.

ALEKSANDRYNA - Są trzy komplety kluczy. Jeden - u mnie. Drugi - u Beniamina. (zamyśla się)
AŁŁA - Niech pani mnie rozwiąże!!!
ALEKSANDRYNA - Odpowiedz mi uczciwie na jedno pytanie, to zaraz ciebie wypuszczę. Już wszystko zrozumiałam. Po prostu chcę, żebyś dodatkowo to potwierdziła. Potwierdzisz - wypuszczę.
AŁŁA - Co mam potwierdzić?
ALEKSANDRYNA - Przecież znasz Beniamina… Siergiejewicza?
AŁŁA (od razu) - Tak.
ALEKSANDRYNA (ostro) - Gdzie mieszka?

Odpowiedź wyraźnie sprawia trudność Ałłce.

ALEKSANDRYNA (odstępuje i ze wstrętem patrzy na nią) - Przyprowadził ciebie tutaj. Apetyt na truskawki! No jasne, nie będzie ciebie przedstawiał własnej matce! Od dawna się znacie? Odpowiadaj, to ciebie wypuszczę. Zresztą sama się wszystkiego domyśliłam. Długo już…?
AŁŁA (niekonkretnie) - Niezbyt…
ALEKSANDRYNA (coraz bardziej wciąga ją dochodzenie) - Jak w twoich rękach znalazły się moje klucze?

Ałła nie wie, co odpowiedzieć.

