Tł. Zbigniew Landowski

 

Komedia w dwóch aktach

 

OSOBY

MICHAIŁ Aleksandrowicz Razpjatow

POLINA Siergiejewna Ametystowa

OPIMPIADA Nikołajewna Sidorowa (LIPA)

NATUSIA

AKT PIERWSZY

Dwupokojowe mieszkanie, w którym od dwudziestu lat mieszkają Razpjatow i Ametystowa. Na pierwszy rzut oka widać, że to gniazdko aktorów: fotosy, afisze, pamiątki... W pokoju wiele kwiatów; stoją nawet w wiadrze.
Rozłożony tapczan. Skłębiona pościel. Śpią na niej dwie osoby. Michaił, w smokingu, z muszką, leży na kołdrze. Głowa Olimpiady, ze śladami wieczorowego makijażu, wystaje spod kołdry.
Wydaje się, że Michaił zmarzł, ponieważ przewraca się we śnie i ciągnie ku sobie część kołdry, pod którą śpi Olimpiada, próbuje się przykryć. Udaje mu się, ale rozbudził tym Olimpiadę. Ta budzi się, jak wartownik na służbie: od razu czujnie rozgląda się i orientuje się, gdzie jest. Olimpiada jest ubrana, albo - lepiej powiedzieć - rozebrana, wytwornie, jak w zachodnim filmie pornograficznym. Nagość wcale nie jest przysłonięta, tylko, na różne sposoby, uwypuklona - są tu podwiązki, i pantalony, w których modelu nieobecne jest absolutnie wszystko to, do czego tradycyjnie przywykliśmy, ale za to jest wiele innych, zbędnych, elementów. itd... Lipa uważnie przygląda się Michaiłowi.