ALEKSANDRYNA (dumna z własnej przenikliwości) - Wyszedł wcześniej, a ciebie tutaj zostawił?
AŁŁA - Tak.
ALEKSANDRYNA - Nagą?
AŁŁA - Nie. Najpierw poszedł, dopiero wtedy się rozebrałam.
ALEKSANDRYNA - Oryginalne! Taki solidny człowiek! Po co wyciąga łapy?
AŁŁA - Właściwie to nie bardzo wyciągał łapy…
ALEKSANDRYNA - Wszystko wynikło z pani inicjatywy?
AŁŁA - Tak. Z mojej.
ALEKSANDRYNA - Co mówił o mnie?
AŁŁA - O pani? Nic!
ALEKSANDRYNA - A więc, pozostało coś świętego...
AŁŁA - To zostało. (po chwili) Teraz już wszystko dla pani jest jasne. Czas mnie rozwiązać.
ALEKSANDRYNA (siada na brzeg wanny) - Komu można wierzyć? Nasz związek trwa już dziesięć lat!
AŁŁA - Oho! Niech pani się nie załamuje! Wie pani, przypomniałam sobie. Sama mu się bezczelnie narzuciłam. Przecież nic o pani nie wiedziałam! Opierał się. Do niczego nie doszło. Nic nie wyszło. Prosto w oczy powiedział mi, że od dziesięciu lat kocha inną kobietę. Teraz rozumiem, że to była aluzja do pani.
ALEKSANDRYNA (chichocze) - Od dziesięciu lat, co?
AŁŁA - Kocha!
ALEKSANDRYNA - Co kocha?
AŁŁA - Kobietę! Panią!
ALEKSANDRYNA - Użył właśnie ten czasownik? Kochać?
AŁŁA - Tak, przypomniałam sobie dokładnie. Ten czasownik.
ALEKSANDRYNA - Konkretnie? Zacytuj!
AŁŁA - Co?
ALEKSANDRYNA - Za-cyt-uj! No, powtórz dokładnie jego słowa o miłości!
AŁŁA - Więc powiedział, że tęskni, bardzo tęskni…tęskni bardzo… Bardzo tęskni!
ALEKSANDRYNA - To już zrozumiałam. Dalej!
AŁŁA - Że, kiedy jesteście razem, to wydaje mu się, że anioły podnoszą was na prześcieradle do nieba!
ALEKSANDRYNA - Lepiej, żeby te anioły, chociaż raz, co innego mu podniosły- ku niebu! Ładnie to wymyśliłaś, dziecinko! Bardzo wzruszająco! To bardzo ujmujące, że ty, w takiej sytuacji, chcesz mnie pocieszać! W takim razie - ze mną już bardzo kiepsko! Widać to na pierwszy rzut oka! Jest impotentem. Nie zauważyłaś?
AŁŁA - Nie.
ALEKSANDRYNA - Czy w ogóle miałaś kiedyś do czynienia z impotentem?
AŁŁA - Nie.
ALEKSANDRYNA - A ja trafiam tylko na takich! We wszystkich związkach! (odchodzi do lustra, przygląda się sobie) Trzeba uznać stan faktyczny - jestem młodsza od Zośki Loren, ale wyglądam od niej o wiele gorzej.
AŁŁA - Kocha go pani?
ALEKSANDRYNA - Byłam na konferencji w tym okropnym Monachium. Francuzi, Niemcy, Polacy - wszyscy mówili mi komplementy, śmiali się, pili ze mną! Miałam taką bluzkę, że było wszystko jedno, czy jest, czy jej nie ma! Ale na żadnej z tych paskudnych mord nie pojawił się nawet cień chęci pożądania! Chociaż ja byłam w euforii! Wydawało mi się, że mam powodzenie! Dookoła same romanse, wszyscy ze sobą sypiali… Ale - nikt ze mną!
AŁŁA - Kocha go pani?
ALEKSANDRYNA - Co ty możesz wiedzieć o miłości? Zawsze do niej dążyłam, ale z seksem nigdy mi nie wychodziło. Najpierw wydawało mi się, że jestem zbyt wartościowa, żeby spotykać się z kimś tylko dla seksu. Potem wszyscy znajomi mężczyźni nagle okazali się - wobec mnie - bardzo stateczni. Okropność! I nie zadawaj mi głupich pytań! My się zrozumieć nie możemy! Każdenu swoje. Jak w piekle!
AŁŁA - Tak, nie jestem taka wykształcona, jak pani. Nic nie rozumiem w miłości. Ale - kocham! Proszę mnie rozwiązać! Już dziś mnie wpychano do tej łazienki! Wystarczy. Nienawidzę jej! Chce mi się tutaj jechać do Rygi!
ALEKSANDRYNA - Beniamin zastosował przemoc? Zaczynam go szanować. No, Beniaminie, który przyprowadziłeś ją tutaj, aby tak romantycznie opowiadać o aniołach, poczekaj! Opowiadaj wszystko! Przestań uważać mnie za idiotkę! Nie rozwiążę ciebie, dopóki nie powiesz mi prawdy!
AŁŁA - Co mam opowiadać? Co?! Nie rozumiem!
ALEKSANDRYNA - No tak, Właściwie, co masz mi powiedzieć?! Wracam z Niemiec: drzwi na oścież! Mieszkanie ogołocone! Ty też - goła! Strzelasz od mnie z pistoletu! Potem próbujesz zwiać! Rzeczywiście nie masz o czym mi mówić…
AŁŁA (zadrżała) - Gdzie jest pistolet?
ALEKSANDRYNA - Pistolet to dowód rzeczowy. Mów! Gdzie się poznaliście?
AŁŁA - Na dyskotece.
ALEKSANDRYNA - Beniamin na dyskotece? Brawo!
AŁŁA - Nie, przechodził obok…do baru…
ALEKSANDRYNA - Wypić?
AŁŁA - Raczej po papierosy…
ALEKSANDRYNA - Załóżmy. Co dalej?
AŁŁA - Podeszłam do niego…
ALEKSANDRYNA - Po co?
AŁŁA - Wyciągnąć fajkę.
ALEKSANDRYNA - To jest powód.
AŁŁA - Zagadałam do niego…
ALEKSANDRYNA - O czym?
AŁŁA - Tak…ogólnie…
ALEKSANDRYNA - Przyprowadził ciebie do tego mieszkania?
AŁŁA - Tak, właściwie tak się to stało…
ALEKSANDRYNA - Po co ciebie tu przyprowadził?
AŁŁA - No, przyprowadził mnie…jak to mężczyzna…
ALEKSANDRYNA - Był w okularach?
AŁŁA - Zaraz, zaraz, niech sobie przypomnę…
ALEKSANDRYNA - Czy bez?
AŁŁA - W okularach… chwilami…a czasami…zupełnie bez okularów!
ALEKSANDRYNA - Przyprowadził… Do czego doszło?
AŁŁA - Do niczego!
ALEKSANDRYNA - W to - wierzę!
AŁŁA - Proszę mnie rozwiązać! Boli mnie!
ALEKSANDRYNA - Gdzie się podział Beniamin? Zastrzeliłaś go?
AŁŁA - No, co pani? Nawet komarów nie zabijam! Tylko - odstraszam! Poszedł w jakichś sprawach.
ALEKSANDRYNA - I ciebie zostawił w moim mieszkaniu, dał do niego klucze?
AŁŁA - I nie zamknął drzwi! Wtedy tu wpadli bandyci, wepchnęli mnie do łazienki…
ALEKSANDRYNA - Zgwałcili?
AŁŁA - No, co pani? Nie, rzecz jasna!
ALEKSANDRYNA - A kiedy wychodzili, to wypuścili z łazienki?! Jak troskliwie odnoszą się do ciebie mężczyźni! Ta legenda nie przeszła! Beniamin nie pali, nigdy nie nosi okularów, nie ma żadnych spraw, nie interesuje się kobietami. Mężczyznami, zresztą, także nie! Znajdujemy się w ślepej uliczce. Kłamstwa jeszcze ci się nie znudziły? Wróćmy do pierwszej wersji! Znasz Dzierżawinа?
AŁŁA - I do grobu schodząc, błogosławił! To wszystko!!! Nic więcej nie pamiętam!
ALEKSANDRYNA - Innego Dzierżawinа!
AŁŁA - W ogóle nikogo nie znam. Ani pani Beniamina, ani Dzierżawinа! Niech mnie pani rozwiąże! Boli mnie! Mam dosyć! Śpieszę się! Jestem tutaj przypadkiem!
ALEKSANDRYNA - Nie, Dzierżawin nigdy nie wysłałby zabójcy! To zbyt ryzykowne i za kosztowne! A to chciwiec! Ty też nie wyglądasz na nikogo z jego kręgu znajomych! Jako śledczy dałam plamę. Przeszkodził mi nadmiar inteligencji i wyobraźni. (wychodzi z łazienki) Milicja ciebie rozwiąże! Cierpliwości! Za dziesięć minut tu będą! (podchodzi do telefonu, po drodze kopie róże) Te róże, to też jakiś dowód! Raczej nikt nie chodzi na włam z różami!
AŁŁA - Niech mnie pani wysłucha! Jak kobieta kobietę. Powiem prawdę!
ALEKSANDRYNA (wraca, staje w drzwiach) - Słucham. Ale - tylko prawdę!
AŁŁA - Niech mnie pani rozwiąże! Nie ucieknę. Słowo honoru!
ALEKSANDRYNA - Po co? Usta masz wolne! Mów!
AŁŁA - Bardzo trudno mówić prawdę, jeżeli się siedzi związanym!
ALEKSANDRYNA - To niech się tobą zajmie milicja!
AŁŁA - Proszę poczekać! Rozumiem, że pani jest teraz zdenerwowana! Tyle pani skradziono! Nigdy wcześniej nie sądziłam, że ktoś może mieć tyle rzeczy! Ale milicja pani nie pomoże! Musimy się jakoś dogadać! Tych rzeczy już nie ma! Wiem to na pewno. Dla pani już nie istnieją! Nigdy już ich pani nie zobaczy! Żadna milicja ich nie znajdzie! Co pani, jak dziecko, wierzy w milicję!? Myśli pani, że nie mają nic innego do roboty?
ALEKSANDRYNA - Moich rzeczy już nie ma? Już nie ma? Łajdaczka! Prostytutka! (kopie Ałkę) Całe moje życie! Życie mojego ojca! Mój ojciec bronił Ojczyzny! Doszedł do Berlina! Wszystkie te obrazy były stamtąd! Z najlepszych zbiorów! Są bezcenne! A złoto! Unikalna kolekcja diamentów! Pozbawiłaś mnie wszystkiego! Nic mi nie zostało! Łajdaczka!!! Bydlę!!!
AŁŁA - Niech pani przestanie! To boli!!! Jestem w ciąży!!!
ALEKSANDRYNA (rozgorączkowana) - Boli? A mnie nie? Łajdaczka!!!
AŁŁA (krzyczy) - Wszystko zwrócimy!!!
ALEKSANDRYNA (gwałtownie zamiera) - Zwrócisz? Dogadajmy się! Zwracasz rzeczy! A ja - nie zgłoszę! I wypuszczę ciebie!
AŁŁA (po chwili) - Niech pani zrozumie - rzeczy już nie ma! I nigdy już ich nie będzie! Ale, niech pani policzy, ile są warte. Wszystko zwrócimy. Zapłacimy. Stopniowo…w ratach… Jeżeli pani zgłosi na milicję, to figę pani dostanie! Najwyżej mnie posadzą! Będzie pani lżej? No?
ALEKSANDRYNA - Tak! Lżej! Usłyszałam „my”. Kto to - my?
AŁŁA - Powiem wszystko.
ALEKSANDRYNA - Wal! (zapala papierosa)
AŁŁA - Czy pani kiedyś kochała?
ALEKSANDRYNA - Przestań udawać schizofreniczkę!
AŁŁA - Kochała pani swojego Beniamina?
ALEKSANDRYNA - Jestem już całkowicie pewna, że na oczy go nie widziałaś! Nie graj na czas!
AŁŁA - Kocham pewnego mężczyznę! Jest piękny, myślący, delikatny… Ma takie oczy... Może mówić oczyma. A na potylicy ma pasemko miękkich włosów…Kocham go tak bardzo, że kiedy umrze na drugim końcu świata, minutę później ja też skonam! Bez żadnych wysiłków! Chciałam się powiesić w pani mieszkaniu…
ALEKSANDRYNA - Tylko mi trupa tutaj brakowało!
AŁŁA - Wie pani, czego się przestraszyłam? Nie śmierci! Wystraszyłam się, że kiedy umrę, to będę bez niego. Sama! Nawet martwa, będę wiecznie za nim tęskniła!
ALEKSANDRYNA - Poczekaj, poczekaj, to ciekawe. (przynosi dyktafon) Może mi się przydać. Możesz powtórzyć?
AŁŁA - Co mam powtórzyć?
ALEKSANDRYNA - No, to o miłości i śmierci. (włącza dyktafon) Rozumiesz, brzmi całkiem śmiesznie. Jeżeli będę kiedyś pisała o jakiejś głupiej powieści o miłości, zacytuję ciebie. Będzie alternatywą. Powtórz, proszę! Już się zapisuje! Powtórz!
AŁŁA - Co mam mówić?
ALEKSANDRYNA - Jak go kochasz! Postaraj się odtworzyć dosłownie! Mów o tej miłości!
AŁŁA - O miłości? Nic nie wiem o miłości! Miałam babcię, bardzo mnie kochała…
ALEKSANDRYNA - O babci nie trzeba!
AŁŁA - Niech pani poczeka! Myśli mi się plączą. Mama zakazała mnie ochrzcić. Babcia ciężko przeżywała, że nie mam Anioła-Stróża. Bo, sama pani wie, jak ciężko człowiekowi bez Anioła-Stróża! Kiedy go zobaczyłam, od razu zrozumiałam - oto mój Anioł-Stróż! Myśli, że może mnie skrzywdzić. (śmieje się) Nie rozumie, że jest nie tylko Aloszą, ale i moim Aniołem-Stróżem! Na wieki wieków, amen. Nie zdążyłam mu o tym powiedzieć. Bałam się, że mnie wyśmieje! Stchórzyłam. On nigdy nie pomyślał o tym, że ma duszę. Będę mu przypominała. Nie wolno dopuścić, aby zrozumiał to za późno! Kiedy już nie da się jej uratować. Zbawić.
ALEKSANDRYNA - Ale dajesz! Sama wykumałaś?
AŁŁA - Przecież to wszystko jest prawdą! Naprawdę pani nie czuje?
ALEKSANDRYNA - Mów, mów…
AŁŁA - Stchórzyłam. Wystraszyłam się, że nie spodobam mu się taka, jaka jestem … Dlatego - wymyśliłam siebie. Zaprowadziłam go do pani mieszkania, ubrałam się w pani odzież, zapaliłam pani świece…
ALEKSANDRYNA - I pieprzyłaś się z nim w moim łóżku! Mój Beniamin uważa, że łóżko służy wyłącznie do leżenia w nim i chrapania z otwartymi ustami. Gdyby, choć raz w życiu, udało mi się równocześnie zakochać i pieprzyć! Życie mi minęło, ani razu tak nie wyszło. Co czujesz przy tym?
AŁŁA - Co czuję?
ALEKSANDRYNA - Co czujesz, kiedy znajdujesz się w łóżku i to w dodatku z tym, którego kochasz?
AŁŁA - Czujesz, że jesteś z nim i kochasz go. Że tej chwili nikt nigdy ci nie odbierze.
ALEKSANDRYNA (rozmarzona) - Nawet wtedy, kiedy będzie ci się chciało rzygać na jego widok, wspomnienia pozostaną…
AŁŁA - Nigdy nie przestanę go kochać, nawet po śmierci.
ALEKSANDRYNA - To strasznie intrygujące, jak na nasze kobiety wpływają opery mydlane! Oglądasz te wszystkie seriale?
AŁŁA - Co?
ALEKSANDRYNA - No, wszystkie te gnioty o przeznaczeniu i miłości?
AŁŁA - Oglądam.
ALEKSANDRYNA - Jak ci się podobają?
AŁŁA - Bardzo.
ALEKSANDRYNA - Można było tego się spodziewać. Zatem przyprowadziłaś tego świeżo-upieczonego Anioła-Stróża do mojego mieszkania?

Ałła milczy.

ALEKSANDRYNA - Pieprzyliście się w moim łóżku?

Ałła milczy.

ALEKSANDRYNA - A potem okradł moje mieszkanie.
AŁŁA - Sądził, że to moje!
ALEKSANDRYNA - Tak, rzeczywiście jest bardzo szlachetny. Nawiasem mówiąc, skąd masz moje klucze?
AŁŁA - Od mamy. Mama sprząta u pani.
ALEKSANDRYNA - Od mamy! Jakie to proste! Już ze dwa lata u mnie sprząta, nieprawda? Nawet cukierka z wazy nie wzięła! Przykro, że nie poszłaś w jej ślady! On okradał moje mieszkanie, a ty siedziałaś i patrzyłaś na niego zakochanymi oczyma?!
AŁŁA - Bardzo go prosiłam…!
ALEKSANDRYNA - Miała w nosie twoje prośby?! No tak, przecież jeszcze nie wie, że przed nim otwiera się taka wspaniała przyszłość –z sutenera awansuje na Anioła-Stróża!
AŁŁA - Kocham go takiego, jaki jest. Wszyscy ludzie popełniają błędy.
ALEKSANDRYNA - Łatwo filozofować za cudze pieniądze! Na cudzy koszt można osiągnąć szczyty wspaniałomyślności. Kim on jest? Nazwisko? Adres? Wezwę milicję i pojedziemy go złapać!
AŁŁA - Nie powiem!
ALEKSANDRYNA - Wtedy wsadzą ciebie. Na długo. Gdzieś na osiem latek!
AŁŁA - Nie powiem! Zwróci pani pieniądze! Po prostu wpadł w kłopoty! Ma dług! Mogli go zabić! Zwróci! Razem zwrócimy! Czy naprawdę jego życie jest mniej warte, niż pani pieniądze?!
ALEKSANDRYNA - Niezły z ciebie demagog! Przestań stroić z siebie bohaterkę i trzeźwo popatrz w twarz rzeczywistości! O, tu, w tym mieszkaniu, kilka godzin temu, widziałaś go po raz ostatni w życiu! Nie będzie czekał na ciebie, aż wyjdziesz z pudła! Nawet na widzenia nie przyjdzie! Mówiłaś, zdaje się, że jesteś w ciąży? Czy mi się tylko wydawało?
AŁŁA - Czuję, że tak jest. Jestem w drugim dniu ciąży!
ALEKSANDRYNA - Porażająca intuicja! Posiadając takową, nie przeczułaś, że wpadłaś z głową w łajno?!
AŁŁA - Nie jestem w łajnie! Jestem szczęśliwa!
ALEKSANDRYNA - Masz rację, w łajnie to ja jestem! A ty - czekasz na pierścionek. Zaręczynowy. Pomyśl: czeka cię wiele lat pudła, straciłaś swojego chłopaka, swojego syna też utracisz! Przecież nie mogła będziesz widzieć swojego dziecka - to, jak jego utrata… Pomyśl, jak będzie żyło twoje dziecko, zrodzone z miłości, bez swojej matki? Będziesz musiała wybrać - on, albo dziecko! Kogo wybierasz?
AŁŁA - Nic nie powiem!
ALEKSANDRYNA - Cóż znaczy dla takich, jak ty, łza dziecka? (pochyla się nad Ałłą i krzyczy) Zrozum w końcu, że twój Anioł Stróż to sutener i łajdak!

Ałła pluje jej w twarz.

ALEKSANDRYNA - Czarownico! Zgnijesz w ciupie! Wszystko zrobię, aby tak się stało! Czytałaś o naszych obozach? Będą tam ciebie pieprzyły nasze brudne baby i strażniczki! Albo zdechniesz, albo staniesz się szmatą! Idiotko!!! Mów mi o nim! Razem będziemy się ratować! Zdążymy jeszcze coś odzyskać!!!
AŁŁA - Rzeczy już nie ma! Nic pani nie powiem! Dłużej już nie będę z panią rozmawiała!
ALEKSANDRYNA - Posłuchaj, nie będę się na nim mściła. Niech sobie żyje! Żeńcie się, pieprzcie, rozmnażajcie, hodujcie sobie skrzydła, umrzyjcie w tej samej sekundzie… Róbcie sobie, co chcecie! Tylko zwróćcie mi moje rzeczy!!!
AŁŁA - Nic nie powiem! Milicji też! Niech mnie pani bije! Posadzi! I tak nic nie powiem!!!
ALEKSANDRYNA - Joanna d’Arc!!! Co prawda, Wolter uważał ją za dziwkę, a nie za dziewicę… Na początku też widywała anioły, potem też pieprzyła się z jednym. I też ją wrobił! Historia lubi się powtarzać! Najpierw inkwizycja torturowała tę czarownicę, a potem spalono ją na stosie. Także była szczęśliwa! No cóż, okażmy wierność tradycji! Stosu tutaj, ani ogniska nie mogę rozpalić, zresztą - to średniowiecze! Dorobiliśmy się już demokracji! Nam do szczęścia wystarczy żelazko! Mam nadzieję, że twój Anioł żelazka nie zwinął? (przynosi żelazko, włącza do gniazdka) Domyśliłaś się, co mam zamiar zrobić?
AŁŁA - Boję się pani!
ALEKSANDRYNA - To dobrze! Na co miałaś nadzieję? Że dla twojej wielkiej miłości zgodzę się przeżyć resztę pozostałego mi życia w nędzy? Każdemu - swoje. Dlaczego mam zostać żebrakiem?!
AŁŁA - Przecież pani dużo zarabia! Czy nie jest pani krytykiem?
ALEKSANDRYNA - Dziecino, nawet ci, co piszą książki nic nie zarabiają. A ja ich krytykuję! W ten sposób jeszcze nikt nie dorobił się majątku! W dodatku trzeba uwzględnić, jakie kto ma potrzeby. Przywykłam do luksusu, jeść lubię w restauracjach. Lubię, żeby kelner zwracał się do mnie po imieniu. Przywykłam do drogich koniaków, naturalnych soków, dobrej czekolady. Zimą jadam truskawki! Codziennie przychodzi do mnie masażystka i fryzjerka. Chodzę wyłącznie do najdroższych lekarzy. Co najmniej dwa razy do roku odpoczywam za granicą. Na przykład - w Szwajcarii … Przyjmuję u siebie sławy. A to, czym ich karmię, odgrywa ważną rolę! Tak! Z reguły to kutwy. Uwielbiają objadać się na krzywy ryj! Między nami mówiąc, przychodzą do mnie po to, aby się dobrze nażreć! I - żeby nieco pożyczyć! Co roku sprzedaję jeden obraz. Dzięki temu, mogę prowadzić taki właśnie tryb życia! Za późno, żebym się odzwyczajała! Wiesz, ile to kosztuje stałe członkostwo w Instytucie Urody?!