LIPA (filozoficznie) - Na śniadanie w łóżku, najwidoczniej, nie ma, co liczyć. (leżąc wyciąga z torebki, która leży obok, lusterko i przygląda się sobie) Pięćdziesiątka! Mój Boże! Jak świetnie wyglądam! Z każdym rokiem coraz lepiej. Czy rzeczywiście jest to rezultat miłości? Boże, dopomóż mi! Właściwie zawsze dbam o to sama, ale dziś ubezpieczaj mnie! Do ataku, Lipo! Wyprostowana, z ironicznym uśmiechem. (Próbuje odzyskać kawałek kołdry, udaje się jej.)
MICHAIŁ (wczepia się w kołdrę, budzi się. Zaspany, dlatego agresywnie) - Polina! Pola! Poleńka! Poluszka!
LIPA (pochyla się nad nim, "hipnotyzuje go") - Lipa, Lipusza. Lipoczka. Olimpiada. Lipusia.
MICHAIŁ - Co? (z trudem kojarzy, głos wyraźnie przepity; patrzy na twarz Lipy.) Pani tutaj? Co za niespodzianka! Miłego ranka!
LIPA - Dobry wieczór! Ranek przespaliśmy. Dzień zresztą też. Dlatego - dobry wieczór! Pamięta pan, za naszej młodości była taka piosenka "Dobry wieczór, co to znaczy? To znaczy, że dzień dobrze się rozpoczął. To znaczy, że dzień minął świetnie, pomnoży dni szczęśliwe...".
MICHAIŁ (głośno) - Pola! Polinko!
LIPA - Polina Siergiejewna dzisiaj tutaj nie nocowała.
MICHAIŁ - Jak to - nie nocowała? Gdzie nocowała?
LIPA - Zazdrosny?
MICHAIŁ - Zazdrosny? Ja? O kogo?
LIPA - O żonę.
MICHAIŁ - Czyją?
LIPA - Swoją.
MICHAIŁ - O Polinę? Zazdrosny o Polinę? Po co? Nigdy!
LIPA - Dlaczego pan się zdenerwował?
MICHAIŁ - Wcale się nie zdenerwowałem. Rozumiem, że pani u nas nocowała?
LIPA - Raczej, dniowałam. Przywiozłam pana dopiero nad ranem pana. А Polina Siergiejewna, jeżeli pan pamięta, nie została na bankiecie i szybko pojechała do córki. Na ochotnika podjęłam się dostarczyć pana i kwiaty do domu.
MICHAIŁ - Pani mnie dostarczyła? Dziwne. Dziękuję!
LIPA - To ja panu dziękuję.
MICHAIŁ - Nie ma, za co. Sukces wczorajszej premiery - był nasz wspólny.
LIPA (wieloznacznie) - Dziękuję nie jako widz, a jako kobieta. Za tę przyjemność, jaką pan mi podarował… Jako kobiecie.
MICHAIŁ - Jestem ciągle zaspany, wszystko, co pani do mnie mówi wydaje mi się wyjątkowo zagadkowe.
LIPA - Niech pan sobie przypomni!
MICHAIŁ - Przypomni, co?
LIPA - Cokolwiek! No, niech pan się domyśli, przypomni sobie!
MICHAIŁ - Ciężko. Wczoraj troszkę przesadziłem. Głowa...
LIPA - Aluzję?
MICHAIŁ - Poproszę!
Lipa w swoim erotycznym kostiumie wstaje i wyprostowuje się w łóżku. Michaił także - z zaskoczenia. Po chwili, ze strachem mówi. - Nie!
LIPA (zwycięsko) - Tak!
MICHAIŁ - Czy chce pani zasugerować…?
LIPA - Właśnie!
MICHAIŁ - Koszmar! Czyżbym aż tak się upił?
LIPA (chowa się pod kołdrę i odwraca się) - Dziękuję.
MICHAIŁ (przysiada obok) - Przepraszam, o Boże! Nie chciałem, nawet nie pomyślałem… ni cholery nic nie pamiętam! Jednak, najwidoczniej, wczoraj porządnie przesadziłem. Lipo, nigdy nie zaczepiam kobiet, a Pani - tym bardziej! Niech sama pani pomyśli! Czy, na trzeźwo, mogłoby mi przyjść do głowy, żeby podrywać panią? Z jakiego powodu? Po co miałbym psuć nasze stosunki? Proszę nie przeżywać, to się nie powtórzy.
LIPA - Nie powtórzy się?
MICHAIŁ - To - alkohol. Wyłącznie! Nie wolno mi pić. Staję się kimś innym. A najgorsze - zupełnie nic nie pamiętam.
LIPA - Nie pamiętasz?
MICHAIŁ - Jakby niczego nie było!
LIPA - Było! I to jak!
MICHAIŁ - Okropność! Uchleję się i zaczynam się wygłupiać!
LIPA - Och, jak to było!
MICHAIŁ - Och, co za idiotyzm! Proszę mi wybaczyć, durniowi! Proszę, udajmy, że nie doszło do niczego!
LIPA - Niemożliwe! Przecież doszło, było!
MICHAIŁ - Nie pamiętam, nic nie pamiętam! Jakie ma pani plany na dziś?
LIPA - Plany... Chciałam jeszcze.... no, wiesz... Dobrze, zapomnijmy. Zapomnimy!
MICHAIŁ - Dziękuję!
LIPA - Drobiazg! Może pan uważać, że już nic nie pamiętam. To wszystko mi się tylko wydawało, przywidziało, wymarzyło... Ach, jak było dobrze!
MICHAIŁ - Jestem pani szczerze zobowiązany.
LIPA - Głupstwo. Wszystko zapomniałam. Ale to była noc! Nie, nie, wszystko zapomniałam! Nie pamiętam już ani jak…, ani kiedy.... Tak, nawet co... Nie, nie, wszystko...
MICHAIŁ - Może, zanim o wszystkim zapomnimy, zadam jedno pytanko?
LIPA - Tak, oczywiście. Ach...
MICHAIŁ - Jak się pani zdawało - stanąłem na poziomie?
LIPA - Pan? No, niezupełnie…
MICHAIŁ - Co? Eh, nie wolno mi pić! W ogóle trzeba rzucić. Więcej ani grama!
LIPA - Tylko za trzecim… i za piątym razem. Wtedy było całkiem, całkiem.
MICHAIŁ - Trzecim? PIĄTYM? Pani żartuje? Pani mnie z kimś pomyliła!
LIPA - Oczywiście, że żartuję! W rzeczywistości był pan wspaniały przez cały czas. Jest z pana wyjątkowy mężczyzna! Jak na scenie, tak i w łóżku.
MICHAIŁ - Czas wstać! Już wieczór. (Podśpiewuje.) „Dobry wieczór, co to znaczy? " Pamiętam tę piosenkę! Pani teraz, dokąd?
LIPA - Stąd? Nigdzie. Tutaj. Mam zamiar zjeść śniadanie w łóżku.
MICHAIŁ - W jakim łóżku?
LIPA - No, w tymże!
MICHAIŁ - Jakie śniadanie?!
LIPA - Uwiódł mnie pan, rzucił, a teraz odmawia pan mi posiłku!?
MICHAIŁ - Nie, nie odmawiam pani posiłku.
LIPA - W takim razie: niech pan zrobi śniadanie i poda mi do łóżka!
MICHAIŁ - Tak?
LIPA - Tak!
MICHAIŁ - Może byłoby lepiej...
LIPA - Co?
MICHAIŁ - Może pójdziemy gdzieś zjeść?
LIPA - Chcę w łóżku. Później możemy jeszcze gdzieś pójść.
MICHAIŁ - Już zaraz zrobię! Błyskawicznie (Biegnie do kuchni, zakłada fartuch i rękawiczki.) Jajka? Gdzieś tu były jajka?
LIPA - Niech pan szuka spokojnie. Niech pan się nie denerwuje! Ja poczekam.
MICHAIŁ - O, są! Polina zawsze chowa je w przedziwnych miejscach. Nigdy niczego nie mogę znaleźć. Wystarczy pani jajecznica?
LIPA - Mam jakiś wybór?
MICHAIŁ - Właściwie tak. Mogę podać jajka na miękko.
LIPA - Jeżeli tylko tyle, to proszę o jajecznicę! Z trzech jajek!
MICHAIŁ - Mam tylko dwa.
LIPA - Podzielimy się!
MICHAIŁ - Całkiem przepadł mi apetyt!
LIPA - Przyjdzie w trakcie jedzenia!
MICHAIŁ - Kto przyjdzie?
LIPA - Apetyt! Szybciej, szybciej!
MICHAIŁ - Spieszę się, sam się spieszę!
LIPA - Wariuję już z niecierpliwości! Tyle straciłam dziś w nocy energii!
MICHAIŁ (z łomotem upuszcza ciężką patelnię na swoją nogę) - Do diabła!
LIPA - Niech się pan tak nie denerwuje! Najgorsze już za panem.
MICHAIŁ - Do diabła!
LIPA - Nic się panu nie stało?
MICHAIŁ - Nie, jeżeli nie liczyć dwóch zbitych, ostatnich jajek! Oprócz nich, jak mi się wydaje, kompletnie niczego do jedzenia w domu nie mamy. Polina całkowicie oddaje się roli i zupełnie się domem nie zajmuje. W dodatku prowadzi dwa domy. Często przebywa u córki, gdzie mieszka wnuczka. Polina chce jej poświęcić jak najwięcej uwagi. Mowa o córce Poliny z pierwszego małżeństwa. Kiedy się ożeniliśmy, Polina przeniosła się do mnie, a jej córka pozostała sama z babcią. My, rzecz jasna, braliśmy ją - od czasu do czasu - do siebie, ale sama pani wie, jakie jest życie artystów. Często występowaliśmy w filmach, w teatrach też nie staliśmy pod ścianami... Teraz mamy spokój, ale wtedy życie kipiało. Polina ma kompleks winy wobec córki i próbuje go skompensować uwagą poświęconą wnuczce. Straciła głowę dla niej. Już nie jestem jej potrzebny. Widzę, że nawet do teatru traci zainteresowanie. O! Szukam wszędzie, ale nic nie widzę. Szybciutko, szybciutko wstajemy, ubieramy się i jedziemy gdzieś coś zjeść! Dzięki Bogu, teraz w Moskwie można zjeść śniadanie wieczorem!
LIPA (przychodzi do kuchni) - Żeby w domu rodziny żreć nie było! Takimi żonami są aktorki? Nie ma, co jeść? Niemożliwe! (zagląda do szafki.) Przecież są płatki owsiane!
MICHAIŁ - Pani chce jeść to świństwo?
LIPA - Ja? Jeść? Oczywiście! Anglicy od kilku wieków jedzą je na śniadanie. Codziennie!
MICHAIŁ - Anglicy? Codziennie?!
LIPA - Byłam w Anglii. Jedzą. Codziennie: "Pańska owsianka, sir!"
MICHAIŁ - Jak oni to przygotowują?
LIPA - Niech Pan wsypie do rondelka - wielki problem! Czekam w łóżku. (wraca do łóżka.)
MICHAIŁ - Gotuję!
LIPA - Leżę i już czuję smak.
MICHAIŁ - Długo trzeba?
LIPA - Z pięć minut.
MICHAIŁ - Należy mieszać?
LIPA - Troszkę.
MICHAIŁ - Zupełnie mi się „toto” nie podoba. Jeszcze się pani nie odechciało?
LIPA - Jasne, że nie! Co jeszcze będzie oprócz owsianki?
MICHAIŁ - Jak to - co?!
LIPA - Kawa, herbata?
MICHAIŁ - А-а, pani o tym! Co pani zechce, to otrzyma.
LIPA - Kakao!
MICHAIŁ - Kakao?
LIPA - Chcę kakao!
MICHAIŁ - Kakao zachciało się jej! (zagląda do pokoju.) Leży sobie i żąda kakao. Rozpustnica!
LIPA - Ja? Rozpustnica? Sam mnie pan uwiódł, a teraz wyzywa.
MICHAIŁ - Uwiódł ją! Szczerze mówiąc, nigdy bym siebie o to nie posądzał! Ale... ciii... Zapominamy, tak, jak się umówiliśmy.
LIPA - Oj, śmierdzi coś! Coś śmierdzi!
MICHAIŁ - Śmierdzi? Do czego ta aluzja? Owsianka!!! (Błyskawicznie biegnie do kuchni, łapie gołą ręką rondelek, wrzeszczy i upuszcza.) - Ni cholery nie rozumiem tych Angoli!
LIPA (przybiega do kuchni, łapie go za rękę) - Oparzyłeś się? Biedne paluszki! Pewnie za mało wody nalałeś.
MICHAIŁ - Trzeba było nalać wody? Na ten temat nie było nawet cienia aluzji!
LIPA (dmucha na jego palce) - Boli?
MICHAIŁ - Cholernie!
LIPA - Zaraz sobie z tym poradzę. (ściska mu skronie palcami.)
MICHAIŁ - Po co pani mi ściska skronie?
LIPA - Jeszcze boli?
MICHAIŁ - Nie, więcej nie boli. Jak to się pani udało? Paranormalne zdolności?
LIPA - Nie zajmuję się takimi głupotami.
MICHAIŁ - Jak widać, śniadanie w łóżku nie wypaliło.
LIPA - Do tego nie można dopuścić.
MICHAIŁ - I nic takiego, co by się chociaż, jako tako, nadawało do żucia, w tym mieszkaniu nie ma.
LIPA - Jak wy żyjecie? O! Jest przecież chleb
MICHAIŁ - Czerstwy!
LIPA - Nie będę wybredna. (kroi chleb.)
MICHAIŁ - Nie widzę ani kawy, ani herbaty, ani kakao!
LIPA - W takim razie będzie chleb i woda!
MICHAIŁ - W ciupie siedzimy, czy co? Szybko, szybciutko lećmy stąd coś przetrącić!
LIPA - Chcę w łóżku! Proszę trzymać! (wręcza mu tacę z chlebem i wodą.) Poprawię pościel.
MICHAIŁ - Może się pani ubierze? Choć trochę.
LIPA - Nie zimno mi. Może pan się rozbierze? Choć trochę.
MICHAIŁ - Ja? Po co?
LIPA - Jeść w łóżku na śniadanie chleb i popijać go wodą w smokingu - jeszcze można. Ale w fartuchu - to juz przesada!
MICHAIŁ - Fartuch zdejmę.
LIPA - Dziękuję. (mości się w łóżku.) Proszę siadać! Bliżej! Co myśmy tutaj wyrabiali!
MICHAIŁ (upuszcza tacę) - Do diabła! Ile razy mam panią za to przepraszać?
LIPA - Wcale nie uważam, żeby było za co…
MICHAIŁ - Proszę coś na siebie narzucić! Upieram się.
LIPA – Denerwuje się pan? Zaczyna pan sobie przypominać? Pan się mnie teraz wstydzi?
MICHAIŁ - Dziwna z pani kobieta!
LIPA - Pewnego razu, przypadkiem, spotkali się w łóżku dziwna kobieta i wybitny aktor. Intrygujący początek, uniwersalny, dla każdego gatunku dramatu…
MICHAIŁ - Spotkaliśmy się w teatrze, a nie w łóżku, Olimpiado Nikołajewna! Tego nigdy nie zapomnę! Na zawsze zachowam o tym wdzięczną pamięć w moim sercu.
LIPA (podśpiewując na motyw "Umarł Kuba umarł, już leży na desce ") - Pa-ram-pa-pam... Michaile Aleksandrowiczu, ja jeszcze żyję!
MICHAIŁ - Od dwóch lat marzyłem o tym spektaklu.. W obecnych czasach jednak wszystko zależy od pieniędzy! Byłem zrozpaczony, w depresji. Wtedy, niespodzianie, pojawiła się pani i zaproponowała sfinansowanie inscenizacji! Nasz wczorajszy sukces był wspólny – zespołu i pani! Nie pomyliła się pani, lokując swoje pieniądze w nasz spektakl. Czy jest pani zadowolona?
LIPA - Pieniądze zainwestowałam w Pana. Wyłącznie.
MICHAIŁ - Dziękuję, ale... Sukcesu nie byłoby bez Poliny. Mimo wszystko, to wielka aktorka.
LIPA - Szanuję ją od dzieciństwa.