AŁŁA - Obrzydliwa, zła starucha!
ALEKSANDRYNA (podnosi żelazko) - Powiesz mi, gdzie go można znaleźć! Już sobie wyobrażam, jaki jest przystojny i młody! Nie wsadzę go do ciupy! Zmuszę jedynie, by wszystko zwrócił! Zapłacę jego długi! Okażę swoją szlachetność, na własny rachunek! A do ciupy wsadzę ciebie! Twój Anioł Stróż mi w tym pomoże! Ty, ze swoją śliczną mordką, będziesz tam mogła marzyć sobie o niekończących się serialach o największej miłości, a twoje chłopię tutaj, w moim mieszkaniu, na moim łóżku, będzie mnie pieprzyć. Mnie, obrzydliwą, złą staruchę! Odmłodnieję! Zapewniam ciebie, przestanę być zła! Wypięknieję! Dlaczego masz sobie kupować miłość na mój koszt?! Jeżeli ja mam płacić, to niech mnie pieprzą! Wtedy wszystko będzie normalnie. Wcześniej mi do głowy nie przyszło, że miłość trzeba kupować. Jestem z pokolenia chciwców. Miłość, to chyba coś najcenniejszego w życiu kobiety. Sprawiedliwość wymaga, żeby za cenne rzeczy słono płacić. Jeżeli, oczywiście, jest się wypłacalnym! Mam pięćdziesiąt sześć lat, a nikt mnie jeszcze ani razu nie przeleciał, więc - domyślasz się - jak tego potrzebuję? Będę miała twojego chłoptasia! Właśnie twojego! I zwróci mi rzeczy! A ty, będziesz odsiadywać w pudle swój wyrok! (dotyka żelazkiem Ałkę)
AŁŁA - А-ааа!!! Alosza!!! (mdleje)
ALEKSANDRYNA - Do diabła! Co się ze mną dzieje? Jakiś szał mnie ogarnął, czy co?! (szybko wyłącza i wynosi żelazko) Hej! Dziewczyno! Jak ty się, do diabła, nazywasz? Halo! (spryskuje ją wodą) Nikt nie ma zamiaru ciebie torturować! Ja, po prostu… Ocknij się! (nachyla się, słucha serca) Nic nie rozumiem. Zdaje się, że trzeba będzie przynieść lusterko… (wyciąga z torebki puderniczkę, otwiera, podsuwa ku ustom Ałły) Nie rozumiem - żyje, czy nie? Przecież to będzie zabójstwo! Kryminał! Trup!!! Uniewinnią mnie. Przecież to była samoobrona. Jaka, do cholery, samoobrona?! Przecież jest związana! Ścisnęłam ją zbyt mocno! Pozostał ślad po żelazku! (rozwiązuje Ałkę) Jak to wszystko wyjaśnię? Trzeba zrobić masaż serca! Albo sztuczne oddychanie. (próbuje) Nie umiem. Muszę wezwać lekarza! Może jeszcze zdążą ją uratować? Milicję trzeba też wezwać! Jakie głębokie są te ślady! (pośpiesznie rozwiązuje Ałkę) Sznury trzeba schować! Potem je wyrzucę! (biegnie do telefonu, wybiera numer).

Ałła ostrożnie, chwiejnie wstaje.

ALEKSANDRYNA - Pogotowie? Czekam…

Ałła uważnie przysłuchuje się.

ALEKSANDRYNA - Pogotowie? Dobrze… czekam… czekam… Pogotowie!!! Tutaj zasłabła dziewczyna! Coś z sercem! Nie wiem… nie wiem… Nic o niej nie wiem. Nie, nie na ulicy! U mnie, w mieszkaniu.

Ałła podkrada się bezszelestnie do Aleksandryny, po drodze łapie taboret.

ALEKSANDRYNA - Wie pani, włąśnie wróciłam z Niemiec, moje mieszkanie zostało okradzione. Zaraz wezwę milicję. Ale tu znajduje się nieprzytomna dziewczyna. Widać okradała mieszkanie i zasłabła… Albo swoi ją wykończyli! Cała jest w siniakach!

Ałła uderza Aleksandrynę taboretem w głowę. Aleksandryna upada.

AŁŁA (spokojnie do słuchawki) - O, już jej jest znacznie lepiej! Wstała. Dziękuję za uwagę. Może się pani już nie denerwować. (wiąże ręce i nogi Aleksandrynie tymi samymi sznurami) Jak ona mnie wiązała? Dobrze jej to wyszło! Mocno. Trzeba tak samo. Wtedy na pewno się nie rozwiąże!

Aleksandryna odzyskuje przytomność. Ma już związane ręce, ale nogi swobodne.

ALEKSANDRYNA (wściekle broni się nogami) - Bandytka! Córka sprzątaczki! Wsadzę ciebie! Posiedzisz sobie! (silnie kopie Ałkę)

Ałła krzyczy i puszcza ją. Aleksandryna staje na nogi, podbiega do ściany i opiera się o nią. Usiłuje wyzwolić ręce. Kopnięciami odgania Ałkę, która próbuje się do niej zbliżyć.

ALEKSANDRYNA - Ameba! Bezmózgowiec! Ulicznica! Jak śmiałaś mnie uderzyć?! Tylko podejdź!!!
AŁŁA (odnalazła pistolet, celuje w Aleksandrynę) - Leżeć! Kładź się, powiedziałam! Liczę do trzech, a potem strzelam w nogi!

Aleksandryna uspokaja się i natychmiast się kładzie.
Ałła odkłada pistolet, jak najdalej od Aleksandryny, podchodzi do niej.

AŁŁA - Ani się rusz! Nie przeszkadzaj mi w pracy! (wiąże nogi Aleksandryny i ciągnie ją do łazienki) Tutaj sobie pani poleży do jutra! Rano przyjdzie moja matka, razem sobie wezwiecie milicję! A my - będziemy już daleko! Przecież mamy pani pieniądze!!! Ułątwią nam wyjazd! Ma pani rację - pieniądze są bardzo ważne! Uciekniemy! Uciekniemy z kraju! Będziemy szczęśliwi, bo się kochamy!
ALEKSANDRYNA - Daleko nie uciekniecie! Jesteś bardzo głupia, dziecino! Wiele już wiem o twoim kochasiu! Przy mojej pomocy milicja szybko go znajdzie. Nigdzie nie uciekniecie! Będziecie, ptaszki, siedziały - w różnych klatkach!

Ałła odchodzi spokojnie, bierze pistolet, wraca i celuje prosto w twarz Aleksandrynie.

AŁŁA (bardzo spokojnie i zdecydowanie) - W takim razie muszę panią zabić.

KONIEC PIERWSZEGO AKTU.


AKT DRUGI

Aleksandryna, związana, leży w łazience. Ałła celuje do niej z pistoletu.

AŁŁA - W takim razie muszę panią zabić.
ALEKSANDRYNA (po chwili, zdecydowanie) - Dobrze! Zastrzel mnie! Niech w moim życiu zdarzy się chociaż coś wyjątkowego! (po chwili) No, strzelaj szybciej z tego cholernego pistoletu, łajdaczko! Nie chcę żyć, słyszysz? Mam pięćdziesiąt sześć lat, a jeszcze nie rozpoczęłam życia! Dzieciństwo? Miałam! Trochę młodości. To wszystko. Nic więcej!!! Reszta, to jak skok w przepaść! Fiut! Wcale nie miałam życia! Nie zrozumiesz, jaki to horror! Nikogo nie kochałam! Nawet nie byłam porządnie zakochana. Nikogo nie kochałam. Po co mi takie życie? Strzelaj, na Boga! Szybciej, póki się nie rozmyśliłam! (uderza głową o brzeg wanny i szlocha) Nikogo nie kochałam! Nikogo nie kochałam! Nie mam żadnych miłosnych wspomnień! Co za potworne nieszczęście!!! Tylko - lodowate przerażenie!!! Nikt nigdy tego nie zrozumie. O, Boże, wróć mi moją młodość! Utraconą bezsensownie… Moje życie przepadło! Strzelaj!

Ałła biegnie do pokoju po szklankę, wraca, nalewa wody i próbuje napoić Aleksandrynę.