MICHAIŁ – Przed Natusią, naszą młodą debiutantką, pani otworzyła drzwi do świata teatru. Wczorajsza studentka obudzi się dziś gwiazdą. (patrzy na zegarek.) Z pewnością już się obudziła. Trzeba do niej zadzwonić.
LIPA - Nie teraz. A nuż jeszcze chrapie? Niech się wyśpi. Brzemię sławy jest ciężkie, niech nazbiera sił, żeby godnie je unieść.
MICHAIŁ - Musi pani się zgodzić, że od dawna takiego debiutu w Moskwie nie było.
LIPA - Nie znam się na debiutach. Moje pieniądze zainwestowałam wyłącznie i jedynie w pana.
MICHAIŁ – To szalenie miłe, dziękuję.
LIPA - Pamięta pan film "Leć, Ikarze, leć!".
MICHAIŁ - Czy go pamiętam? Jak mógłbym zapomnieć swój pierwszy film? Ile to już lat minęło?
LIPA - Trzydzieści jeden.
MICHAIŁ - Czyżby? (z westchnieniem.) Jest pani zbyt dokładna.
LIPA - Niech pan zgadnie, ile razy widziałam ten film?
MICHAIŁ - Skąd mógłbym wiedzieć? Zbyt trudne zadanie.
LIPA – Jak pan przypuszcza?
MICHAIŁ - Dwadzieścia?
LIPA - Pudło. Mega.
MICHAIŁ - No, dziesięć.
LIPA - Zimno, zimno...
MICHAIŁ - Pięć?
LIPA - Całkiem zamarzłam.
MICHAIŁ - Sto!
LIPA - Bliżej, bliżej, cieplej...
MICHAIŁ - Nie wierzę!
LIPA - Trzysta sześćdziesiąt sześć. Film wszedł na ekrany pierwszego stycznia, a rok był przestępny.
MICHAIŁ - Tak, to był sukces! Festiwale, nagrody... Objeździłem z nim cały Związek Radziecki. Potem - jeszcze z pół świata! Ale to, co pani mi teraz powiedziała, jest największą nagrodą.
LIPA - Nagroda godna bohatera. Przed trzydziestu jeden laty zakochałam się w panu.
MICHAIŁ - Tak, miałem wielbicielki, miałem... Pisały do mnie listy, śledziły.
LIPA - Piszą i śledzą po dziś dzień.
MICHAIŁ - Dawno już przestały!
LIPA - Nie wszystkie!
MICHAIŁ - Wszystkie! Sic transit gloria mundi…
LIPA - Ja nie przestałam. Codziennie piszę list.
MICHAIŁ - Dlaczego ich pani nie wysyłała?
LIPA - Czekałam, aż aniołowie odtrąbią moją godzinę.
MICHAIŁ - Kiedy ją odtrąbią?
LIPA - Już blisko!
MICHAIŁ - Niech się pani jednak ubierze! Mnie, rzecz jasna, nie czyni to żadnej różnicy, ale w każdej chwili może wejść żona!
LIPA - Polina Siergiejewna nie wejdzie w każdej chwili. Jest u córki. A ja pana proszę o rękę.
MICHAIŁ - O co pani prosi?
LIPA - O pańską rękę!
MICHAIŁ (wyciąga rękę) - Nie rozumiem, ale... proszę.
LIPA - Metaforycznie.
MICHAIŁ - Jak?
LIPA - Niech się pan ze mną ożeni!
MICHAIŁ - CO?
LIPA - Proszę, aby został pan moim... Ożenił się ze mną!
MICHAIŁ - Ja? Z panią? Po co?
LIPA - Chcę, żeby pan się ze mną ożenił! Życzę sobie!!!
MICHAIŁ – Widać wczoraj pani też przebrała miarę? Czy też pani zwariowała?!
LIPA - Każdy by zwariował! Myśli pan, że to łatwo kochać przez trzydzieści jeden lat jednego, tego samego, faceta! Jaką trzeba mieć piekielną cierpliwość!
MICHAIŁ - Jestem wdzięczny, oczywiście. Ale jestem żonaty!
LIPA - To nie odpowiedź. Dzisiaj jest pan żonaty, jutro będzie pan wolny, pojutrze coś nowego pan wymyśli! Jest pan przecież aktorem! Ile razy był pan żonaty?
MICHAIŁ - Dziwna ta rozmowa.
LIPA - Póki co, niczego osobliwego pan nie powiedział. Co dziwnego w tym, że chcę wyjść za pana za mąż? Pan ma jakieś kompleksy? Tak? Co w tym dziwnego?
MICHAIŁ - Dziwne jest nie to, że pani chce wyjść za mnie za mąż, tylko, że mówi mi to właśnie tak i teraz.
LIPA - Gdybym pierwsza nie powiedziała, pan sam by się domyślił?
MICHAIŁ – No, co pani? Do głowy by mi nie przyszło!
LIPA – Zatem słusznie zrobiłam mówiąc panu!
MICHAIŁ - Wie pani, niech się pani ubierze! Kategorycznie proszę. Kategorycznie!
LIPA - Tak jest! (narzuca na siebie luksusowe, krótkie futerko - wprost na bieliznę i przysiada obok Michaiła.) Ubrałam się i nadal proponuję, aby się pan ze mną ożenił! Na rok!
MICHAIŁ - Co za bzdura!
LIPA - Zapłacę za rok naszego pożycia małżeńskiego milion dolarów!
Cisza.
MICHAIŁ - Co? Co pani powiedziała?
LIPA - Milion zielonych! Płacę z góry!
MICHAIŁ - Nie wierzę! Za milion bugsów może pani sobie zafundować cały harem Chippendealsów. Żart się pani nie udał!
LIPA – Nikt nie żartuje takimi sumami. Za takie pieniądze się zabija. A pan powątpiewa, czy ożenić się?! To tylko na jeden rok! Za te pieniądze może pan otworzyć własny teatr!
MICHAIŁ - Milion dolarów! Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak taka suma może wyglądać! Ciekawe, jakie ma się wrażenia, kiedy posiada się milion dolarów? Dla mnie jest pani niczym przybysz z innej galaktyki. ET. Nie wiem, jak z panią rozmawiać. Tak, od dawna marzę o swoim teatrze. Ale tak, jak marzy większość Rosjan: poza gadaniem nic z tego nie wynika. Po co to pani?
LIPA - Od trzydziestu lat kocham pana. Z przerwami, rzecz jasna.
MICHAIŁ - Wstrząsające!
LIPA - Pan nawet sobie nie wyobraża, jak mi ta miłość do pana bokiem wychodzi! Ile ze sobą walczyłam! W końcu zrozumiałam: jedyny sposób odkochać się, to - poślubić pana. Żadna miłość nie przeżyła małżeństwa.
MICHAIŁ - Ostatnie stwierdzenie jest kontrowersyjne! Od dwudziestu lat jestem żonaty z Poliną Siergiejewną, i ciągle mnie kocha.
LIPA - Z jej prezencją, właściwie to nie ma żadnego wyboru.
MICHAIŁ - Pani jest gotowa zapłacić milion dolarów za to, żeby się we mnie odkochać? I to zapłacić z góry?
LIPA - Mogę nawet zaraz!
MICHAIŁ - Cóż to za jakaś dostojewszczyzna! Albo… za Ostrowskim? Tak, Ostrowski! Czy Pani się wydaje, że wszystko można kupić?
LIPA - Tak! Kupić można absolutnie wszystko. Jeżeli odpowiednio przygotuje się transakcję.
MICHAIŁ - Wstrząsające! Jak pani sobie to - konkretnie - wyobraża? Podpisze czek? Albo wypisze? Nawet nie wiem, jak poprawnie się mówi... W istocie jestem człowiekiem, który ma słabe pojęcie o pieniądzach. Moje życie tak się ułożyło, że nawet nie wiem, dokąd miałbym pójść z tym pani czekiem?
LIPA – Nauczy się pan. Powoli.
MICHAIŁ - Lepiej niech pani rzuci mi w twarz paczki banknotów! Ale, ale… Czy w takich wypadkach należy je przeliczać?
LIPA - Po co rzucać pieniędzmi? Zapłacę bezgotówkowo.
MICHAIŁ - Mało tego, że mnie pani kupuje, to jeszcze, chce za mnie zapłacić przelewem?
LIPA - Wygodniej. Przeleję sumę na pańską książeczkę oszczędnościową, w rublach.
MICHAIŁ - Nic już świętego nie zostało na tym świecie! Ile to wyjdzie w rodzimej walucie?
LIPA - Według bieżącego kursu, około sześciu miliardów.
MICHAIŁ - Chce pani kupić za sześć miliardów człowieka? Artystę? Aktora?
LIPA - Więcej - nie da nikt!
MICHAIŁ - Ale nie jestem nowobogackim! Nie jestem na sprzedaż. A pani nie darzę żadnymi uczuciami. Kocham zupełnie inną kobietę.
LIPA - Po dzisiejszej nocy dosyć trudno mi w to uwierzyć.
MICHAIŁ - Nic nie pamiętam!
LIPA – Opowiem panu.
MICHAIŁ - Nie.
LIPA - Przecież ciekawi to pana!
MICHAIŁ - Nie. I tak mam okropny humor.
LIPA - Nie ma pan powodu dla rozczarowań! Był pan wspaniały!
MICHAIŁ - Nic nie pamiętam. Nic nie chcę wiedzieć.
LIPA - Dobrze. Też wszystko zapomniałam.
MICHAIŁ (po chwili) - No, z czystej ciekawości, co mogłaby pani interesującego opowiedzieć?
LIPA - Opowiedzieć mogłabym, że…. Ale nie chcę. Wszystko zapomniałam.
MICHAIŁ – Dobrze, dobrze. Niech pani opowie! Dobije mnie!
LIPA - Dobijać? Nie jestem krwiożercza.
MICHAIŁ - Niech się pani nie obraża, rzeczywiście mnie pani zaciekawiła.
LIPA - Za późno. Wszystko zapomniałam.
MICHAIŁ - Olimpiado Nikołajewna, a jeżeli bardzo grzecznie poproszę?
LIPA - Niech pan spróbuje!
MICHAIŁ - Baaaaaardzo proszę!
LIPA - Niech będzie.... Proszę się położyć!
MICHAIŁ - W jakim sensie?
LIPA - Niech się pan po prostu położy! Co może pan jeszcze stracić?
MICHAIŁ - Dobrze, leżę.
LIPA - Pan tak…! (nagle rzuca się na niego i gorąco go całuje.)
MICHAIŁ (próbuje się wyrwać) - Całowałem? Ja? Nie pamiętam!
LIPA - I ryczał pan!
MICHAIŁ - Kto ryczał?
LIPA - Pan!
MICHAIŁ - Ja?
LIPA - Jak dziki!
MICHAIŁ - Nie wierzę!
LIPA - Krzyczał pan: "Lipko moja, zostań ze mną na zawsze!"
MICHAIŁ - Nie! Nigdy! Nigdy już! Ani kropelki…!
LIPA - Krzyczał...
MICHAIŁ (gwałtownie przerywa) - Stop! Powiedziała pani, że ryczałem?
LIPA - Ryczał pan i krzyczał. Na zmianę. Niech pan się dołączy – Trudno mi samej za dwoje!
MICHAIŁ - Do czego mam się dołączyć, zwariowana kobieto?! Co mam robić?
LIPA - Niech pan krzyczy, krzyczy!
MICHAIŁ - Nie wiem, co krzyczałem. Proszę mnie puścić!
LIPA - Niechże pan zaryczy! Kto z nas jest aktorem? Pan to w ogóle nic nie umie!
MICHAIŁ (ryczy, potem śmieje się) - Nie mogę! Śmieszy mnie to!
LIPA – Co w tym śmiesznego, że już nie potrafi pan nawet poryczeć z kobietą?
Michaił ryczy. Oboje śmieją się do rozpuku.
MICHAIŁ - Rozbudziłaś we mnie zwierzę! Teraz - trzymaj się! Jest jeszcze proch w ładownicy!
Wchodzi Polina Siergiejewna z pomarańczami w przezroczystej siatce i zamiera w drzwiach. Pozostaje niezauważona.
(Trzymając Lipę w objęciach turlają się po pokoju.) Kocham panią! Kocham tak, jak nigdy dotąd! Rzuciłem dwanaście kobiet. Dziewięć - rzuciło mnie! Ale ani jednej z nich nie kochałem tak, jak ciebie! Daję moją rękę. Tak, czy nie? Nie chcesz?
LIPA - Chcę!
Lądują u nóg Poliny.
MICHAIŁ (raczej przeczuł, niż zobaczył) - Polina?
LIPA (uparcie) - Nie Polina, a Lipka, Lipusia!
Polina ryczy.
MICHAIŁ (dostrzega ją) - Polina!
LIPA - Lipka, Lipeńka! (dostrzega Polinę.) Polina Siergiejewna! Dzień dobry!
Niezręczna cisza.
POLINA - Dlaczego nie zamknęliście drzwi? Dobrze, że to ja weszłam, a nie sąsiadka!
MICHAIŁ - Spokojnie, Polino! Między nami nic nie było!
POLINA - Michael, okazuje się, że jesteś maniakiem! Seksualnym!
MICHAIŁ - Nic nie było! A to, do czego doszło, zaraz ci wyjaśnię!
POLINA - Pani, Olimpiado, okazała się taka wszechstronna. Biznes lady, sponsor, i...
MICHAIŁ - Polino, to nie to, co ci się wydaje.
POLINA – Niech ci będzie. Jaka jest twoja wersja?
MICHAIŁ - Między nami zupełnie nic nie było! Lipo, potwierdź!
LIPA - Proszę nie mnie nie wciągać w wasze domowe spory!
MICHAIŁ - Lipa poprosiła mnie, abym jej coś pokazał.
POLINA - Poprosiła, żebyś jej coś pokazał? Rozumiem. Może dokładniej - co takiego? Nie denerwuj się tak, Michaelu! Jestem tutaj tylko na minutkę. Przyjechałam po sokowirówkę. Interesuje mnie wyłącznie gorączka. Wczoraj grałam, przez cały czas myśląc tylko o gorączce. Jestem jednak aktorką. Powinnam. To, Olimpiado, nasz aktorski krzyż! Zabiorę sokowirówkę i wychodzę. Możecie kontynuować, od tego samego miejsca, gdzie wam przerwałam! Przejmuję się wyłącznie gorączką. Gdzie jest sokowirówka? No, gdzie?
MICHAIŁ (dotyka jej ręki) - Nic nie było!
POLINA (piszczy) - Nie dotykaj mnie, zboczeńcu! Gdzie ją wepchnęłam? Nie dawałeś nikomu naszej sokowirówki? Przecież TY - o nic nie dbasz!
MICHAIŁ - Rzeczywiście masz gorączkę!
POLINA - Ja - gorączkę? Już nawet nie pamiętasz, że nigdy nie miewam gorączki! Gdzie jest, no, gdzie? Oddajcie mi natychmiast moją
S O K O W I R Ó W K Ę!
LIPA – Proszę się uspokoić, bardzo proszę! (też zaczyna szukać sokowirówki.)
POLINA - Gdyby to tylko gorączka! Ale jeszcze alergia na lekarstwa! Zbić gorączkę można tylko sokiem pomarańczowym. Rozumiecie? Ma taki delikatny organizm! Tylko sokiem! Wyłącznie - pomarańczowym! Przybiegłam tutaj tylko na chwilkę, po sokowirówkę, niczego mi więcej od was nie trzeba!
MICHAIŁ - Może położysz się trochę?
POLINA - Mnie też proponujesz poleżeć? Michaelu, jesteś rzeczywiście maniakiem. Seks-symbolem! Dla zboczeńców. Gdzie sokowirówka?!
LIPA - O, Boże! Szybciej można po prostu kupić!
POLINA (kłótliwie) – Może dla pani to prościej! Nuworyszce! Pani pieniądze pewnie w stertach leżą! Nie mogę tracić całej swojej pensji, wypracowanej ciężką, aktorską, spopielającą pracą, na kolejną sokowirówkę! (gwałtownie łapie słuchawkę aparatu telefonicznego i nabiera numer.) Muszę zadzwonić! Pilnie! Zajęte! Znowu zajęte!

MICHAIŁ (do Lipy) - Niech pani się chociaż teraz ubierze!
LIPA - Teraz nie ma już po co. Za późno!
POLINA - Zajęte! Zajęte! Co to może znaczyć? Na pewno - nieszczęście!
MICHAIŁ - To oznacza tylko jedno: ktoś rozmawia przez telefon. Włącz na automat! (ustawia opcję w telefonie.) Teraz czekaj! Dom wariatów!
DZIEWCZĘCY GŁOS (z telefony) - Mamusiu, mamusiu!
POLINA (łapie słuchawkę) - Co tam u was?
DZIEWCZĘCY GŁOS - Gorączka spada.
POLINA - Już do was lecę!
DZIEWCZĘCY GŁOS – Mamo, nie denerwuj się! Jak tylko gorączka zaczęła spadać, Sjapoczka od razu zaczęła ciebie szukać. Kręci głową na wszystkie strony i ciągle pyta: "Buleńka, gdzie moja buleńka?"
POLINA - Biegnę! Znajdę tylko sokowirówkę i biegnę! Pomarańcze już kupiłam!
DZIEWCZĘCY GŁOS - Rozumiesz, od razu zaczęła ciebie szukać! Taka mądralińska!
POLINA - Lecę! Moja kochaniutka wnusia! Przekaż, że buleńka tęskni, bardzo tęskni i mknie do swojej wnusi! Najpiękniejszej, najmądrzejszej, najsłodszej, najbliższej, najmilszej!
GŁOS MŁODEGO MĘŻCZYZNY (włącza się) – Teściowa?! Halo! Stęskniliśmy się! Czekamy z kolacją! Zrobiłem dla pani sałatkę, taką jak pani lubi - z samych śledzi. A pani córka, z radości ją upuściła. Teraz sałatkę dojada Pączek! Pączek, daj głos!
Słychać, jak szczeka pies.
POLINA - Uciszcie psa! Sjapoczkę obudzi! Ja już, już! Lecę z sokowirówką.
GŁOSY MĘSKI I DZIEWCZĘCY (chórem) - Całujemy! całujemy! Całujemy! Hurra!
POLINA (delikatnie odkłada słuchawkę) - Gorączka spada... Lecę!
MICHAIŁ - Z dziećmi tak zawsze - albo jest gorączka, albo nie ma.
POLINA - Niby skąd możesz cokolwiek wiedzieć na temat dzieci? Gdzie się znowu podziała ta cholerna sokowirówka?
LIPA - O, jest!
POLINA - Jesteś tu, moja kochaniutka! Lecę!
LIPA - Szybciej, niech pani biegnie jak najszybciej! Bez pani nie zaczną kolacji!
MICHAIŁ – Niech pani się tu tak nie panoszy! Rozkazuje, do tej pory jeszcze się nie ubrała!
POLINA - Nie musi się pani ubierać! Już wychodzę! Pozwólcie tylko, że na pożegnanie, napatrzę się. Och, no-no-no! Może się pani odwrócić!
MICHAIŁ - Polino, niczego nie było!
POLINA - Herbatkę piliście! Ty w smokingu, a ona - w negliżu. Jestem typową okłamywaną żoną. To już nie rola, a emploi. Wydaje mi się jednak, Olimpiado, że próbuje pani zająć cudzą rolę!
MICHAIŁ - Co ty pleciesz?
POLINA (do Lipy) – Czy pani myśli, że to pierwszy raz złapałam Michaela in flagranti?
MICHAIŁ – Niby kiedy, mnie z kimś zastałaś?!
POLINA - Zdarzało się. Nie raz! Po prostu zdążałam wcześniej uciec, nim mnie zobaczyłeś. Jednego nie rozumiem: jak się tutaj wepchnęła Olimpiada? Co pani ma tu do rzeczy? Czyżbym była już ślepa i głupia? Wydawało mi się? Nie, nie mogłam aż tak się pomylić!
LIPA - Wcale pani nie chybiła.
POLINA - O czym pani mówi?
LIPA - O tym, o czym pani.
POLINA - A ja - o czym?
LIPA – Sama pani wie lepiej.
POLINA - Niech mi pani nie plącze myśli - mam w głowie taki galimatias…
MICHAIŁ - Niczego nie było! Naprawdę nie wierzysz?
POLINA - Mam ci wierzyć? Po dwudziestu latach małżeństwa? Nie rozśmieszaj mnie! Jestem zupełnie zbita z pantałyku.
LIPA - Zaproponowałam Michaiłowi, aby się ze mną ożenił.
POLINA - To niespodzianka. Co odpowiedział? Weszłam w tym momencie, kiedy burzliwie wyrażał swoją zgodę? Nie przypuszczałam, że przez dwadzieścia lat drzemał w nim taki temperament.
MICHAIŁ - Już setny raz powtarzam - to była etiuda aktorska!
POLINA - Jak się pani udało, Olimpiado, obudzić w nim taką namiętność do pedagogiki?
LIPA - Zaproponowałam mu ożenek na okres jednego roku.
POLINA - Tylko na rok? Bardzo humanitarnie. Ja zaś wiernie poczekam na niego, jak rewolucjonistki. Pozwoli mi pani na widzenia?
MICHAIŁ - Polino, przestań!
POLINA – Ale… czym mu pani tak dogodziła? Może to niezbyt dla pani przyjemne, ale jest pani moją rówieśnicą…
LIPA - Nie całkiem.
POLINA - Ee tam. Kropka w kropkę. Proszę odsłonić tę zasłonę tajemnicy - czym go pani tak oczarowała! Jest pani aż tak zabójczo seksualna?
LIPA - Zaproponowałam Michaiłowi Aleksandrowiczowi milion dolarów.
POLINA – Czysta erotyka! Hiperseksualnie! Mega! A jeżeli pani zbankrutuje?
LIPA - Widzę, że nie jest pani pozbawiona zmysłu handlowego!
POLINA - Z kim się przestaje...
LIPA - Płacę z góry.
POLINA - Honorowo! Najpierw pieniądze, potem postronek. Kiedy weszłam, sprawdzaliście, czy kobyłka u płota?
MICHAIŁ - Dosyć, Polina! Rozczarowuję się do ciebie.
POLINA - Za milion dolarów znajdziesz we mnie więcej wad! Za milion, będziesz mógł się nawet szczerze we mnie rozczarować! Za taką sumę nie tylko takie stare pudło, jak ja, można rzucić! Zdradzi się młodość, piękno… nawet namiętność! Czytałam Balzaka! W jakim kraju ja się znalazłam? W jakiej epoce? Czy stałam się bohaterką romansu?
MICHAIŁ - Spytaj lepiej, czy się zgodziłem, czy nie.
POLINA (do Lipy) - Odmówił?
LIPA - Jest w rozterce.
POLINA - Jeżeli od razu pani nie wygonił, to znaczy, że się zgodzi. (Milczy.) Nie pozwolę! W moim domu nie pozwolę! Nie pozwolę w moim teatrze! Teatr - to świątynia! Opluta, uniżona, ale - świątynia! Nie pozwolę w świątyni! Pani jest Szatanem! Chce pani wyprawić bal w naszej świątyni! Handluje tutaj pani? Nie uda się! Precz stąd! Wynocha! Żeby pani nogi tu więcej…! Won! Bo, jak przyiwanię sokowirówką, w tę forsiastą mordę!
LIPA - Brawo! Zaraz odejdę, tylko sznurki wyprasuję. Z czym wtedy, Polino Siergiejewna, no, z czym pani się ostanie? Kim pani będzie beze mnie? Pomyślała pani o tym, zanim się tak rozgorączkowała?
POLINA - Cha-chа-chа! Przypuszcza pani, że właśnie pani obecność jest dla nas natchnieniem? (rzuca jej rzeczy.) Oto pani sznurki! Niech pani zapomni też o teatrze! Będziemy grać szczęśliwie i z sukcesem, długo - bez pani!
LIPA - Nic z tego!
POLINA – Phi! Od trzydziestu lat jestem na scenie, zawsze mi się udawało!
LIPA - Ten spektakl jest moją własnością.
POLINA - Absurd! Czy lot ptaka może być czyjąś własnością? Albo zachód słońca? Burza?
LIPA - Zainwestowałam nie w lot ptaka, ani w zachód słońca, czy burzę, ale w spektakl! Niech sobie ptaszysko lata, ile mu sił w piórach starczy. Słońce może sobie zachodzić trzy razy dziennie. Ale spektaklu - nie będzie!
POLINA - Co tu ma do rzeczy pani parszywa forsa? Czy pani myśli, że publiczność wczoraj śmiała się i płakała - z powodu pani kasy? Będziemy grać na placu, na porębie...
LIPA - Dlaczego nie zrobiliście tak od razu?
MICHAIŁ - Polino, do niczego nie doszło! Przysięgam, nic nie było! Tylko się nie kłóćcie!
POLINA - Nie dotykaj mnie, żigolaku! Jakie ona ma prawo pozbawiać naszego widza spektaklu? Czyżby już wszystko się sprzedawało i kupowało?
LIPA - Absolutnie wszystko!
POLINA - To - Apokalipsa! A ona - Szatan!
MICHAIŁ - Szatan – jest mężczyzną!
POLINA - Przy dzisiejszym poziomie wiedzy niektórych genetyków… ni diabła nie wiadomo, kto jest kobietą, a kto mężczyzną.
MICHAIŁ - Niczego nie było, nie było! Zamilcz! Olimpiado Nikołajewna, spróbuję pani to wyjaśnić. Na przykład, przypuśćmy, że kupiłaby pani obraz Picasso.
POLINA - Picasso? Nigdy o nim nawet nie słyszała!
LIPA - Dlaczego? Całkiem niedawno właśnie kupiłam jego rysunek.
POLINA - Pani?
MICHAIŁ - Picasso?
LIPA - Co w tym dziwnego? Jeżeli jego dzieła się sprzedają, to znaczy, że komuś są potrzebne, no nie?! Dlaczego nie mnie?
POLINA - Więc pani uważa, że rysunek Picasso jest pani własnością?
LIPA – A czyją? Mam akt notarialny!
POLINA - Jeżeli pani przyjdzie do głowy, to może pani go sobie po prostu porwać?
LIPA - Porwać Picasso? Nie jestem wariatką!
POLINA - Dlaczego by nie? Przecież to pani własność!
LIPA - Porwać Picasso?! Czy możecie sobie wyobrazić, ile musiałam za niego zapłacić?
POLINA - Pani jest potworem! Wyrastałyśmy w tych samych czasach, chodziłyśmy po tych samych ulicach, słuchałyśmy tych samych piosenek, uczyłyśmy się w jednakowych szkołach. Ale prędzej bym dogadała się z ET, niż z panią.
LIPA - Ale jeżeli nie będziemy próbowały wzajemnie się pojąć, dogadać, to świat rozsypie się i wszyscy zginiemy.
POLINA - No cóż, sztuka, jak zawsze, wymaga ofiar! Złożę ciebie, Michaile, w ofierze. Odchodzę! Od dwudziestu lat żyłam rozdarta pomiędzy tobą i teatrem. Nawet swoją córkę podrzuciłam babci. Póki służyłam teatrowi i tobie, córka wyrosła, wyszła za mąż, urodziła mi wnuczkę. A ja ciągle służyłam, służyłam... Dosłużyłam się! Teatr nagle jakoś przestał kochać artystów. Ty, Michaile, znudziłeś się brakiem wielkich uczuć. Nie wystarcza ci już cicha przystań - w mojej osobie. Odstałeś swoje, w tej przystani, po dwóch małżeństwach zawartych z namiętnej i szalonej miłości. Znowu pociągnęło ciebie w otwarte morze. Gdzie bym się podziała, gdyby nie córka? Nagle okazało się, że córka, wnuczka i nawet zięć - mnie kochają! Znalazłam na ulicy psa, zaprowadziłam go do nich. Pies, kiedy tylko wszedł do mieszkania, od razu złapał gorące, gotujące się jeszcze w gorącym tłuszczu pączki, taki był głodny. Psa też pokochali. Nazwali Pączkiem. Wydaje mi się, że ja też wykradam im pączki z wrzącego tłuszczu. Nie zasłużyłam sobie na ich miłość. Kochają mnie za nic. Bez zasług. Kiedy nocuję w ich malutkim mieszkanku, wydaje mi się, że w tamtejszym powietrzu unosi się zapach miłości. Aromat zapomnianych marzeń. Patrzę przez ich okno na księżyc i odczuwam ból, fizyczny ból - ze szczęścia. Tak oddanie służyłam teatrowi i tobie. Dwóm idolom! Obaj mnie przeżuli i wypluli. Nie jestem im potrzebna! Minęły czasy takich, jak ja. Teraz - wszędzie pieniądze! Gdzie znaleźć pieniądze na spektakl? Gdzie znaleźć pieniądze na tournee? Kasa, forsa... Przecież to my, inteligencja, przygotowywaliśmy ten przewrót! Najpierw w swoich ciasnych kuchniach, potem na wysokich trybunach… Teraz nas lekceważą!
LIPA - Historia nigdy nie powstawała w kuchniach, ani na trybunach.
POLINA - Wy, nowi Rosjanie, wszystko żeście nakradli, przywłaszczyli sobie,
Ograbili kraj... Uratujcie teatr! Gdzie są Trietjakowowie, Mamontowie, Morozowie? Gdzie oni są? No, gdzie?
LIPA - Morozow, jak mi się wydaje, zastrzelił się.
POLINA - Zastrzelił się z miłości do aktorki!
LIPA – Miał za swoje! Nie, przykład Morozowa mnie nie pociąga!
POLINA - Pani woli kupić miłość! Z pani powodu nikt się nie zastrzeli!
LIPA – Nie mamy czasu na reweranse. Ostrzeliwuje się nas ze wszystkich stron.
POLINA - Odchodzę od ciebie, Michaile! Tam, gdzie mnie kochają. Tam, mojej miłości nie sprzedadzą nawet za milion dolarów! Ja tutaj się duszę. Gdzie sokowirówka?
LIPA - Mądra decyzja. Niech pani odejdzie! Dam pani sto tysięcy dolarów odstępnego!
POLINA - Mnie? Z jakiego powodu? Przecież sama odchodzę?
LIPA - Na interesach znam się lepiej od pani.
POLINA - Głupio! Za co? Sto tysięcy! Fiu-fiu! Za co, jeżeli sama odchodzę?
MICHAIŁ (kłótliwie) – Olimpiado, nie rozrzucaj pieniędzy! Na teatr nie starczy! Niech sobie odejdzie ode mnie bezpłatnie!
LIPA - Niech się pan nie denerwuje. Umiem liczyć pieniądze. Potrzebuję po prostu poważnej gwarancji.
POLINA - Gwarancji? Jakiej gwarancji? Dziś, albo jutro, Michaił wyrzuci mnie, jak zbędną rzecz. Za co miałabym wziąć od pani pieniądze? Nieprawda, Michaile?
MICHAIŁ - Olimpiada jest dla nas obcym człowiekiem. Nie będziemy przy niej prać domowych brudów. Jej to nie interesuje.