ALEKSANDRYNA (sprzeciwia się kręci głową) - Nigdy nie byłam mężatką. Ani razu. Nawet nie byłam bliska tego! Nie mam dzieci. Nigdy ich nie będę miała. Nie miałam nawet dobrego kochanka! O seksie wiem tylko tyle, co w pornosach widziałam.
AŁŁA - Niech pani wypije! Ma pani atak histerii.
ALEKSANDRYNA - Strzelaj, póki się nie boję.
AŁŁA - Nie chciałam. Czy ja potrafię kogoś zabić? Nawet Panią… Ale kocham go! Boję się o niego! Tak go kocham!
ALEKSANDRYNA - A ja nigdy nikogo nie kochałam! Nie mam wspomnień.
AŁŁA - Kocham go, rozumie pani? Wspominam każdą sekundę spędzoną z nim. Kochałam go nawet wtedy, gdy mnie krzywdził. Kocham…
ALEKSANDRYNA - Nigdy, nikogo, nie kochałam!
AŁŁA - To ja jestem wszystkiemu winna! Doszło do tego, ponieważ bardzo mocno go kocham.
ALEKSANDRYNA - Życie przepadło! Po co? Gdzie? Gdzie podziała się moja młodość? Po co pisałam książki? Ukatrupiłam dziesięć najlepszych lat mojego życia, aby napisać dwie książki!
AŁŁA - Książki? To wspaniale!
ALEKSANDRYNA - Książki bywają różne! Pogrzebałam dziesięć lat swojego życia dla sterty makulatury. Ani sławy, ani pieniędzy, ani miłości! (śmieje się)
AŁŁA (szlocha) - Pani jest w histerii! Bardzo proszę, niech się pani napije!
ALEKSANDRYNA (krzyczy) - Zamknij się! Napisałam dwie książki! (szeptem) Komu są potrzebne?
AŁŁA - Niech pani pije! Uspokoi to panią!
ALEKSANDRYNA (śmieje się) - Jestem pisarką! Monsieur, wydałam dwie książki! (rozpaczliwie szlocha) Lepiej zostałabym prostytutką! Albo wyszła za mąż za pijaka! Bezpłodna figa! Napisała dwie książki! (śmieje się) Nikt ich nigdy nie przeczytał! Kłamię! Czytał zecer. Za to mu zapłacili!
AŁŁA (przez łzy) - Niech pani wypije! Proszę! (udaje się jej wlać Aleksandrynie kilka kropel wody)
ALEKSANDRYNA - Powiedz mi prawdę! Tylko prawdę!!! Jestem aż tak brzydka? Nie, lepiej nie odpowiadaj! Oczywiście, jestem obrzydliwą, złą staruchą.
AŁŁA - Niech mi pani wybaczy!
ALEKSANDRYNA - Wyobraź sobie…Ile masz lat?
AŁŁA - Dwadzieścia jeden.
ALEKSANDRYNA - Wyobraź sobie mnie - przed trzydziestu pięciu laty. Miałam dwadzieścia jeden lat, jak ty. Wyobrażasz sobie?
AŁŁA - Proszę mi wybaczyć, nie chciałam pani zranić.
ALEKSANDRYNA (żarliwie) - Skup się! Niczego tego (trzęsie głową) na głowie nie miałam! Nie byłam żadną blondynką! Nie miałam trwałej! Nie miałam siwizny, którą trzeba ukryć pod farbą! Nie miałam!!! Miałam kasztanowe, wijące się włosy! Puszyste! Byłam smukła, jak trzcinka! A twarz miała brzoskwiniową cerę! I piegi! Wybieliłam je, teraz już nie wrócą. I wielkie zielone oczy!!!
AŁŁA - Oczy zostały.
ALEKSANDRYNA - Brwi... Szerokie, niewyszczypane, gęste. Możesz to sobie wyobrazić?
AŁŁA - Spróbuję. (uczciwie zamyka oczy i koncentruje się, wesoło) Widzę!!!
ALEKSANDRYNA - I jak?
AŁŁA - Pani była pięknością!
ALEKSANDRYNA - To prawda! Byłam piękna.
AŁŁA - Nie ma żadnych wątpliwości!
ALEKSANDRYNA - Dobrze mnie widzisz?
AŁŁA - Ślicznotka!!!
ALEKSANDRYNA - Bałam się, że mnie nikt nie pokocha!
AŁŁA - Dlaczego?
ALEKSANDRYNA - Nie wiem. Jeżeli któryś mężczyzna, choć trochę mi się podobał, od razu zachowywałam się wobec niego agresywnie.
AŁŁA - Ale - dlaczego?!
ALEKSANDRYNA - Nie wiem. Może bałam się, że nie zwróci na mnie uwagi…
AŁŁA - Błąd.
ALEKSANDRYNA - Nie posiadałam kobiecości. Przez całe życie miałam tylko trzech kochanków.
AŁŁA - To wcale niemało. Jest pani zwyczajnie, porządną kobietą! Właśnie tak powinna pani to oceniać! Nigdy męża nie zdradzałam, a teraz, kiedy zakochałam się - pojadę i mu to powiem.
ALEKSANDRYNA - I wszyscy trzej - kompletne zera! Spałam z każdym z nich tylko dlatego, że byłam pewna, iż takie zero nigdy mnie nie rzuci! Po takie nic, przecież nikt nie wyciągnie ręki! Pierwszy rzucił mnie prawie od razu, drugi - odszedł z gosposią, wiejską dziewuchą, bez meldunku. Z Beniaminem od dziesięciu lat sypiam w czwartki. Inteligent, psia krew, nudziarz i impotent. Ale przez te dziesięć lat nie przywiązał się do mnie ani odrobinę! Nikt nigdy nie poprosił mnie o rękę!
AŁŁA - Nie rozumiem tego!
ALEKSANDRYNA - Mając trzydzieści pięć lat zaszłam w ciążę. Jeden jedyny raz. I dokonałam aborcji. (śmieje się) Wystraszyłam się, że zepsuję sobie reputację! Możesz to zrozumieć?
AŁŁA - Co to takiego - reputacja?
ALEKSANDRYNA (śmieje się) - Nawet nie znasz tego słowa?! Reputacja mi pozostała, a dziecka nie mam! Straciłam dziecko, które mogłabym karmić piersią, które mogłabym prowadzić za rękę. Tracę je codziennie! Budzę się z myślą, że utraciłam dziecko. Przez tę samą myśl - w nocy długo nie mogę zasnąć. Wczoraj, dzisiaj, czy jutro, moje dziecko miałoby urodziny! Straciłam dwudziestoletniego syna! Moje życie to nieustająca żałoba. To się nigdy już nie skończy! Zamykam oczy i widzę go! Znam jego twarz na pamięć! To, jak fotografie… Roczek…dwa latka… trzy… dwadzieścia…Cały album rodzinny! Czy słowo „kariera” coś ci mówi?
AŁŁA - Zdaje się, że dotyczy aktorów?
ALEKSANDRYNA - Dysertacja, prestiż …- znasz je?
AŁŁA - Trochę gorzej.
ALEKSANDRYNA - Wszystko to, za jednym zamachem, stało się bezwartościowe! Każdy mój krok był przemyślany i zaplanowany w najdrobniejszym szczególe, prowadził mnie do celu. Od samego początku, kiedy tylko wstąpiłam na studia, nastawiłam się na sukces. Wtedy u mnie wykładał Dzierżawin, który właśnie zdobywał popularność. Swoje pierwsze prace pisałam o nim. Wierzyłam w niego! Później pisałam już wyłącznie o nim! Wcześnie zaczęto mnie publikować. Dzierżawin uważał mnie za swoją najlepszą uczennicę! Wszystkie weekendy spędzałam w jego domu. Miałam nawet własne miejsce za stołem w jadalni, którego nikt nie próbował zająć. Zostałam asystentką, obroniłam doktorat - wszystko o Dzierżawinе. Nawet swoje dwie książki napisałam o nim! Nagle wszystko się poplątało! Wszystko zrobiłam jak należy, ale niespodzianie sytuacja się skomplikowała! Którejś nocy olśniło mnie, że Dzierżawin wcale nie jest geniuszem! Wtedy napisałam rozprawę krytyczną o jego ostatniej książce. Ale to też było dobre posunięcie! Rozpoczęła się dyskusja, która trwała trzy lata. Zniszczyła Dzierżawinа. A ja, na jej fali, wypłynęłam za granicę. Wygłaszałam referaty, publikowałam artykuły. Przeceniałam, niedoceniałam, gromiłam Dzierżawinа. Znowu nagle zrozumiałam, że nic więcej nie umiem. Mogę tylko pisać o Dzierżawinie. Ale już wszystkim obrzydłam ze swoim Dzierżawinem! A on, po przeżyciu zawału, napisał nową książkę! Pojawili się znowu jego zwolennicy, a nawet fanatyczni wielbiciele! Ponownie niektórzy uznali go za geniusza!
AŁŁA - No i niech mu tam! Co to panią obchodzi?
ALEKSANDRYNA - Teraz nie mam, do kogo chodzić w gości. Okradłam go solidniej, niż ty mnie. Przecież nie przyjdziesz do mnie w gości?
AŁŁA - Przyjdę! Poproszę panią o wybaczenie. Zacznę zwracać dług. Będę przychodziła z wizytami! Może pani nie wątpić i nie denerwować się! Będę przychodziła! Często!
ALEKSANDRYNA - Dziękuję.
AŁŁA - Ponieważ pani mi się podoba.
ALEKSANDRYNA - Dziękuję.
AŁŁA - Jeszcze raz przepraszam, że panią tak nazwałam.
ALEKSANDRYNA - Wybaczam. Ty też mi wybacz!
AŁŁA - Co Pani?! Rozumiem panią! Mnie samej, raz, w metro, ukradli skarpetki!
ALEKSANDRYNA - Skarpetki? W metro?
AŁŁA - Kupiłam na prezent dla męża. Na rocznicę ślubu. Importowane, ładnie opakowane. Chciałam mu wysłać do wojska. A w metro wyciągnęli mi z torby. Nawet nie wyobraża sobie pani, jak się załamałam! Nienawidziłam tego złodzieja! Zabiłabym go! A pani skradziono wszystko! Wszystko!!! Pani ma anielski charakter! Anielski!!!
ALEKSANDRYNA - Ja mam anielski charakter? (szczerze się śmieje) Anielski? Ja?!
AŁŁA - Pani! Ma pani anielski!
ALEKSANDRYNA - Tego to mi nikt nigdy nie powiedział!
AŁŁA - Ja mówię.
ALEKSANDRYNA - Anielski… Rozwiąż mnie! Bo czuję się, jak męczennica. Starczy tego wszystkiego! To głupie, wiązać siebie nawzajem! Rozwiąż!!! Zrozumieliśmy się nawzajem, usiądziemy i napijemy się herbaty. Nie wiem, jak ty, ale ja, po podróży, jestem bardzo głodna!
AŁŁA - No, nie wiem… Usadzę panią wygodniej i podam herbatę tutaj. Moja mam panią rano uwolni. Moim zdaniem, tak będzie lepiej.
ALEKSANDRYNA - A jeżeli będę musiała do toalety?
AŁŁA - Trzeba będzie poczekać. Niech mi pani wybaczy.
ALEKSANDRYNA - Łatwo ci mówić! Twoje nerki są trzy razy młodsze od moich!
AŁŁA - Nie mogę! Przepraszam!
ALEKSANDRYNA - A wiec, rano będę inwalidką.
AŁŁA - Niech pani przysięgnie…, że nie będzie wzywać milicji…i ścigać Aloszy.
ALEKSANDRYNA (śmieje się) - Przysięgam, przysięgam, przysięgam…
AŁŁA - Na co?
ALEKSANDRYNA - Jak to, na co?
AŁŁA - Na co? To bardzo ważne! Na co?
ALEKSANDRYNA - A co mi zostało? Tylko świetlana pamięć o mamie i papie.
AŁŁA - Nie pasuje.
ALEKSANDRYNA - Dobrze, przysięgam na swoje nerki. Bardzo wysoko je cenię. Przysięgam od razu na obie!
AŁŁA - Nie.
ALEKSANDRYNA - Dziecko, przecież rzeczywiście nic więcej mi nie pozostało.
AŁŁA - Niech pani przysięgnie na swoją nieśmiertelną duszę.
ALEKSANDRYNA - Z tobą coraz ciekawiej! Dobrze, przysięgam na swoją nieśmiertelną duszę. Że nie zrobię nic złego twojemu chłopcu! W porządku?
AŁŁA - Tak.
ALEKSANDRYNA - Zatem, z duszą wszystko w porządku? To doprowadźmy do porządku teraz ciało! Usiądźmy w końcu pić herbatę!
AŁŁA (oswobadza Aleksandrynę) - Jak pani odnosi się do mojej mamy?
ALEKSANDRYNA - Szczerze? Trochę się jej boję. Jest zbyt pryncypialna.
AŁŁA - Właśnie. Przecież jestem jej rodzoną córką! Też nigdy nie ruszę nic cudzego! Wszystko pani zwrócimy!
ALEKSANDRYNA - W tej chwili bardziej się przejmuję zupełnie czymś innym, dziecino.
AŁŁA - Ale potem znowu zacznie się pani tym denerwować! Dla mnie najważniejsze, by pani mi uwierzyła! Nie będę mogła być szczęśliwa, wiedząc, że pani cierpi!
ALEKSANDRYNA - Już nie cierpię! W każdym razie - z powodu kradzieży! (rozciera ręce) Ale mi ręce zmartwiały! Piekielnie boli. Do jutra na pewno zostałabym inwalidką. Ty, dziecino, do wszystkiego podchodzisz bardzo solidnie.
AŁŁA (rozwiązuje jej nogi) - Trzeba włożyć do zimnej wody. Bardzo boli? Przepraszam! Nie chciałem tego! Nawet teraz wydaje mi się to wszystko jakieś dziwaczne! Dosłownie, jakbym patrzyła na siebie z boku. Jakby udawane! Tylko kocham na prawdę. Może pani ustać na nogach? Proszę spróbować!
ALEKSANDRYNA - Moje ręce i nogi są niczym cudze.
AŁŁA - Przejdzie! (odkręca wodę) Proszę włożyć ręce do wody! Może najpierw nogi? Lepiej - niech pani weźmie prysznic!
ALEKSANDRYNA - To niegłupi pomysł! Przecież jestem prosto z podróży! I jeszcze tyle wydarzeń!
AŁŁA - Jasne, prysznic! Zobaczy pani, od razu będzie lżej! A ja zrobię herbatę!
ALEKSANDRYNA - Filiżanki niech pani weźmie z…
AŁŁA - Niech się pani nie przejmuje, już wszystko tu znam!
ALEKSANDRYNA (po milczeniu) - Tak. Ciekawe…

Ałła wychodzi z łazienki. Aleksandryna rozbiera się, zaciąga zasłonkę i puszcza wodę.
Ałła włącza czajnik elektryczny, z grubsza porządkuje.
Podnosi wazę, wkłada róże, ukrywa w nich twarz.

ALEKSANDRYNA (krzyczy) - Przepraszam! Ja prosto z podróży! Zupełnie nie mam nic do jedzenia!
AŁŁA (nie od razu przypomina sobie, gdzie jest) - Niech się pani nie denerwuje! Zostało mi trochę.
ALEKSANDRYNA - Myślałam, że uciekłaś, póki się odmaczam. Że mnie porzuciłaś!
AŁŁA - Nawet mi do głowy to nie przyszło!
ALEKSANDRYNA - Chodźmy do jadalni! W kredensie powinny być biszkopty.
AŁŁA - Widziałam je, ale nie ruszyliśmy!
ALEKSANDRYNA - Głupio! Bardzo smaczne! Zajrzyj do barku! Tam nigdy u mnie nie bywa pusto! Musimy się odstresować. (zakręca wodę, wyciera się, ubiera)
AŁŁA - Ale ma pani wiele alkoholi!
ALEKSANDRYNA - Przedmiot pierwszej potrzeby. Znasz się?
AŁŁA - Nie sądzę. Co pani chce?
ALEKSANDRYNA - Wódkę.
AŁŁA - A co mi pani doradzi?
ALEKSANDRYNA - To, co zazwyczaj pijesz.
AŁŁA - Zazwyczaj wcale nie piję.
ALEKSANDRYNA - W takim razie też wódkę!
AŁŁA - Dziękuję. Wydaje mi się, że jej nie lubię.
ALEKSANDRYNA - Tylko wódkę! (wychodzi z łazienki) Boże, jak tu pusto! Natychmiast wódki!!!
AŁŁA (po chwili) - Pani naprawdę nie jest już na mnie zła?
ALEKSANDRYNA - Wszystko skradziono! To nie dotyczy ciebie, dziecko! To coś w rodzaju Bożej kary! Te rzeczy, tak naprawdę, nigdy właściwie nie było moje. Nigdy nie czułam ich jako swoich. Nie był to spadek po przodkach, ani podarek od kogoś. Ani rodowe mienie. Zostało odebrane, albo skradzione. W dzieciństwie bałam się tych mrocznych płócien, niczym okien w inny wymiar. Stopniowo je rozsprzedawałam. Wcale nie żałowałam, że się z nimi rozstaję, pieniądze były znacznie ważniejsze! Pieniądze były już moje. Może to biopola tych obrazów zniszczyły moją młodość? Zawsze byłam wśród nich smętna... Teraz jest tu pusto, i … po nowemu! To mój nowy świat! Mój kosmos, moja próżnia! Mój początek! Zacznę żyć w pustce! (nalewa wódki do kieliszków) Wypijmy za pustkę! (pije)
AŁŁA (moczy usta i odstawia kieliszek) - Niech pani zakąsi!
ALEKSANDRYNA - Doskonała wódka! Sfrajerował się twój chłoptaś, że jej nie zarekwirował! Wypijmy za naszych chłopców! Za twojego i mojego! Za chłopców, których nie ma i nie było! (wypija) Zacznę życie! Jeśli nie teraz, to - kiedy? Przegonię Beniamina! Wezmę sobie psa! Wyjdę na ulicę i wezmę do siebie, do domu, pierwszego napotkanego, bezdomnego psa. Kulawego. Zawszonego. Brzydkiego. Każdy będzie lepszy od Beniamina! Będę go kochała! Będzie moim psem. Pokocha mnie! Będę z nim spacerowała w parku. Lubisz psy?
AŁŁA - Nie.
ALEKSANDRYNA - Nie lubisz psów? Wypijmy za to! Psina poza nami. Nie wezmę. Nie ma zamiany dla Beniamina!
AŁŁA - U nas, między blokami, było tylko jedno miejsce, gdzie dzieci mogły się pobawić - piaskownica. Rzadko sypyano tam jasny, drobny, żółty piasek. Zawsze byłam taka szczęśliwa, kiedy przywozili nowy piasek! Pamiętam do dziś - siadałam, rozkładałam dookoła foremki, wiaderko, sitko, łopatkę. Siedziałam tam pełna szczęścia. I zawsze, po chwili, w coś wdepnęłam! Już tam ktoś wyprowadził psa! Koniec! Wracałam do domu, czułam, że nie ma dla mnie miejsca na tym świecie! Żyć mi się nie chciało. A bawić się - tym bardziej. Teraz wydaje mi się, że wszędzie tam, gdzie jest pięknie - w coś się wdepnie.
ALEKSANDRYNA - Dlatego tak nie lubisz psów… Jak ci się żyje, no, tak, w ogóle?
AŁŁA - W ogóle to jestem fryzjerką. Pracuję w salonie, na strzyżeniu.
ALEKSANDRYNA - Chociaż lubisz swoją pracę? Lubisz upiększać kobiety?
AŁŁA - Nie. Mało płacą!
ALEKSANDRYNA - Wypijmy i za to! (wypija)
AŁŁA - Cały czas się pani przypatruję …
ALEKSANDRYNA - Mnie?!
AŁŁA - Wie pani, co zrozumiałam?
ALEKSANDRYNA - O mnie?
AŁŁA - Ta fryzura panią postarza. Mogę panią ostrzyc? Ma pani nożyczki?
ALEKSANDRYNA - Boję się, że to zbyt wiele ciężkich przejść, jak na jeden dzień!
AŁŁA - Niech pani zaryzykuje! Gorzej już być nie może!
ALEKSANDRYNA (z kieliszkiem w dłoni, długo przypatruje się sobie w lustrze) - Tak, Zocha Loren wygląda lepiej! Dobrze! Już więcej straciłam! Masz tu nożyczki. Nadają się?
AŁŁA - Innych pani nie ma?
ALEKSANDRYNA - Nie.
AŁŁA - W takim razie nadają się. Grzebień mam własny.