LIPA - Wszystko mnie interesuje. Wiem, co robię. Proszę wziąć pieniądze, Polino!
POLINA - Pani serio?
LIPA - Sto tysięcy dolarów!
POLINA - Jak pani śmie mnie obrażać?
LIPA - Kupi pani córce mieszkanie.
POLINA - Nie jestem na sprzedaż!
LIPA - Inaczej aromat zapomnianych marzeń wyparuje i poczuje pani woń rozdrażnienia, swarów, konfliktów. Straci pani to, co ostatnie pani zostało. Jak będzie pani żyła, jeśli straci też córkę? Zresztą, nie będę namawiała.
POLINA - Mogłaby pani, chociaż dla przyzwoitości, trochę mnie ponamawiać... No cóż, wezmę - bez namowy. Wstyd mi, ale wezmę.
MICHAIŁ - Brawo! Handluje się mną hurtem i detalicznie. To mieszkanie zaczyna przypominać chatę wuja Toma!
POLINA - Nie biorę dla siebie. Rzeczywiście, ciasno jest w jednopokojowym mieszkaniu. Córka, wnuczka, zięć, jeszcze im psa wkwaterowałam. I sama mam zamiar się wprowadzić. Nie chcę, żeby nasza miłość wymagała ciągłych bohaterskich wyczynów, cierpliwości. Tych pani tysięcy wystarczy na mieszkanie?
LIPA - Na wielkie, jasne mieszkanie. O podwyższonym, europejskim standardzie.
POLINA - Sto tysięcy... Na pewno trzeba od tego jakieś podatki opłacić...
LIPA - Ominiemy podatki!
POLINA - Co pani? Jestem praworządną obywatelką.
LIPA - Wtedy będzie bez podwyższonego, europejskiego...
POLINA - Zięć ma złote ręce! Sama wezmę pędzel! Co trzeba, to zrobię! Ale, czy Razpjatow w ostatniej chwili nie odmówi pani? Ucieknie sprzed ołtarza?
LIPA - Ode mnie się nie ucieknie.
MICHAIŁ - Ucieknę? Poluniu, czy mógłbym tak ciebie rozczarować?
POLINA - Nie chcę krakać, ale pani, Lipo, nie jest w jego guście. Jego ideałem jest Julia. Niewinność, czystość, młodość. A pani to prędzej Mesalka! Nie chcę pani obrazić, ale pani jest wulgarna. Ta purpurowa, pornograficzna bielizna! Pani tak, codziennie chodzi w gotowości bojowej? Czy też wypindrzyła się tylko po to, aby uwieść mojego Razpjatowa? Trzeba było się mnie poradzić! Przepraszam, że się tak przyglądam… Okropność! Czyż porządna kobieta, matka, babcia, może się tak ubierać? Jak pani to w ogóle przyszło do głowy? Gdzie pani to kupiła? Nie wstydziła się pani sprzedawcy? Przecież jest pani w moim wieku! Naprawdę sądzi pani, że ta pornografia odmłodzi pani i uczyni uwodzicielską? Nam obu przystoi już elegancja. Powiedz, Michaile – jak postronny mężczyzna - czy coś takiego podnieca?
MICHAIŁ - Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu sobie pójdziesz z tą swoją sokowirówką! Wtedy będę mógł się rzucić na Olimpiadę Nikołajewnę!
POLINA - Przez całe życie byłam elegantką…Porządną, inteligentną kobietą. Jak mi to już bokiem wyszło! Chcę być rozpustna, wulgarna! Wampem! Tak! Zdecydowałam się! Kupię sobie dokładnie taką samą bieliznę, Olimpiado. Rzecz jasna, jeżeli po kupnie mieszkania zostaną mi jakieś pieniądze. Pierwszy raz w życiu będę miała własny pokój. Będę chadzała w erotycznej bieliźnie po własnym pokoju!
LIPA (wyciąga ze swojej torby coś zapakowane w firmowy papier i podaje Polinie) - Proszę.
POLINA - Co to? (rozwija - tam taka sama bielizna, jak u Lipy.) Pani kupuje hurtem?
LIPA - Nie. Sprzedawali dwa komplety w cenie jednego.
POLINA - Przyjmuję. Zaraz przymierzę. Po co odkładać?
MICHAIŁ - Założysz to na siebie? Może jednak skończymy z tymi kostiumami z lupanaru?
POLINA - Jesteśmy aktorkami! Naszym psim obowiązkiem jest umieć zagrać każdą rolę.
MICHAIŁ - Polino, muszę z tobą poważnie porozmawiać. Co ty robisz?
POLINA - Rozbieram się.
MICHAIŁ - Tutaj?
POLINA - Jestem u siebie.
MICHAIŁ – Całkiem zwariowałaś?
POLINA – Póki co, jesteś jeszcze moim mężem.
MICHAIŁ - Nie jesteśmy sami.
POLINA - No i co? Nasz gość jest właściwie goły. Dobrze, dobrze, przebiorę się w łazience. Jeżeli mój widok budzi w tobie taką odrazę. (wychodzi do łazienki.)
MICHAIŁ - Olimpiado Nikołajewno, lepiej, żeby pani sobie poszła. Sama pani widzi - teraz nam nie do pieniędzy. Ja i Polina zawsze odnosiliśmy się do mamony z lekceważeniem. Jeżeli są - urządzamy ucztę. Nie ma ich - przeżuwamy jajecznicę. Wpadnie jakieś honorarium - skoczymy na urlop nad morze. Zostaliśmy goli - pojedziemy na daczę, do przyjaciół. Kiedy Polina nie ma wyjściowej sukienki, to pożyczy od koleżanki. Jednak, gdy otrzymałem nagrodę państwową, to podarowałem jej pierścionek z brylantem. Mamy wielu przyjaciół: zawsze mamy, od kogo pożyczyć. Pieniądze są nam obojętne, Olimpiado. Pani starania są bezsensowne.
LIPA - Tak, jak przypuszczałam, jesteście niewolnikami pieniędzy. Całe wasze życie i plany, humory – wszystko zależy wyłącznie od pieniędzy. Nawyk niewolnictwa uczynił z was zakładników. Jesteście całkowicie zależni od pieniędzy - lekkomyślnie i bezwolnie. Wasza nienawiść do pieniędzy - to nienawiść niewolnika do jego pana! Nawiasem mówiąc, gdyby miał pan pieniądze, stworzyłby pan teatr. Ile ma pan planów, pomysłów, idei - wszystkie muszą odejść w niebyt, chociaż mógłby je pan zrealizować. Kto wie, może pański teatr przeżyłby pana i cieszyłby wdzięczne następne pokolenia?
MICHAIŁ - Jeżeli przepustką do wieczności są pieniądze, to ja odmawiam sobie nieśmiertelności. Ja – jestem zakochany! Po raz pierwszy w życiu zakochałem się, jak wariat. Pani nie może mnie zrozumieć, jeżeli pani uważa, że milion dolarów może być ważniejszy od miłości.
LIPA - Pieniądze są nie mniej ważne, niż miłość. Wybierać należy to, co daje nam możliwość w tym, jedynym nam danym, życiu, coś stworzyć. Nic nie jest proste. Miłość może człowieka uniżyć, przekształcić człowieka w łajdaka, zniszczyć jego życie i pozbawić przyszłości. Pieniądze mogą człowieka wywyższyć, umożliwić zrealizowanie swojego przeznaczenia. Tak, nic nie jest proste, Michaile Aleksandrowiczu.
MICHAIŁ - Dziwna z pani kobieta. Boję się pani słów. Czy pani rzeczywiście nie jest szatanem?
POLINA (pojawia się w prawie takiej samej odzieży, jak Lipa, i przyjmuje - w swoim pojęciu - "erotyczną" pozę) - No, i jak? (Długa cisza). Wie pani, Olimpiado, jakby to dziwnie nie brzmiało, ale zaczyna mi się podobać te sto tysięcy! Zrewiduję swój stosunek do pieniędzy. Już zaczynam odczuwać do nich czułość. Zakochuję się w nich. Moja babcia była szlachcianką. W dodatku z zamożnego rodu. Widocznie mam po niej geny. Chcę mieć przestronny, piękny dom. A w nim spokój i radość. Żeby na kolację zbierała się cała rodzina. Na stole będzie leżał biały, sztywny, nakrochmalony obrus, na porcelanie migotać będą odblaski płomienia świec, bulgotać będą bąbelki szampana nalanego do wysokich, wąskich kieliszków.
MICHAIŁ – Zapewne geny babci podpowiadają ci, że na rodzinną kolację należy pojawiać się tak odziana?
POLINA - Nie podoba ci się?
MICHAIŁ – Nie podoba? Po prostu nie wiem, gdzie oczy podziać.
POLINA – Od dziś będę tylko tak obcowała z mężczyznami. Nie podobam ci się seksualnie - idź do diabła! Najpierw seks, potem głębokie myśli, wrażliwe dusze, talenta, nieziemska dobroć, ustępliwość, usłużność i pozostałe banialuki. Najpierw - seks. Tylko w takiej kolejności!
MICHAIŁ - Niech żyje „najnowsze” myślenie! Jaka jesteś teraz pociągająca!
POLINA – Mówisz to przy Olimpiadzie Nikołajewnie? Rzeczywiście już się wyzwoliłam z konwenansów, ale nie na tyle!
MICHAIŁ (stanowczo ciągnie ją za rękę do drzwi wyjściowych) - Wyjdźmy na minutkę!
POLINA - Po co mnie ciągniesz na schody? Zwariowałeś z pożądania?
MICHAIŁ (wypycha ją na klatkę schodową) - Postój za drzwiami i pomyśl! (zatrzaskuje drzwi.)
POLINA (wali do drzwi) - Zwariowałeś? Przeziębię się.
MICHAIŁ (przez zamknięte drzwi) - To nie stój! Podskakuj!
POLINA - Zgwałcą mnie!
MICHAIŁ - Przecież tylko o tym marzysz.
POLINA - Otwórz, łajdaku!
LIPA (podchodzi do drzwi) - Niech pan ją wpuści! To wielka aktorka.
MICHAIŁ - Niech jej pani sama otworzy!
Lipa otwiera drzwi, a Michaił gwałtownie ją wypycha na schody. Drzwi zamyka.
LIPA - Michaile Aleksandrowiczu, zwariował pan?
MICHAIŁ - Nie radzę krzyczeć. Ludzie się zbiegną.
POLINA - Czy nie rozumiesz, jak my wyglądamy? Tutaj nie Plac Pigalle! Tu - Północne Butowo!
MICHAIŁ - Macie futro.
POLINA - Jedno na dwie? Nawet na placu Pigalle tak nie przyjęto. Tam każda goła prostytutka ma własne futro.
MICHAIŁ - Wystarczy wam jedno na dwie. Jesteście tylko amatorkami!
POLINA – A jeżeli ktoś pójdzie po schodach? Poznają mnie!
MICHAIŁ - Poznają? To dasz autograf! Idę wziąć prysznic, za godzinę wychodzę, wtedy wpuszczę was z powrotem.
POLINA - Łobuz! Spieszę się do wnuczki.
MICHAIŁ - Wcale ciebie nie zamknąłem!
LIPA - Michaile Aleksandrowiczu, wystarczy - niech pan otworzy.
MICHAIŁ - Niech mi pani zaproponuje pieniądze. Otworzę - za pięć melonów. Zielonych! Ojczystej waluty nie biorę.
POLINA - Otwórz! Zabiorę sokowirówkę i odejdę od ciebie na zawsze.
MICHAIŁ - Wyjdź na ulicę, to ci zrzucę sokowirówkę przez okno.
LIPA - Michaile Aleksandrowiczu, zaczynam się rozczarowywać, co do pana.
MICHAIŁ - Czego pani oczekiwała od mężczyzny, którego planowała kupić za milion? Szlachetności? Inteligencji?
POLINA - Misza, wystarczy. Proszę, wybacz mi.
MICHAIŁ - Jeżeli ty przepraszasz...
LIPA (przerywa mu) - Och, jak ja żałuję, że wczoraj się panu oddałam!
POLINA - A jednak - było! Jaka z ciebie szmata, Michael! Mężusiu mój! Były! Ile ci już zapłacono? Utrzymanek!
LIPA - Niech pani powstrzyma język! Jedzie winda!
POLINA - Nie, tylko nie to! To kapłan, jest naszym sąsiadem. Zazwyczaj o tej porze wraca z cerkwi. Często rozmawiamy, na różne świątobliwe tematy. Szybciej, niech mnie pani przykryje futrem! Czemu jest takie krótkie? Przy pani kasie można kupić dłuższe i obszerniejsze. Przy pani bogactwie takie futerko jest po prostu niepoważne! I niepraktycznie, sama pani widzi. Już idzie. Jak pani myśli, czy wypada mi się z nim przywitać? Chyba niezbyt wypada teraz przedstawiać mu panią> Może będziemy udawać, że jesteśmy zajęte rozmową? Odwrócimy się do niego plecami i będziemy rozmawiać. Niech pani rozmawia!
LIPA - O czym mogę rozprawiać stojąc nago na schodach?
POLINA - O czymkolwiek! O Picasso. Kupiła pani obraz Picassa? Jak się pani podoba?
LIPA - Taaak, Picasso, jak Picasso. Nie jestem jego zwolenniczką. Po prostu zainwestowałam w jego obraz.
Do nich podchodzi Natusia z butelką szampana w rękach.
NATUSIA (niewzruszenie, życzliwie) - Dzień dobry, Polino Siergiejewna! Pani też tutaj, Olimpiado Nikołajewna? Dobry wieczór!
POLINA - Nataszka! Dziecinko! To pani? Nawet pani sobie nie wyobraża, jak dobrze, że to pani!
NATUSIA - Dlaczego nie mam sobie wyobrażać? To oczywiste! Klucze zostały w mieszkaniu? Drzwi zatrzasnęły się?
POLINA - Tak. Klucze są w mieszkaniu. Tam są. W mieszkaniu.
NATUSIA - Widzę, że jeszcze świętujecie premierę!
POLINA - Właśnie. Na całego! Przecież to takie wydarzenie!
NATUSIA - Wyłamujemy drzwi? Może lepiej poszukać ślusarza?
POLINA – Lepiej po prostu poprosić Michaiła Aleksandrowicza, aby otworzył…
NATUSIA - Gdzie jest Michaił Aleksandrowicz?
POLINA - Tam, wewnątrz.
NATUSIA (dzwoni do mieszkania) - Michaile Aleksandrowiczu? Jest pan tam? To ja, Natusia!
MICHAIŁ (otwiera drzwi i wyciąga do niej rękę) - Właśnie się wybieram do ciebie. Dobrze, że przyszłaś, bo mogliśmy się rozminąć. Przyszła kobieta, którą szaleńczo kocham. Oto ona!