Ałła stawia przed lustrem krzesło. Aleksandryna siada na nim, trzymając w ręku kieliszek. Ałła przykrywa ramiona Aleksandryny ręcznikiem. Staje za jej plecami, przygląda się, planuje.

AŁŁA - Ma pani piękne oczy! Trzeba je odsłonić! Skrócimy na skroniach, grzywkę trochę krócej.. i przerzedzę. O, tak! Widzi pani, jak oczy błyszczą?
ALEKSANDRYNA - Od dwudziestu lat tak się czesałam…
AŁŁA - Najwyższy czas zmienić! Szyję ma pani zgrabną. Wie pani, większość kobiet na nieładne szyje.
ALEKSANDRYNA - Większość kobiet to brzydule!
AŁŁA - Zrobimy pani puszyste włosy…! Żadnych krótkich włosów. Wiem, jak należy strzyc, aby włosy zawsze wyglądały, jak gęste. (podczas strzyżenia) Podoba się pani?
ALEKSANDRYNA (przygląda się sobie w lustrze) - Dziecino, powinnaś brać udział w konkursach, w Paryżu! Dlaczego tam ciebie nie wzięli?
AŁŁA - Wszystko tylko po znajomości!
ALEKSANDRYNA - Szkoda! Ojczyzna mogłaby być z ciebie dumna! Nie, dłużej nie będę się upierać, że wyglądam gorzej, niż Zocha! Przeżyłam takie stresy dzisiaj - strzyżenie i ograbienie! Pójdę się przebrać! (wychodzi)

Ałła sprząta.

ALEKSANDRYNA (śpiewa w pokoju obok) - Młoda dziewczyno w białej bluzeczce, gdzieżeś ty, rumianku mój?
AŁŁA (krzyczy) - Podoba się pani?
ALEKSANDRYNA - Dopiero mając pięćdziesiąt sześć lat zrozumiałam, że jestem dobra i ładna! I rzuciłam się na jedzenie! (wbiega, rzuca się na jedzenie) Wspaniale! Jesteś doskonałą fryzjerką! Marzyłaś o tym?
AŁŁA - Gdzie tam. Oczywiście, że nie! Życie zmusiło.
ALEKSANDRYNA - Nie marzyłaś, aby zostać fryzjerką?!
AŁŁA - Teraz mi już wszystko jedno, gdzie pracuję. Wszędzie będę się starała. Żeby tylko płacili więcej i łajdaków w pracy było jak najmniej!
ALEKSANDRYNA - O czym marzyłaś?!
AŁŁA - O miłości! Marzyłam o niej, od kiedy tylko siebie pamiętam. Marzyłam, żeby pokochała mnie mama. Potem - nauczycielka. A później - marzyłam tylko o nim! Czasami wyobrażałam sobie, że jestem księżniczką, czasami - urzędniczką, lub baleriną. Zawsze - samotną. Wtedy pojawiał się ON! Zawsze jeden i ten sam! Śnił mi się. Czasami widziałam go za oknami przejeżdżających samochodów. A kiedy spotkałam go na dyskotece, poznałam go natychmiast!
ALEKSANDRYNA - Od dawna go znasz?
AŁŁA - Przecież mówię. Marzyłam o nim od dzieciństwa.
ALEKSANDRYNA - Sformułuję to pytanie inaczej: dawno ciebie zna?
AŁŁA - Trzy dni!
ALEKSANDRYNA (zapala papierosa) - W sumie, normalne. Znam Beniamina dziesięć lat, ale tyle samo wiedziałam o nim już po trzech dniach. Wypijmy za was! Za was, dziecko! Będziesz musiała przestać mnie kantować i naprawdę wypić.

Piją.