AKT DRUGI

Minęło pół godziny. Mieszkanie to samo, bohaterowie też. Michaił w tym samym smokingu, ale damy odziane są elegancko i porządnie. Polina mówi do telefonu: "Już wychodzę! Wybacz, musiałam zostać tutaj. Ale wychodzę już. Dosłownie w tej chwili. Obudziła się i pyta o babulkę? Słoneczko ty moje, radość ty moja! Wychodzę! Powiedz jej, że zaraz babula pojawi się i osobiście przygotuje jej świeży sok pomarańczowy. Babula ma już wszystko, żeby go zrobić. Wychodzę!" Siada przy stole. Teraz wszystkie kobiety, z wyprostowanymi plecami, „rzeczowo" siedzą przy stole. Natusia cichutka, Michaił, pochylony nad butelką, właśnie otwiera szampana. Huk, szampan wylewa się z butelki, Michaił rozlewa go do przygotowanych kieliszków. Wszystko dzieje się jakby we śnie - statycznie. Żadna z kobiet nie sięga po kieliszek.
MICHAIŁ (wyprostowuje się z pełnym kieliszkiem) - Chciałem o tym powiedzieć przy innej okazji. Ale trzeba - teraz. (uroczyście.) Polino! Pokochałem inną kobietę.
POLINA - To typowe w twoim wieku.
LIPA - Widzi pani, Polino, pani intuicja miała podstawy.
MICHAIŁ - Nie jesteś niczemu winna. To zrządzenie losu. Ja i Natusia jesteśmy stworzeni dla siebie. Z tobą, Polino, przywykliśmy do wspólnego życia, pozbawionego miłości. Nawet nie zauważaliśmy, że nasze jedyne życie przepływa bez szczęścia. Przecież człowiek rodzi się po to, aby żył szczęśliwie! Jak ptaki - dla latania. To oczywiste, ale ciągle zapominamy o tym. Nie wolno nam zapominać! Złapałem drugi oddech, dążę do sukcesu. Jest mi lekko i wesoło. Chociaż ciężko mi z twojego powodu, Polino - wiem jednak, że byś mi wybaczyła, gdybyś mogła usłyszeć tę melodię, która brzmi w mojej duszy.
POLINA - Słyszę ją wyraźnie. Dosyć banalna, a jej motyw jest prymitywny. Odpłynęło moje nowe, przestronne mieszkanie. Rozsypały się w pył moje nadzieje na codzienne kolacje pod sympatycznym, różowym abażurem.
LIPA - Niech pani nie traci nadziei! Fortuna kołem się toczy i nie daje się przewidzieć. Wiele razy osobiście to przeżyłam,.
MICHAIŁ - Pani, Olimpiado Nikołajewna, jest rozumna i spostrzegawcza. Trafiła pani w dziesiątkę; rzeczywiście marzę o stworzeniu teatru. I jestem do tego zdolny! Ale ta młoda kobieta, moja Julia, moja Ofelia, jest dla mnie cenniejsza od każdego marzenia i zastąpi mi cały świat! Kocham i zachwycam się, oddycham jej pięknem. Wybacz mi, Polino, za ten nietakt. Za żadne miliony nie wyrzeknę się jej. Czyż można zdradzić czystość, niewinność, delikatność? Zawieść to święte zaufanie? Złamać młode życie? Polino, Olimpiado Nikołajewna, jesteście obie rozumne i wielkoduszne. Okażcie klasę - wypijcie za nasze szczęście! (wypija pierwszy i rzuca kieliszek na podłogę.)
Kobiety ledwie moczą usta.
POLINA - Na naszym weselu dokładnie tak samo rzucił kieliszek. Żony się zmienia, ale nawyki pozostają. Ale wtedy kieliszek się nie rozbił. Był z grubego, zwykłego szkła, a nie z kryształu.
LIPA - Z pewnością na waszym weselu szampan był lepszy. Ten jest wyjątkowo parszywy. Podróbka. Szampan należy kupować wyłącznie w firmowych sklepach.
NATUSIA - Zgadła pani, kupiłam po drodze, w kiosku
MICHAIŁ (obejmuje i całuje Nastię) - Wspaniały szampan! (nalewa sobie i jej.) Wypijmy, moja radości! Za ciebie, moja miłości!
POLINA (wypija jednym tchem cały kieliszek i rzuca kieliszek) - Ciągle się dziwię, w jak nieprzymuszony, naturalny sposób dzisiejsze młode kobiety uwodzą mężów! Żadnych kompleksów! W obecności żon!
LIPA – Polino, jak pani postąpi? Co pani zrobi? Odciągnie za włosy, pryśnie rywalce kwasem siarkowym w twarz?
POLINA - Nie odczuwam aż takich emocji. Ale nigdy w życiu nie przegrywam - ani na scenie, ani w rzeczywistości.
MICHAIŁ - Jesteśmy inteligentnymi ludźmi, Olimpiado Nikołajewna. Czas na nas, Natusiu, pożegnamy się i odchodzimy na zawsze. (podaje jej palto.)
Cisza.
NATUSIA (kilkukrotnie próbuje zabrać głos. Widać, że nie jest jej łatwo odejść bez słowa. Uważnie patrzy w oczy Michaiłowi, żałośnie i wstydliwie) - Michaile Aleksandrowiczu, nie po to przyszłam, aby pana stąd zabrać…
LIPA - Proszę uważać, Polino! Przed panią – zakręt na drodze losu. Musi pani uważać, aby zdążyć ze swoją rolą!
NATUSIA (z miną winnej) - Na odwrót, przyszłam się pożegnać. Przyszłam, żeby odejść.
POLINA - To palec Boży! Michaelu, słowo honoru, że nie przyłożyłam ręki do klęski twego szczęścia.
NATUSIA - Rozstaję się z panem, Michaile Aleksandrowiczu! (płacze.)
POLINA - Olimpiado, żal mi jej. Zupełnie nie w porę obudził się mój instynkt macierzyński.
LIPA - Radzę zadusić go w środku. Czuję, że jest ktoś, kto pocieszy Natusię.
NATUSIA (jak uczennica) - Michaile Aleksandrowiczu, proszę mi wybaczyć! Wszystko!
MICHAIŁ - Nic nie rozumiem. Moja malutka, głuptasku, czym ciebie obraziłem?
NATUSIA - Czy pan jest w stanie kogoś obrazić? Pan, taki czuły, taki genialny! W tym smokingu, teraz, wygląda pan tak elegancko, tak pociągająco... (szlocha.)
MICHAIŁ - Natusiu moja, aniele mój, dziecino moja, dziewczynko, uspokój się. Co się stało? (obejmuje ja i dłonią ściera łzy z policzków.)
NATUSIA (rozpaczliwie chlipiąc) - Tak pana kocham. Polinę Siergiejewnę też bardzo kocham!
POLINA - W tej sytuacji kochać mnie to zajęcie nadobowiązkowe.
NATUSIA - Pani jest wielka aktorką, Polino Siergiejewna. Nigdy nie kłamię.
POLINA - Też jesteś niezłą aktorka, Natusiu! W twoim wieku nie miałam takich sukcesów.
LIPA - Nasza młodość przeminęła w innych gatunkach dramatycznych!
NATUSIA - Proszę, Olimpiado Nikołajewna, niech pani też się na mnie nie obraża! Odchodzę.
LIPA - Najwyższy czas! Przecież nie wkwaterujesz się tutaj! Masz tysiąc dolarów, od nas, z Poliną! (wyciąga z torebki i podaje Natusi.)
NATUSIA (nie bierze) - Dla mnie?
LIPA - Trochę ciebie pocieszą. Pieniądze to najlepszy środek uspokajający. Dla kobiet. Najważniejsze jednak, żeby ich nie przedozować.
NATUSIA - Ale, za co?
LIPA - Za to, że jesteś taka, jaka jesteś.
NATUSIA - Dziękuje. (bierze.) Dziękuję! (śmieje się skrępowana.) Jak fajnie! Nawet wiem, co sobie kupię. Taką piękną, włoską sukienkę. Z naturalnego jedwabiu. Dawno marzyłam, ale ciągle nie starczało pieniędzy.
MICHAIŁ - Stop! Co się stało, Natusiu?
NATUSIA - Nic!
MICHAIŁ - Nic? Kłamstwo!!!
NATUSIA (z poczuciem winy) - Okazało się jedynie, że kocham innego człowieka. (znowu płacze.)
MICHAIŁ - Co to znaczy - okazało się?
NATUSIA - Zrozumiałam to dopiero dzisiaj rano. Wcześniej nie mogłam w żaden sposób pojąć, którego z was kocham więcej - jego, czy Pana? Bardzo cierpiałam. Tym bardziej, że pan jest wspanialszym człowiekiem! Słowo honoru! Ale - mimo to, niestety, właśnie jego kocham.
POLINA – Masz babo, placek! Święto lasu!
MICHAIŁ - Natusiu, co ty mówisz? Wszyscy powariowali! Nic nie rozumiem. Przecież będziemy mieli dziecko! Ty... chcesz nasze dziecko...
NATUSIA - Co pan, MichaileAleksandrowiczu! Dziecko, to rzecz święta! Będzie, będzie, niech pan nie wątpi! Chcę mieć dziecko, tak na nie czekam... I on, no, ten, którego kocham, też na nie czeka... Bardzo się cieszy, że będzie dziecko... Już je kocha!
MICHAIŁ - Jakim prawem kocha moje dziecko? Nie oddam! Obiję mu mordę! Zabiję go! Kto to?
POLINA - Michaelu, zapomniałeś, że jesteśmy inteligentnymi ludźmi?
MICHAIŁ - Nie pleć bzdur! Kto to, Natusiu? Jakim prawem cieszy się z mojego dziecka?
NATUSIA - Ma trochę praw. To, jak pan pewnie rozumie, w połowie jego dziecko.
MICHAIŁ - Jak to - w połowie jego dziecko? To niemożliwe, Natusiu!
NATUSIA - Czasami możliwe.
MICHAIŁ - Mów, czyje to dziecko?! (potrząsa nią.) Nie chcę być półtatusiem! Nie potrzebuję pół dziecka! Nie potrzebuję waszych datków!!!
NATUSIA (pozwala się szarpać pokornie, szlocha) - Skąd mogę wiedzieć dokładnie? Urodzi się, to zobaczymy, do kogo jest podobne! Tak chcę, żeby było do pana podobne!
MICHAIŁ (puszcza ją) - Natusiu, co ty opowiadasz! (krzyczy.) To niemożliwe! Nie wierzę! Zabiję ciebie, jego, siebie!
POLINA - Nie śmiej krzyczeć na brzemienną kobietę!
NATUSIA - Niech sobie pokrzyczy! Wytrzymam!
LIPA - Prawdziwa wielkoduszność!
MICHAIŁ (jęczy) - Czyje to dziecko?
NATUSIA - Niech pan się tak nie przejmuje, Michaile Aleksandrowiczu! W sumie, co to za różnica - czyje jest dziecko? Najważniejsze, że wszyscy troje chcemy je! Będziemy kochać! A pan zostanie jego chrzestnym!
POLINA - Michaił był chrzestnym dziecka mojej córki.
LIPA - Mężczyźni uwielbiają repety.
MICHAIŁ (patrzy na twarz Natusi, wstrząśnięty) - Powiedz, cały czas mnie zdradzałaś?
NATUSIA - Nie.
MICHAIŁ - Dom wariatów! Miałaś innego mężczyznę, czy nie?
NATUSIA - Nie. Był tylko pan. I on. Nie umiałam dokonać wyboru. Zaraz po tym, jak dzisiaj wybrałam, od razu przyszłam do pana i uczciwie powiedziałam. Niech pan nic mu tylko nie mówi! Nie wie o panu. Nie jest taki wyrozumiały jak pan! Ma wiele przesądów. W ogóle z nim nie jest łatwo. Michaile Aleksandrowiczu, tak mi potrzebna pańska przyjaźń... i miłość! Sama jedna z nim nie wytrzymam. Nawet pan sobie nie wyobraża, jaki on ma trudny charakter. Pani przyjaźń, Polino Siergiejewna, też mi jest bardzo potrzebna! Pani, Olimpiado Nikołajewna, dziękuję za wszystko. Teraz lepiej już sobie pójdę. Jestem bardzo przybita.
LIPA - Idź! Idź! To dobry pomysł.
MICHAIŁ (do Lipy) - Niech pani nami nie manipuluje! Natusiu, to pomyłka! Przeklęta omyłka! Jesteś zbyt młoda! Masz zaledwie dziewiętnaście lat! Nie rozumiem. Nie rozumiem - jak można mieć dziewiętnaście lat? Nie miałem wtedy dzieci. A siebie - w tym wieku - zupełnie nie pamiętam. Coś nie tak! Trzeba to rozgryźć. Rozgryziemy to, uwierz mojemu życiowemu doświadczeniu!
POLINA - Ma takie doświadczenie, Natusiu, oj ma!
NATUSIA (gorzko płacze) - Michaile Aleksandrowiczu, niech pan nie namawia! Niech mnie pan nie męczy! Nawet sobie nie wyobraża pan, jaką tragedią jest rozstanie z panem! Kocham pana tak, jak nigdy nikogo nie kochałam.
MICHAIŁ - To, dlaczego mnie porzucasz? Jestem idiotą. W końcu zrozumiałem - zastraszył ciebie! Idziemy natychmiast do niego!
NATUSIA - Nie wolno! Jeszcze nie jest pewny swoich uczuć do mnie! A gdy się jeszcze pan pojawi… Kocham pana szalenie, Michaile Aleksandrowiczu! (płacze.) Ale jego kocham odrobinę więcej. O, tylko o tyle! (pokazuje mały palec.) Niech mnie pan zostawi, Michaile Aleksandrowiczu! Nerwy dla dziecka są szkodliwe. (nagle wybiega.)
POLINA - Cieszę się z cudzego nieszczęścia! Tryumfuję! Kopię leżącego! Porzucam ciebie w ciężkiej chwili! Nie okazuję miłosierdzia skrzywdzonemu! I wszystko to - czynię z wielką frajdą! О, z jaką satysfakcją rzucam ciebie w tej chwili! Jak długo o tym marzyłam, aby ciebie poniżyć i rzucić właśnie w takiej, ciężkiej dla ciebie, chwili!
MICHAIŁ - Mój Boże! Gdzie ja się znajduję? Kto mnie otacza? Komu można jeszcze zaufać? To niewinne, oddane spojrzenie. Delikatny, miłosny tryl. A przez cały ten czas miała innego.
POLINA - Trenowała na tobie. Nie sądź o wszystkich kobietach według mnie! Wprowadziło ciebie to w błąd. Bo ja jestem darem losu, posłanym tobie. Ale tyś ten dar zlekceważył!
LIPA - Zachwycam się wami, aktorami! Nie tylko na scenie - nawet w życiu mówicie pięknym językiem. Co za styl!
MICHAIŁ - Cóż, Polino, sprzedaj mnie. Za mieszkanie!
POLINA – Mówisz takim tonem, jakbym za ciebie za mało brała.
LIPA – Interes, Polino, jest korzystny dla ciebie. W istocie sprzedajesz to, co za chwilę i tak utracisz. Chociaż - któż to wie? Na drodze losu tyle wiraży...
MICHAIŁ - Niech mnie pani bierze, Olimpiado! Jestem już pani. Kobieta, z którą przeżyłem dwadzieścia lat, sprzedaje mnie za sto tysięcy dolarów. Inna, której wierzyłem więcej, niż sobie samemu, niż własnej matce... Patrzyła mi w oczy, a jej źrenice drżały z miłości... Patrzyła na mnie tak, jakbym był najwspanialszym mężczyzną w całej galaktyce. I cóż? Okazało się, że uprawia skoki. Z łóżka do łóżka.
LIPA - Tak, obyczaje wyraźnie upadły.
MICHAIŁ - Czekałem na to dziecko. Mam już prawie sześćdziesiątkę, ale to byłoby moje pierwsze dziecko. Co to jest - pierwsze dziecko w wieku sześćdziesięciu lat? Kobiety tego nie zrozumieją!
LIPA - Dla kobiet, pierwsze dziecko w sześćdziesiątkę - to unikalny przypadek. Ale, w zasadzie, mogę pana zrozumieć.
MICHAIŁ - Jesteście, mimo wszystko, także kobietami, powiedzcie mi, proszę: czy można tak igrać uczuciami? Kim ona jest? Okrutną bestią? Dzieciakiem, nierozumiejącym, co czyni?
LIPA - Egoistką. Ale, po prawdzie, kto z nas wie, co sam czyni?
MICHAIŁ - Straciłem wszystko. Moje nadzieje rozsypały się. Pół godziny temu czułem się młodzieńcem, rozpoczynałem życie. Teraz czuję się jak zgarbiony losem starzec, którego życie pozbawione jest sensu. Moja dusza jest zmęczona. Cóż, Lipo, sprzedam pani swoją opustoszała duszę. Teatr - to dobra cena za umierającą duszę. Od teraz służę wyłącznie sztuce. Oddam się teatrowi w całości. Niech mnie pani bierze! I da mi teatr!
Dzwonek. Nikt się nie porusza.
NATUSIA (otwiera drzwi i wchodzi) - Drzwi są otwarte! Nic się nie stało?
MICHAIŁ - Wróciłaś? Jestem ocalony! (łapie ją na ręce i krąży po pokoju.) Ocalony! Ocalony!!!
POLINA – Z pewnością ich dziecko urodzi się idiotą.
MICHAIŁ - Traciłem rozum! Moja ty cudowna! Duszko moja! Jakżeś mnie nastraszyła! Na prawdę traciłem rozum! Wydawało mi się, że nasza miła Olimpiada Nikołajewna jest w istocie - Szatanem. Chce kupić moja duszę. W zamian daje mi teatr! Ocalałem! Jestem ocalony!
NATUSIA - Michaile Aleksandrowiczu, co się z panem dzieje? Wiedziałam, że tak będzie. Jak się boję o pana! Pan jest taki wrażliwy! Polino Siergiejewna, niech pani uważnie go obserwuje! Niech pani nie spuszcza z niego oka, ani na minutę.
POLINA - Wcześniej trzeba było o tym pomyśleć.
MICHAIŁ (stawia Natusię na podłodze) - Co ty mówisz, Natusiu? Odchodzimy stąd razem! Natychmiast, zaraz!
NATUSIA - Olimpiado Nikołajewna, pani jest tu osobą nie zainteresowaną! Niech, chociaż pani go nie opuszcza! Ani na sekundę! Ani dniem, ani nocą.
LIPA - Nie denerwuj się, przez rok go na krok nie opuszczę.
NATUSIA - Teraz jest do wszystkiego zdolny! On... (szeptem) może... spróbować zabić się! Ponieważ potrafi kochać. Z pana jest wyjątkowy geniusz miłości, Michaile Aleksandrowiczu!
POLINA - Tak łatwo porzucasz geniuszy?
NATUSIA - Nie mam szczęścia! Równocześnie spotkałam naraz dwóch. Przy tym, obaj są absolutnie różni. Michaił Aleksandrowicz - to wielki aktor, a ten drugi - zwykły dyrektor banku. Michaił Aleksandrowicz przeżył już długie, ciekawe życie, a tamten jest zupełnie zieloniutki, do trzydziestki mu jeszcze daleko. Michaił Aleksandrowicz uznaje tylko wartości duchowe, a tamten zwariował na punkcie dorobienia się wielkich pieniędzy... Niech pani sobie wyobrazi, jak trudno było mi wybierać...
LIPA - Między starym i młodym, bogatym i biednym, rzeczywiście trudno wybierać. A serce nie podpowiadało?
NATUSIA - Moje serce jednego dnia mówiło : ten, a nazajutrz : tamten. Zmęczyłam się. Przecież przez pół roku z Michaiłem Aleksandrowiczem mieliśmy prawie codziennie próby. To zbliża.
MICHAIŁ - Nie! Nie!!! Nie rozumiem! Nic nie rozumiem!!! Przed mymi oczami - mgła. Łapie mnie jakaś choroba.
NATUSIA - Tego się bałam. Michaile Aleksandrowiczu, miły, kocham pana szalenie. Pan tak ciekawie opowiada, tak potrafi słuchać, zawsze mi pomaga na scenie...
MICHAIŁ - To, dlaczego mnie rzucasz?
NATUSIA - Bo jego kocham ciut więcej! Tylko o taką, maleńką odrobinkę więcej.
LIPA - Po co wróciłaś, Julio?
NATUSIA - Zaniepokoiłam się. A nuż Michaił Aleksandrowicz coś sobie zrobi? Pomknęłam tutaj, jak oparzona. Bałam się spóźnić.
LIPA - To teraz, jak oparzona, zmykaj stąd jak najszybciej.
MICHAIŁ - Nie przeszkadzaj jej targować moją duszę.
NATUSIA (płacze) - O! O! Słyszycie, co wygaduje? Jak można duszę sprzedawać?
LIPA – O tym, czy można handlować duszą, nie wiedzą jedynie ci, którzy jej nigdy nie posiadali.
MICHAIŁ - Szatan, na pewno - Szatan.
NATUSIA - Olimpiado Nikołajewna, nazwał panią Szatanem!

LIPA - Nie biadol! Niniejsza umowa zawarta została pomiędzy Olimpiadą Nikołajewną Sidorową, zwaną dalej Szatanem, a aktorem akademickiego, zbankrutowanego teatru, Michaiłem Aleksandrowiczem Razpjatowem, zwany dalej Narzeczonym...
NATUSIA - Co wyście pili? Może to zbiorowe zatrucie? Nie przegryzaliście grzybkami?
MICHAIŁ - Po co wróciłaś, jeżeli nie wróciłaś?! Za mało ci było złamać moje serce, przyszłaś popatrzeć na odłamki?! Patrz! Oto leżą!
NATUSIA (odstępuje od niego) - Michaile Aleksandrowiczu, przecież pan tutaj rozbił kieliszek...
MICHAIŁ - Zaduszę ciebie, jak Otello Desdemonę, utopię, jak Hamlet - Ofelię...
NATUSIA - Michaile Aleksandrowiczu, niech się pan uspokoi! Będziemy się spotykać!
POLINA - Przestań, Michaile! Przecież jest w ciąży! Całkiem możliwe, że z tobą! A ty, Natasza, lepiej wyjdź!
LIPA - Masz dwa tysiące dolarów! I idź sobie, idź!
NATUSIA - Dlaczego pani ciągle daje mi pieniądze? Boję się pani.
LIPA - Wyjdź, nie mam na ciebie czasu!
NATUSIA - Dobrze, dziękuję, wezmę. Chociaż to dziwne. (z progu, piskliwie.) Michaile Aleksandrowiczu!
MICHAIŁ (zadrżał, z ostatnią nadzieją w głosie) - Natusiu?!
NATUSIA - Niech pan na siebie uważa! Żegnaj - na zawsze! (gwałtownie wybiega.)
LIPA - Można kontynuować kiermasz?
MICHAIŁ - Teraz jestem już całkowicie pani.
LIPA - To ostateczna decyzja?
MICHAIŁ - Sama pani widzi - nie jestem więcej nikomu potrzebny.
LIPA - Nie mogę ciągle zależeć od humorków Nataszy. Musimy podpisać umowę.
MICHAIŁ - Umowę? (śmieje się.)
LIPA - Mam ją ze sobą. (szuka w torebce.) To nie ta. To na dostawy siarki. Milion dolarów, to niemałe pieniądze. Jak można je oddać bez umowy?
MICHAIŁ - Kontrakt... Zawsze miałaś, Polino, fantastycznie wyczuloną intuicję. Cyrograf. To - Szatan. Koniec milenium musi zostać czymś oznaczony. Jestem grzesznikiem, bo gram w teatrze. To grzech - żyć cudzym życiem. Jestem grzesznikiem, bo chciałem rzucić ciebie i żyć w nierządzie z dziewoją, która mogłaby być moją wnuczka.
POLINA - No, trochę już pożyłeś sobie w tym stanie. Nierząd w naszych czasach stał się codziennością. W porównaniu z tym, co się dzieje dookoła, nierząd jest najmniejszym z grzechów. Kto się teraz kaja za nierząd? Chcesz mnie wprowadzić w błąd!
MICHAIŁ – Olimpiada nie wprowadza ciebie w błąd? Czy ta umowa nie wydaje ci się podejrzana?
POLINA - Tak, kontrakt, to coś rzeczywiście dziwnego.
LIPA - Oprzytomnijcie, ludzie! Teraz, w Rosji, co minutę podpisuje się tysiące umów. Co, wszystkie są dziełem Szatana? Oto - kontrakt! Proszę podpisać!
MICHAIŁ - Krwią?
LIPA - Złotem! Oto mój Parker. (podaje mu pióro.)
MICHAIŁ - Co mam podpisać? To jest biała kartka!
LIPA - Niech pan spróbuje głośno zaproponować umowę! No, proszę! Stworzę teatr...
MICHAIŁ - Stworzę Teatr...
LIPA - Śmielej, śmielej!
MICHAIŁ - Stworzę Teatr... Teatr, który będzie przynosił radość i wesele ludziom, ponieważ rozrywka, to nie błahostka, a wielka potrzeba ducha. Trybuny - dla polityków, katedry - dla uczonych, ambony - dla duchownych. A teatr - dla widzów! Chcą płakać i śmiać się, wierzyć w miłość, w to, że każdemu dostanie się - w co wierzy i na co ma nadzieję. Na scenie mojego teatru przeciętny człowiek nigdy nie zostanie uniżony, osądzony, czy wyszydzony za swoje słabostki. Ze sceny mojego teatru nigdy nie wytkną palcem widza - spójrz na siebie, jakim jesteś łajdakiem; jakie twoje skryte myśli są podłe, jaki jesteś zdolny do najgorszego. Nigdy widz nie usłyszy, że jego podświadomość to najzwyklejsze szambo! Jedynie dobro, wiara w siebie, w miłość do siebie i zachwyt samym sobą będą opiewane w moim teatrze. Będziemy głosić potrzebę bliskości z innymi ludźmi, opiewać dążenie do wytrwałości i zrozumienia innego człowieka! Każdy widz, po spektaklu, z lekkim żalem opuści fotel na widowni i choćby na krótko, ale po nowemu spojrzy na ten świat: jakie to szczęście, jakie święto - po prostu żyć i czuć! A ty, Polino, będziesz błyszczeć na scenie tego teatru! Błyszczeć prawdziwym blaskiem swojego talentu i swojej duszy! W życiu nasze drogi się rozeszły, ale przecież pozostaniesz ze mną w teatrze?
POLINA - Nie. Porzucam teatr. Czas już, czas najwyższy... Wystarczy! Zmęczyło mnie życie cudzymi losami. Gdzie jest moje jedyne życie? Gdzie? (podnosi ze stołu fotografie i rozrzuca, dopóki mówi.) To wszystko ja? To moje życie? Chrum-Chrum w "Trzech prosiętach", siódmy koziołek w "W Wilku i siedmiu koźlątkach"... O, główne role! Małpka Cziczi, Czerwony Kapturek! Oraz szczyty - Ogudałowa, lady Macbeth... A gdzie ja jestem? Gdzie są moje długie, zimowe wieczory z jedyną córką? Gdzie spacery na brzegu morza? Gdzie, choć jedna noc, stracona na to, żeby uszyć jej elegancką sukienkę? Może też sprzedałam duszę temu molochowi, teatrowi? Co mam w zamian? Sławę? Tak, jestem znana. Jeżeli po drodze skończy mi się benzyna, to każdy kierowca, uśmiechając się, podzieli się ze mną. Jestem sławna, ale... Komisarzewskaja lub Eleonora Duze były bardziej sławne. Pieniądze? Nigdy właściwie nie wiedziałam, za co będę żyła przez następny tydzień. Głupie opóźnienie wypłaty o jeden-dwa dni – i mam kłopoty. Mieszkam w okropnym mieszkaniu, oprócz starego "Moskwicza", nie posiadam żadnej nieruchomości. Miłość widzów? Mam dostatecznie dużo praktycznego, życiowego doświadczenia, żeby odróżnić miłość od życzliwej ciekawości. W sumie jestem: samotną, brzydką kobietą, którą rzucił mąż. Władza duchowa? Przecież jestem głupia! Nigdy nie będę w stanie sprawować władzy nad duszami widzów. Twórczość, zadowolenie z życia, powołanie? Kłamstwo, kłamstwo! Na próbach szybko się męczę, ukrywam przed wszystkimi swoje rozdrażnienie, udaję, że jestem pełna entuzjazmu. Przed spektaklem panikuję, a po spektaklu - w ciągu swoich trzydziestu lat na scenie tylko trzy, czy cztery razy byłam zadowolona. Teraz mam wnuczkę. Chcę sama nauczyć ją czytać, pokazać jej Moskwę, wszystkie zaułki, moje ulubione stare domy, parki... Chcę razem z nią podróżować... I jej miłości nie zamienię na miłość nawet całej ludzkości! Córka, zięć, wnuczka i przygarnięty kundelek Pączek, jak się okazało, zastępują mi udanie cały świat. Nie chcę umrzeć na scenie, nie chcę, żeby moja osobista, rzeczywista śmierć stała się finałem czyjegoś, wymyślonego życia! Chcę spokoju! Dajcie mi spokój! Gdzie się znowu podziała moja sokowirówka?
MICHAIŁ - Przeczuwałem coś takiego. Samotność - od dziś to moje przeznaczenie. Z tobą, czy bez ciebie, Polino, ale teatr będzie! Gdzie mam się podpisać?
LIPA - Tutaj. Czytelnie. A niżej - dane z dowodu osobistego.
Michaił zabiera się za podpisywanie, kiedy uderza grom, błyska błyskawica.
POLINA - Co to?
LIPA - Burza.
POLINA - W grudniu?
LIPA - Bywa. Rzadko, ale się zdarza.
MICHAIŁ - Dziwne. W podpisaniu umowy przeszkodziła błyskawica i grom.
POLINA - Stój, Michael! Nie podpisuj! To - znak, znak...
LIPA - Śmieszne! Macie manię wielkości! Jak wszyscy aktorzy. Zresztą mania wielkości u aktorów to nie wada, a wybaczalna słabość. Nie bądźcie śmieszni i żałośni! Niech pan podpisuje, Michaile Aleksandrowiczu!
Kolejny raz, kiedy Michaił próbuje się podpisać - błyskawica i grom.
POLINA - Nie podpisuj! To ostrzeżenie!
MICHAIŁ - Rzeczywiście, coś jakby uprzedzało.
LIPA - Mówicie poważnie? Państwo naprawdę uważacie, że z waszego powodu uderza piorun?
MICHAIŁ – Przekonała mnie pani, Olimpiado. Rzeczywiście, trudno coś takiego przypuścić. Teraz podpiszę się i otrzymam teatr. A co potrzebuje pani w zamian?
LIPA - Żeby pan został moim mężem. Na jeden rok. Tylko tyle.
MICHAIŁ - Brzmi całkiem niegroźnie. Co będę musiał czynić? Jeść żaby, zapijając je krwią niewinnych niemowląt? Palić w nocy na cmentarzach czarne koty? Co będzie wchodziło w zakres moich obowiązków, kiedy będę pełnił funkcję pani męża?
LIPA - Wszystko.
MICHAIŁ - Wszystkiego nie mogę.
LIPA - Ale dzisiaj pan mógł!
MICHAIŁ - Mówiłem pani - byłem pijany i nic nie pamiętam.
LIPA - Alkohol nie jest okolicznością łagodzącą, ani za kierownicą, ani w łóżku. Studiowałam metody waszego Stanisławskiego, oddziaływań poprzez ćwiczenie ciała. Na tym oprzemy budowę naszego szczęścia. Będzie pan darował mi kwiaty. Codziennie. Rano będzie mnie pan całował, wychodząc do pracy. Zawsze będzie pan chwalił to, co ugotuję. Zawsze będzie pan głośno chwalił mój wygląd. Zachwyt ten będzie pan wyrażał, w - co najmniej - trzech zdaniach, oryginalnych, bez powtórzeń. Wieczorem, podczas spacerów po bulwarach będziemy trzymać się za ręce. Wszystkie te działania niewątpliwie wyzwą w Panu do mnie uczucia.
POLINA - Bardzo praktycznie! Stanisławski jest rzeczywiście nieśmiertelny.
MICHAIŁ - Zatem, od tej chwili jestem skazany na odgrywanie życia i życie w teatrze. Przyjmuję ten obowiązek! (Chce się podpisać.)
Dwukrotnie błyskają błyskawice i wyjątkowo silnie uderza grom.
POLINA (odpycha rękę Michaiłа znad umowy) - Nawet nie próbuj! (ciągnie go za sobą.) Uciekamy stąd. (ciągnie Michaiłа do drzwi.)
LIPA - Rozumiem, Polino Siergiejewna, pani jest aktorką. Ale nie do takiego stopnia!
POLINA (krzyczy i wymachuje na nią sokowirówką) - Nie podchodź, bo… bo… Bo przeżegnam ciebie krzyżem!
LIPA - Polino Siergiejewna, po co pani tak straszy Michaiłа Aleksandrowicza? Aż zzieleniał na twarzy!
POLINA - Zejdź mi z drogi! Misza, nie puszczaj mojej ręki, bo ja zostałam ochrzczona, a ty - nie! Przebijemy się razem! Nie zostawię cię! Jestem na ciebie bardzo obrażona, ale wobec Szatana jestem ponad to!
LIPA - Czemu pani tak wymachuje sokowirówką! Jeszcze pani kogoś uszkodzi!
POLINA - To - Szatan. Cała siła nieczysta na wierzch wyłazi na koniec milenium. Misza, zamknij oczy! Zaraz ją przeżegnam, i rozsypie się w proch. Mówię ci, zamknij oczy, a ty rękę puściłeś! Zawsze byłeś tumanem! No, Szatanie, dostaniesz! (Ręką z sokowirówką żegna krzyżem Lipę. Sama zamyka oczy.)
Dopóki Polina stoi z zamkniętymi oczyma, Lipa ostrożnie do niej podchodzi i próbuje odebrać sokowirówkę. Polina gwałtownie odsuwa rękę z sokowirówką, odskakuje od Lipy i ciągnie ze sobą Michaiła) Nie ruszaj sokowirówki! To dla dziecka! Nie dam ci skrzywdzić dziecka! Misza, mocniej trzymaj sokowirówkę. Przeżegnam ją porządnie. (teatralnie żegna krzyżem Lipę.)
Głośny grom i błyskawica. Lipa zadrżała.
Zadrżała! Prawie się zatrzęsła. Ano, jeżeli jeszcze raz cię przeżegnam? Muszę się tylko skupić.
LIPA - Pani, Polino Siergiejewna, poważnie wierzy, że ja się rozsypię w proch od waszego kreślenia krzyżem? Nigdy się od czegoś takiego nie rozsypałam!
POLINA - Nie zbliżaj się! Misza, przy ścianie, przy ścianie uciekamy stąd... Prosto do sąsiada, do popa... Pomoże nam! (Ciągnie Michaiłа za sobą i bez przerwy kreśli krzyże.) Święty Mikołaju, ochroń nas, pomóż nam!
LIPA - Polino Siergiejewna, pani jest wykształconą damą, aktorką, kochaną przez widzów... Gdyby teraz zobaczyli panią wielbiciele?
POLINA - Odwraca naszą uwagę. Ty też, Michaile, módl się, bo ci coś zrobi. Święty Mikołaju, ratuj!
LIPA - Za kogo mnie pani uważa? Jestem ochrzczona! Modlitwy znam na pamięć! Umiem się modlić po polsku, włosku, angielsku, i po francusku... Zaraz pani pokażę! (żegna się krzyżem.) Ojcze nasz, który jesteś w niebie...
POLINA (przekrzykuje ją) - Święty Mikołaju, przyjdź, wspomóż, ratuj nas, objaw się!
Dzwonek do drzwi. Panie gwałtownie milkną. Zamierają w tych pozach, w jakich je zastał dzwonek. Michaił jakby był nieobecny. Scena niema.
Drzwi otwierają się. W nich pojawia się Natusia.
NATUSIA - Znowu niezamknięte. Jeszcze raz dzień dobry. Jak to dobrze, że pani jeszcze tu jest, Olimpiado Nikołajewna! (uważnie, ale bez zdziwienia i strachu ogłada ich wszystkich.) Co robicie? Próba?
POLINA (nie poruszając się, rozkazującym tonem) - Natasza, w samą porę! Idź do kuchni!
NATUSIA (nie przejmuje się rozkazującym tonem) - Po co?
POLINA - Idź! Będę ci mówiła, co masz robić. Krok po kroku.
Natusia wchodzi do kuchni.
Jesteś ochrzczona?
NATUSIA (po chwili) - Nie pamiętam. Babcia coś mówiła, że to dobrze, że jestem ochrzczona, albo, że to źle, że nie jestem ochrzczona. A może, że dobrze, że nie jestem ochrzczona... Lub, że źle, że jestem ochrzczona. Nie bardzo pamiętam, poplątało mi się trochę. Spytam babcię. Jutro do pani zadzwonię i powiem. A teraz, właściwie, to ja tylko na chwileczkę, do Olimpiady Nikołajewny.
POLINA - Trzymaj się od niej jak można najdalej! To Szatan.
NATUSIA - Tak, to się zdarza niektórym kobietom po pięćdziesiątce.
POLINA - Zajrzyj na półkę!
NATUSIA - Zajrzałam! Ale brudno!
POLINA - Nie dekoncentruj się. Widzisz butelkę?
NATUSIA - Wśród całego chłamu tutaj jest tylko jedna butelka.
POLINA - Weź ją!
NATUSIA - Co jest w niej?
POLINA - W niej nasza jedyna szansa! Kwestia życia i śmierci.
NATUSIA - Mam!
POLINA - Chodź i opryszcz z butelki tę…! (pokazuje na Lipę.) Nie przeciągaj! Szybko, szybciej!
NATUSIA - Olimpiado Nikołajewna, mogę panią popryskać?
LIPA - Róbcie sobie, co chcecie! Jak niedaleko odeszliśmy od czasów inkwizycji. Szereg nieszczęść, dwa przypadki i znowu rozpocznie się polowanie na czarownice.
Natusia pryszcze płynem z butelki na Lipę. Rezultat natychmiastowy. Lipa krzyczy, macha rękoma, kaszle, chrypi, kręci się w miejscu.
POLINA - Podziałało! Podziałało! Czyżbym miała rację?
LIPA - Zwariowałaś! Mało mi oczu nie wypaliłaś! Co tam jest? Trucizna na karaluchy, czy co?
POLINA (wyrywa Natusi butelkę, wącha i z wstrętem kaszle) - Tak. Teraz jasne. A więc karaluchy kropiliśmy wodą święconą… Dziwiliśmy się, że zamiast zdychać, od razu zaczęły się mnożyć. Natusiu, pojawiłaś się w najodpowiedniejszym momencie. Bierz sobie Michaiłа! Lepiej niech tobie się dostanie, niż jej.
NATUSIA - Nie, nie. To nieporozumienie. Jak widzę, u Michaiła Aleksandrowicza wszystko w porządku. Dopóki jest z panią i Olimpiadą Nikołajewną, jestem o niego spokojna. Dziękuję wam za wszystko. Ja tylko na chwileczkę. Do Olimpiady Nikołajewny.
LIPA - Ile?
NATUSIA - Dziewiętnaście. Jeszcze się uczę, jestem na drugim roku szkoły teatralnej.
LIPA - Pytam ile tobie trzeba.
NATUSIA - Skąd się pani domyśliła?
LIPA - Przecież po to wróciłaś? Nie po Michaiła - to widać. W takim razie - po pieniądze.
NATUSIA - Aż mi wstyd panią prosić. Potrzebuję taką sumę, że aż krępuję się poprosić.
POLINA (potrząsa Michaiłа) - Co tak osłupiałeś? Misza, Miszka, ocknij się! (bije go po twarzy.)
NATUSIA - Chciałam kupić tę sukienkę, ale skoro dostałam aż tyle pieniędzy, mój apetyt wzrósł. Spodobała mi się taka superska garsonka. Ale - nie starcza... brak mi … jednego dolara. Śmieszne, nieprawda?
LIPA – Ubaw po pachy. Bierz! (szuka w torebce.) Ale teraz to już pożyczka.
POLINA (do Michaiła) - Obudź się! (podsuwa mu pod nos butelkę.) Powąchaj!
Michaił kaszle, macha rękoma, odpycha butelkę.
Co za silny środek. Trzeba będzie, jednak spróbować nim wytruć karaluchy.
NATUSIA (bierze od Lipy dolara) - Dziękuję, Olimpiado Nikołajewna! Wszystkim wam - wszystkiego najlepszego! Więcej tu nie wrócę.
LIPA - Nie obiecuj.
NATUSIA (w drzwiach, pieszczotliwie) - Michaile Aleksandrowiczu!
MICHAIŁ (zmęczonym głosem) - Co chcesz, Nataszo?
NATUSIA - Niech pan się nie załamuje! Jeszcze pan spotka swoją miłość.
LIPA - Kup sobie garsonkę, załóż jeszcze w sklepie i leć wprost do swojego niepozornego dyrektora banku.