ALEKSANDRYNA - Więc o niczym więcej nie marzysz?
AŁŁA - Dlaczego? Zawsze marzę!
ALEKSANDRYNA - O czym teraz?
AŁŁA - O nim! Marzę, abyśmy wyjechali na skraj świata.
ALEKSANDRYNA - Rozumiem, że chcesz porzucić Ojczyznę-Matkę?
AŁŁA - Tak.
ALEKSANDRYNA - Nie kochasz Ojczyzny?
AŁŁA - Nie. Ona mnie też. Poniża mnie i nie uważa za człowieka!
ALEKSANDRYNA - Z ciebie bardzo interesujący rozmówca.
AŁŁA - Kiedy mogłam ją pokochać? Gdy w dzieciństwie, nikomu niepotrzebna, błąkałam się po naszej dzielnicy? Po tych błotach? Nie wdychałam smrodu z wysypiska śmieci? Albo, kiedy wdepnęłam w psie łajno w piaskownicy? Może latem, w obozie pionierskim? Nigdy nie było pieniędzy! Nigdy nikogo nie obchodziłam! Póki, co nie mam Ojczyzny. Na razie nie spotkałam ani jednego człowieka, który szczerze kochałby ojczyznę. A pani kocha?
ALEKSANDRYNA - Ja? Kocham! Jestem gorącą patriotką.
AŁŁA - A co pani kocha?
ALEKSANDRYNA - Brzózki! Tak po mieszczańsku - kocham brzózki!
AŁŁA - Co?
ALEKSANDRYNA - Wpycham je do wszystkich swoich artykułów. (śmieje się) Potrafisz odróżnić brzózkę od osiny?
AŁŁA - Oczywiście. To proste! Nauczę panią.
ALEKSANDRYNA (chichocze) - Do diabła z Ojczyzną! (wypija) To nie ojczyzna, a klatka. Teraz chociaż można z niej wylatywać! Ale niektórzy przywykli i siedzą w niej nadal. Pozostali - rozlatują się. Ale nie na swobodę! Poszukują innej klatki. Lepszej! Bardziej wygodnej. Tacy jak ja, to sobie wylecą, poniuchają i wracają. (śmieje się) Ja i mój Dzierżawin nie jesteśmy potrzebni w żadnej innej klatce. Wypijmy! Wypiłaś znacznie mniej, niż ja. Nie podoba mi się to!
AŁŁA - Może już wystarczy na pusty żołądek?
ALEKSANDRYNA - Nawet sobie nie możesz wyobrazić, ile mogę wypić! Piję do lustra! Nie kocham Ojczyzny! (śmieje się)
AŁŁA - Chcę mieć Ojczyznę. Urodziłam się po to, aby mieć i kochać Ojczyznę. Znajdę ją i pokocham. Może tam będą palmy zamiast brzóz, ale będę tam się czuła człowiekiem. Będę mogła nie tylko pracować, ale także zarabiać. Będę mogła wszystkich lubić, i wszyscy mnie będą lubić! Urodzę dzieci, kupię im nowe rzeczy. Nie będę zbierała wśród koleżanek używane. Znajdę swoją Ojczyznę!
ALEKSANDRYNA (wypija) - Za to, abyście się z Ojczyzną znalazły nawzajem! Ja zostanę tutaj. Pomacham sobie trochę skrzydełkami - i z powrotem do klatki. Każdemu - swoje.
AŁŁA - Pani ma dach nad głową, zwiedziła świat. Ma wiele pięknych sukienek, zawsze zarobi na kawałek chleba. Ma pani wszystko, aby mogła się pani czuć wolna!
ALEKSANDRYNA - Ale z ciebie filozof, dziecino! Ogólnie rzecz biorąc, to masz rację. Wolność jest wewnątrz nas. Jest, albo jej nie ma. Napiszę książkę o sobie. Prawdziwą. Dzięki Bogu, że umiem układać słowa w zdania, i wiązać je ze sobą. To będzie prawdziwa książka. Wiele osób odnajdzie podobieństwo swoich losów do moich. Wiesz, dziecko, dałaś mi nadzieję! Miną trzy…może pięć lat, nigdy nie wiadomo, zanim przyjedziesz do mnie w gości, ze swoim mężem i dziećmi. Wspomnimy wtedy ten długi dzień! Zrobimy kolację przy świecach. Ale będziemy się śmiać! Mam katharsis! Wypijmy za katharsis!
AŁŁA - Katharsis? To niegroźne?
ALEKSANDRYNA (śmieje się) - Co, co?
AŁŁA - Czy to groźna choroba?
ALEKSANDRYNA - Katharsis - to oczyszczenie z wszystkiego przyziemnego, egoistycznego. Panowanie pierwiastka duchowego nad cielesnym. (wypija) Już panuje! Kocham ciebie, dziecko, ze wysokości swojej wieży. Ale… poczekaj… (z trudem wstaje) Nawet w katharsis nie wszystko jest w porządku! Coś mnie męczy…
AŁŁA - Niech pani już nie pije!
ALEKSANDRYNA - To nie z powodu wódki! Od wódki ze mną nigdy nic złego się nie dzieje! (idzie do łazienki, wymiotuje do umywalki) Wybacz! Tobie się nie chce?
AŁŁA - Nie. Wypiłam pół kieliszka. Pomóc pani?
ALEKSANDRYNA - Nie trzeba. Zrobiłaś już wszystko, co mogłaś. Jej się nie rzyga. Ona jest całkiem OK. Rzyga się jedynie mnie. Ona - kocha i marzy, stale marzy i stale kocha! A katharsis mam ja! Zdaje się, że już ze mnie wyszło. Gdzie się teraz podziewa ten chłopak? Najważniejsze zaś, bardzo, bardzo ciekawe - gdzie się podziały wszystkie moje rzeczy? Głupio, ale zaczynam za nimi tęsknić! Klatka powinna być komfortowa. Nie należy mylić klatki ze śmietnikiem! Gdzie twój chłopak? Czy w ogóle istnieje?
AŁŁA (oklapła) - Wszystko pani zwrócimy. Dziękuję, pani.
ALEKSANDRYNA - Kiedy? Zwracajcie! Już jutro rano będą mi potrzebne pieniądze! Na życie. Albo - z powrotem wszystkie rzeczy! Albo pieniądze! Porządni ludzie tylko tak się zachowują!
AŁŁA - Jutro przyjdę do pani. Niech pani odpocznie, prześpi się, a ja jutro przyjdę.
ALEKSANDRYNA - Nie rozumiem: gdzie zniknął twój chłopak z moimi klamotami?
AŁŁA - Sama się o niego niepokoję. Chcę póść i poszukać go. Stęskniłam się za nim.
ALEKSANDRYNA - A ja za swoimi rzeczami. Cały czas mam wrażenie, że gdzieś się przeniosłam. Albo zamieniono mnie na kogoś innego! To nieprzyjemne. Wychodzisz?
AŁŁA - Jutro przyjdę.
ALEKSANDRYNA - Po co wtedy wychodzić? Tylko się będziesz kręcić! Tam-tu, tu-tam! Siadaj i nie wierć się! (popycha ją na krzesło)
AŁŁA - Muszę. Jutro przyjdę.
ALEKSANDRYNA – Wydaje mi się, że chcesz mnie porzucić.
AŁŁA - Jutro na pewno przyjdę.
ALEKSANDRYNA - Porzucasz mnie w kompletnych ciemnościach! Dookoła pustka!!!
AŁŁA - Nigdy pani nie porzucę!
ALEKSANDRYNA - W takim razie, dokąd idziesz? Po co? Gdzie musisz iść?
AŁŁA - Szukać Aloszy! Boję się… Nie starcza mi…powietrza.
ALEKSANDRYNA (śmieje się długo) - Zdaje się, że mówi to wszystko na poważnie! Wierzysz, że go znajdziesz?
AŁŁA - Znajdę!
ALEKSANDRYNA - Niech żyje brazylijska kinematografia! (śmieje się) Nie jesteś mu potrzebna! Bardziej okradł ciebie, niż mnie! Ukradł twoją duszę... Ale.. gdzieś, tam, musi przebywać swoim ciałem! I coś robi! Z kimś rozmawia! O czymś myśli! Wspomina! (śmieje sięJuż nigdy więcej nie zobaczysz!
AŁŁA - Pani za dużo wypiła! Lepiej niech pani pośpi!
ALEKSANDRYNA - Podły sutener! Trzeba go znaleźć! Ale twojej duszy już nie będzie mógł ci oddać! Niech odda chociaż moje rzeczy! To wszystko, co mam! Mój prestiż! Moja reputacja! Moja kariera! Mój styl życia! To - ja sama! Za późno zmienić się. Jesteś odważna, dziewczyno! Trzeba wiele odwagi, aby marzyć. I pozwolić sobie na życie marzeniami! Takie jak ty, ozdabiają czasy i epoki! No cóż, zaryzykowałaś. I przegrałaś! Znajdź w sobie odwagę przyznać się do tego! Nie będziesz miała innej ojczyzny, innej miłości! Chodźmy, wypijemy za to, co nam pozostało! Za nic więcej!
AŁŁA - Przyjdę jutro. Teraz już wychodzę. Jutro wrócę i zawsze będę do pani wracała. Muszę teraz go zobaczyć. Duszę się bez niego! Nie potrafię tak długo być bez niego! Czuję się bez niego, jak ryba wyrzucona na brzeg, mogę trochę pożyć, ale niezbyt długo. Przepraszam, ale muszę iść. Jutro do pani wrócę. Łyknę powietrza i wrócę. Już nic nie kojarzę, tylko myślę o nim. Przecież kocham go w każdej minucie...
ALEKSANDRYNA - A gdzie ja mogę pójść, zaczerpnąć powietrza? Niczego nie będzie! Niczego!!! Nie napiszę książki! Nie będę miała psa! Nie przegonię Beniamina! A ty - więcej nie zobaczysz swojego chłopaka!
AŁŁA - Nie zobaczę go tylko wtedy, gdy umrę.
ALEKSANDRYNA - Nigdy nikogo nie kochałam. Muszę ci o tym opowiedzieć!
AŁŁA - Kocham. Wychodzę. Dziękuje pani. Do jutra! (zabiera róże i idzie do drzwi)
ALEKSANDRYNA - Stój!

Ałła zatrzymuje się i patrzy na nią.

ALEKSANDRYNA - Stój! (szuka i znajduje pistolet)
AŁŁA (robi krok ku niej) - Dziękuję. Zupełnie zapomniałam o pistolecie.
ALEKSANDRYNA - Stój! (celuje w nią) Nie masz, po co iść! Wszystkie twoje marzenia ukradł razem z moimi rzeczami! Ja mam troszczyć się o twoje uczucia? To wszystko, co mi pozostawiłaś w moim życiu?! Dla ciebie - miłość, seks, wspomnienia, a dla mnie - nowa fryzura? Nigdzie stąd nie pójdziesz, dopóki nie zniszczymy tego chłopaka!
AŁŁA - Przecież przysięgała pani na swoją duszę?
ALEKSANDRYNA - Dziecino, któraś z nas dwóch straciła rozsądek. Na pewno nie ja.
AŁŁA - Idę. Wyjadę z nim! Będę szczęśliwa! Kocham go! On mnie! Nikt mnie nie zatrzyma! (otwiera drzwi)

Aleksandryna strzela. Ałła powoli odwraca się i patrzy na nią. Aleksandryna chowa oczy przed wzrokiem Ałły i strzela jeszcze raz. Ałła, upuszczając róże, powoli osuwa się w drzwiach. Aleksandryna strzela po raz trzeci. Ałła pada i umiera.
Aleksandryna odrzuca pistolet. Ten uderza o coś.
To coś, to dyktafon, - który włącza się od uderzenia.

GŁOS AŁKI - Póki co, nie wie, że jest moim Aniołem-Stróżem. Myśli, że może mnie skrzywdzić. Nie rozumie, że jest nie tylko Aloszą, ale i moim Aniołem-Stróżem, na wieki wieków amen. Nie zdążyłam mu tego powiedzieć. Bałam się, że będzie się ze mnie śmiał. Stchórzyłam. Nigdy o tym nie pomyślał, że ma duszę, nie mogę dopuścić, aby to zrozumiał zbyt późno. Gdy jego duszy nie da się już zbawić.

Aleksandryna stoi.
Ałła leży na rozsypanych różach.

 

KONIEC