NATUSIA - Zgadła pani. Właśnie takie są moje plany. (posyła wszystkim pocałunek ręką.) Uwielbiam was wszystkich. (ucieka.)
LIPA - Burza odeszła. Spokojnie, powoli pada śnieg. Zmierzch. Chce się myśleć i porozmawiać o sensie życia. Jakie jest dziwnie. Śnieg, Moskwa, Rosja, miłość.
MICHAIŁ - Polino, wybacz mi, wybacz! Proszę, nie rzucaj mnie! Będę uczciwy. Po raz pierwszy w życiu Kocham Nataszę do rozpaczy. Byłem z nią szczęśliwy tak, że nie pamiętałem o sobie. Rozbiła mi serce. Ciągle mi się wydaje, że pod naszymi nogami leżą nie odłamki kryształu, a okruchy mojego rozbitego serca.
LIPA - Właśnie, trzeba zamieść, bo jeszcze ktoś się pokaleczy. (bierze miotłę, śmietniczkę i sprząta.)
MICHAIŁ - Teraz, nawet w tej chwili, kocham Natusię. Ale zaczynam podejrzewać, że ciebie kocham o, o tyle, o odrobinkę, więcej.
LIPA - Niech pani sobie przypomni o mieszkaniu, Polino! O rodzinnych kolacjach pod różowym abażurem! Ma pani teraz ostatnią sekundę, żeby sobie przypomnieć, jak nienawidzi teatru i chce dożyć swoje dni otoczona prawdziwą miłością, a nie jej atrapą. W rzeczywistości, a nie – wśród dekoracji. Niech pani sobie to przypomni, Polino!
MICHAIŁ - Nie czyń tego, Polino! Nie potrafisz już żyć powszednim dniem. Kiedy się oddasz całkowicie realnemu życiu, zrozumiesz, że jest dla nas przaśne. W życiu zbyt rzadkie są miłość, namiętności, awantury, porywy. A przeżycia ciągną się zbyt długo, męcząco i są zupełnie pozbawione widowiskowości. I te kostiumy! Jakie są mdłe i nudne! A dekoracje – rozpacz, jak jednostajne! Ludzie rozmawiają ze sobą paskudnie ubogim językiem! Rzeczywistość jest zbyt ciężka do zniesienie dla nas, którzy od urodzenia żywimy się postaciami. Gdybyśmy nie czerpali siły na scenie, to rzeczywistość nas by przytłoczyła! Jesteśmy za słabi, aby ją znieść. Nie odchodź z teatru, Polino! Nie rzucaj mnie!
POLINA - Jaki tkwi sekret w teatrze? Co to za magia? Przez trzydzieści lat pracy wcale nie zbliżyłam się do rozwiązania tej zagadki! Pomysły i postępki jakiejś tępawej i niezbyt czcigodnej babuli, w dodatku przez kogoś wymyślonej, wzruszają mnie bardziej, niż słowa rodzonej wnuczki. W istocie to potworne! Próbujesz zrozumieć tę babulę. Co ona ciebie obchodzi? Ale myślisz o niej dniem i nocą. Wciela się w ciebie i wysysa po kropelce. Zaczynasz ją uwielbiać, usprawiedliwiasz każdy jej postępek. Oddajesz jej swoją twarz, głos, gesty. Ofiarowujesz wszystko, co masz najlepszego. Gotowa jesteś wyprzeć się wspomnień własnego dzieciństwa, odważnie nurkujesz w tonie własnej podświadomości.. Niczym szpieg podglądasz i podsłuchujesz wszystkich dookoła... Wszystko tylko po to, żeby wyłowić sens jakiegoś niezdarnego zdania! Dla nikogo z najbliższych nie jesteś tak uważna i cierpliwa. Tylko o nowej, swojej roli, chcesz wiedzieć wszystko. Po co? Żeby ludzie, którzy przyjdą do teatru, zupełnie nieznani ci, obcy ludzie, przez sekundę uwierzyli, że ta wymyślona postać żyje, czuje i myśli? Że to nie ty stoisz przed widzami, a – ona? To ona walczy i płacze, śmieje się i ginie, odradza się. Żeby wszyscy pokochali ją, tak, jak ty. Sednem tego procesu jest przekonanie, że tylko wtedy, gdy ludzie próbują pojąć, przeniknąć świat innego człowieka, istnieje nadzieja, że wszyscy będziemy dążyć do poznania innych, siebie nawzajem, a to oznacza - nauczymy się wybaczać. Teatr, to sąd ostateczny dla człowieka. Aktorzy są w nim adwokatami ludzkości. Nie dla pięknego słowa nazywa się teatr świątynią. W teatrze się nie pracuje, tylko modli się i służy mu. Wielu jest wzywanych do niego, ale niewielu - wybranych. Religia i teatr są wieczne, bo bez nich człowiek uległby zezwierzęceniu. "Nieś swój krzyż i wierz", - powiedział Anton Pawłowicz Czechow. Każdy, kto, choć raz, poczuł się wybranym, będzie żył i umrze - w teatrze!
LIPA - Chciałam odbić mężczyznę dwóm kobietom za jednym zamachem. Mam na to siły. Ale teatr, niczym ogromny pterodaktyl, rozpościera nad panem swoje mocarne skrzydła. Może chce pana zakłuć, może chroni, nie wiem. Może jedno i drugie. Nie wiem, jak można walczyć z monstrami w parku jurajskim. (zbiera wszystkie swoje rzeczy, nakłada futerko.)
POLINA - Pani odchodzi?
LIPA - Przegrałam.
POLINA - Obeszliśmy się z panią okropnie. To nie w porządku. Pani sfinansowała nasze przedstawienie. Jednocześnie tak się złożyło, że właśnie ten spektakl stał się szczytem naszej aktorskiej kariery. Sukces jest ogromny i niewątpliwy. Ale pani, dając pieniądze, nie chciała zdobywać teatralnych szczytów. Chciała pani być jak najbliżej Michaiła. Tego się pani dobiła. To był carski gest - za jedną noc z mężczyzną swoich marzeń podarować ludziom święto.
LIPA - Nic nie wyszło! Niczego nie było! Absolutnie nic!
MICHAIŁ - W jakim sensie - nic nie było? A za trzecim i piątym razem, to, co!?
LIPA - Niczego nie było! Patrzył pan na mnie tylko ogłupiale i marudził: "Nie jesteś Polina!" Niepotrzebnie upijałam pana na bankiecie. Po pijaku dostał pan ataku małżeńskiej wierności.
MICHAIŁ (do Poliny) - Nie wierzyłaś mi! Sto razy mówiłem - nie było nic! Kto miał rację?
POLINA - Wybaczam ci za to - wszystko! Wie pani, Lipo, z zazdrości o panią o mało nie zwariowałam.
LIPA - Właśnie o mnie?
POLINA - Rozumiem pani aluzję. No cóż, Natusia - to młodość, uroda, seks. Jedna z wielu uroczych, młodych dziewczyn. Jest natychmiast do zastąpienia. Co za sens być zazdrosną o młodość? To nie miłość, to po prostu - grzeszek. Za grzeszki i grzechy przychodzi drogo zapłacić, ale… A pani jest rywalką. Czy rzeczywiście, taka silna, mądra, rozsądna kobieta jak pani, może być do tego stopnia marzycielką?
LIPA - Marzycielką? Ma pani rację... Rybak poznaje rybaka z daleka, nie tak? Marzycielka... Miał wtedy skrzydła. Panował nad całym, tym niedzisiejszym, maleńkim jak zabaweczka, miastem…
MICHAIŁ - "Leć, Ikarze, leć!" filmowaliśmy w Tallinie. О, młodości! Patriotyzm i akcent Estończyków, stylowe kawiarnie, widmowe uliczki... Tak się chciało w coś wierzyć i kochać nieziemsko... О, młodość! Tęsknota za młodością!
LIPA - Powoli dowiedziałam się, w jakim teatrze pan występuje, gdzie mieszka. Obserwowałam pana w tłumie takich samych, jak ja. Tylko raz pan mnie zauważył. Nasze spojrzenia się spotkały, przeskoczyła iskra... To wszystko. Przysięgłam sobie, że kiedyś, chociażby na starość, ale będę pana żoną. Znalazłam dla siebie cel w życiu. Zdecydowałam, że muszę stać się KIMŚ, aby pan mnie pokochał. Zostałam bohaterką, za co wsadzili mnie do więzienia. Sporo pisano w prasie dysydenckiej, ale podczas trzech lat więzienia zrozumiałam, że ani na krok nie przybliżyłam się do pana. Po więzieniu zdecydowałam się zostać aktorką, wstąpiłam do teatru amatorskiego. Uczyłam się pilnie śpiewu, choreografii, fechtunku. Ale nie potrafiłam pokonać wstrętu, jaki budziło we mnie występowanie - codziennie, co wieczór, stawać na scenie i z taką samą intonacją i gestami, wygadywać wciąż te same głupstwa. Więc wymyśliłam sobie, że wyjdę za mąż za milionera. Wtedy, u nas, w kraju, ze świecą trzeba by takiego szukać. Ale znalazłam. Imponującego profesora z akademii nauk, który - jak dowiedziałam się po ślubie - zajmował się na wielką skalę nielegalną produkcją. W dodatku okazało się, że był chory na raka. Zamiast przygotować się do przypadkowego spotkania z panem, na jakiejś państwowej uroczystości, przez rok byłam salową. Kiedy owdowiałam, nie wzbogaciłam się - jego wspólnicy nie dopuścili do tego. Jednak podczas jego choroby wiele nauczyłam się o prowadzeniu biznesu. Mimo to – znowu, ani o krok nie zbliżyłam się do pana. Wtedy olśniła mnie myśl zostania obcokrajowcem. Szybko wydałam się za mąż, za Murzyna o odstraszającym wyglądzie, i wyjechałam do niego, do Afryki. Okazałam się jego siedemnastą żoną. To było wspaniałe życie. Mąż był prawdziwym księciem, wykształconym, delikatnym, pracowitym. Dbał o nas wszystkich. My, żony, żyłyśmy po przyjacielsko i zręcznie nim kierowałyśmy. Byłyśmy różnych narodowości. Miał tak dobry smak, że dzięki jego pozostałym żonom otrzymałam całkiem niezłe wykształcenie. Znam kilka języków, ekonomię, prawo, umiem kierować produkcją. Ale tam, pod słońcem Afryki, tęskniłam za panem. Przyznałam się mężowi, i dał mi rozwód. Wróciłam do Moskwy dosyć zamożna, mając 33 lata. Codziennie chodziłam do teatru i patrzyłam na pana. Zdecydowałam, że tylko swoimi wartościami duchowymi zdołam pana przekonać. Skoncentrowałam się na pomocy upadłym. Za wzór wybrałam Matkę Teresę. Miałam jednak na tyle zdrowego rozsądku, że mnie nie udawało się oszukać. Zaczęli o mnie tworzyć legendy. Wtedy rozpoczęły się przemiany w Rosji. Los zrządził, że natknęłam się na bezdomnego z Ameryki. Przyjechał tutaj, pomagać Rosjanom odradzać się i rozpił się. Opiekowałam się nim. Wyszłam za niego za mąż. Pojechaliśmy do Ameryki, a tam okazało się, że to miliarder, właściciel fabryk, domów, statków. Nie obraziłam się na niego. Zmęczyłam się miłością do pana, miałam dosyć życia skazanego jedynie na próżne nadzieje. Mąż pokazał mi wszystkie siedem cudów świata, cały świat. Nagle zachciało mu się, żebym urodziła dziecko. Wtedy znowu zrozumiałam, że kocham tylko pana. Wróciłam tutaj. Nie chciałam niczego od męża, ale on uznał inaczej. Więc wróciłam bogata. Ośmieliłam się podjąć próbę podbicia pana na pańskim terytorium. Przyszłam do teatru i obiecałam sfinansować spektakl, o którym pan marzył, o czym opowiedział pan wcześniej w jednym z wywiadów w gazecie. Siedziałam na próbach, piłam z panem kawę w bufecie i coraz jaśniej rozumiałam, że, jak uprzednio, nie mam żadnej szansy. Wtedy zdecydowałam się zostać wampem i podbić pana! Doczekałam się właściwej chwili, upiłam pana na bankiecie, wepchnęłam się do pana do łóżka i... znowu klapa. Ostatnie, co mi zostało - to kupić sobie pana. Miłość do pana dała mi cały świat, stworzyła moją osobowość, nauczyła kochać życie, szanować i cenić samą siebie. Przeszłam przez ogień, wodę i miedziane rury. Byłam - dla pana - bohaterką, aktorką, milionerką, żoną księcia, siostrą miłosierdzia, mecenasem sztuki i prostytutką. Zapłaciłam za wszystko z góry, ale nie otrzymałam nawet śniadania do łóżka.
POLINA - Nie wiem, czy to panią pocieszy, ale mnie także Michaił ani razu nie podał śniadania do łóżka. Po co pani Michaił? Czy jego fizyczna obecność może coś wnieść do pani historii miłości? Niech pani sobie wyobrazi, że wtedy, w młodości, zostałaby pani jego żoną. Jakie miałaby pani jednostajne, nudne, pełne rozczarowań i poniżeń życie! Michaił pił, kochał kobiety, cierpiał na manię wielkości i nie chciał niczym siebie obarczać. Pani zasuwała w domu, żyła w ciągłym niedostatku pieniędzy. Gdybyście mieli dziecko, to wątpliwe, że rosłoby zdrowo. Dom pełen aktorskiej braci, popijawy, głośne kłótnie, przechwałki. Jego towarzystwu wydawałaby się pani nieinteresująca i żałosna. Młody aktor, a aktor, żyjący na scenie - to zupełnie różne dwa rodzaje ludzi. Pierwszy - to zarozumiały, niecierpliwy, zawistny pyszałek. Drugi - mądry, wielkoduszny, dobry mężczyzna. Teatr to genialny wychowawca, przede wszystkim dla samych aktorów. W końcu rozeszlibyście się, nienawidząc się wzajemnie. Miała pani szczęście, Olimpiado. Miłość przez całe życie świeciła pani jak słońce, jak gwiazda przewodnia. Czy nie jest to najszczęśliwsza z miłości?
MICHAIŁ - Nie byłem aż tak zły. Ale w tym, co powiedziała Polina, jest dużo prawdy. Do głowy mi nie przyszło, że pani jest tak intrygującym człowiekiem! Co za życiorys! Jak pani zazdroszczę!
POLINA - Zgłodniałam. (sięga po telefon.) Córeczko! Teraz już naprawdę jedziemy. Ja i Michaił, w dodatku przywozimy wam gościa. Nie przejmuj się. Coś kupimy po drodze. Obudziła się? Jest wesoła? Pocałuj ją w moim imieniu. Powiedz, że zaraz przyjadę i zrobię jej sok pomarańczowy. Już sami zrobiliście? Wycisnęliście przez gazę? (zawstydzona.) Dobrze... Całuję. (odkłada słuchawkę.)
LIPA - Czyżby to wszystko, czego szukałam tak długo, na całej planecie, wy potraficie znaleźć na tej niewielkiej przestrzeni - na scenie? Miał rację ten wasz koleś, Szekspir, mówiąc: "Teatr to cały świat".
MICHAIŁ - Szekspir wyraził się inaczej: "Cały świat - to teatr".
LIPA - Czy na pewno jest to - inaczej?
Otwierają się drzwi, wchodzi Natusia z butelką szampana.
NATUSIA - Znowu niezamknięte. Byłam pewna, że nie będzie zamknięte. Nawet nie dzwoniłam. Jak dobrze, że jesteście jeszcze tutaj. Jak wam moja nowa garsonka? (stawia szampana, zdejmuje palto, staje na środku pokoju, obraca się, demonstruje swoją nową garsonkę.)
Cisza.
LIPA - Dlaczego pokazujesz nam swoją garsonkę, a nie temu skromnemu dyrektorowi banku? Po co ten szampan? Czyż nie minął czas picia i nie nastąpił czas trzeźwienia?
NATUSIA - To była pomyłka, Michaile Aleksandrowiczu. Kocham wyłącznie pana. Jest pan szczęśliwy?
LIPA (do Michaiła) - W tym łańcuchu, który teraz Natusia próbuje na pana narzucić, wyraźnie brak niektórych ogniw. Czy szampan pochodzi z tego samego, sprawdzonego źródła? Czy też, tym razem, mamy szansę, że nam się nie powiedzie?
POLINA - To okrutne, Nataszo. A nuż skromny dyrektor banku targnie się na swoje życie? Poprosiłaś, chociaż kogoś, tam, w banku, żeby go pilnowali?
NATUSIA - Zapewniam, jemu to niepotrzebne. Nie ma nic wspólnego z Michaiłem Aleksandrowiczem.
POLINA - O tym już wspominałaś.
NATUSIA - Wstrętny i leniwy sknera. Rozczarowałam się, co do niego.
LIPA - Oprócz emocji z pewnością dysponujesz faktami. Przejdź do nich, Natusiu!
NATUSIA - Przyszłam do niego w tej garsonce za tysiące zielonych. Cała nieziemsko piękna. Pełna miłości, czułości i smutku. A on – wściekł się! Tupał nogami, łamał meble, a tym, co połamał, rzucał we mnie. Spadły mu okulary i się rozbiły. Rzucał we mnie i nic nie widział. Mógł przypadkiem trafić!
POLINA - Kto się czubi, ten się lubi.
NATUSIA - Phi... (płacze.) Nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jaki to podły człowiek! Wiecie, co zrobił?! Okazało się, że najął detektywa, aby mnie śledził! Za panem i za mną chodzili przez cały tydzień, Michaile Aleksandrowiczu! Najął całą agencję detektywistyczną! Wszystko, co było najbardziej intymne między nami, sfilmowali kamerą wideo. A kiedy ja weszłam, akurat skończył oglądać filmy. Pan, Michaile Aleksandrowiczu, nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił!
POLINA - Przede wszystkim Michael nie ma pieniędzy na takie przyjemności.
MICHAIŁ - Czego teraz ode mnie oczekujesz, miłe dziecię?
NATUSIA - Kocham tylko pana. Noszę w sobie pańskie dziecko. Jestem tego pewna. Prawie. Byłam okrutna i lekkomyślna. Proszę mi wybaczyć! Więcej już nie będę. Teraz jestem szczęśliwa, ponieważ rozumiem, jaki pan jest teraz szczęśliwy! Pewnie pan własnym oczom nie wierzy? Wypijemy szampana za mój powrót i odchodzimy! (wyciąga do Michaiła butelkę, rozstawia kieliszki.)
LIPA - Życie to skomplikowany, poplątany i pełen niespodzianek proces. Jak wiele w nim miłości, widzialnej i niewidzialnej. Nich pani się trzyma, Polino! Z wyprostowanymi plecami, z ironicznym uśmieszkiem!
POLINA - Gdzie moja sokowirówka? No, gdzie? Oddajcie mi, oddajcie sokowirówkę!
MICHAIŁ (męczy się z korkiem, nagle zamiera) - Polino, ja ginę! Ratuj mnie!
Korek wylatuje z ogłuszającym hukiem, niczym wystrzał.

KONIEC