tł. Zbigniew Landowski

 

Komedia w dwóch aktach z epilogiem.

 

 

 

OBSADA

Wania-Mafia
Pantielejewna - przewodnicząca Rady Wiejskiej, uważa siebie za komunistkę, a za swój kraj - Związek Radziecki. Ma około siedemdziesiątki, krzepka, energiczna i rozsądna - prawie w każdej kwestii, z wyjątkiem nielicznych „ale”
Maj Majewicz - urodził się 9 maja, stąd jego niespotykane imię. Rubrykę „ojciec” w akcie urodzenia skreślono, jednak cała wieś wie, że jego matka zaszła w ciążę z niemieckim jeńcem. Dlatego, za plecami, nazywano go „Frycycz”. Jest nauczycielem w szkole. Ze względu na pochodzenie, nie przyjęto go do partii. Uważa się za „bezpartyjnego komunistę”. Ideologicznie - świętszy od papieża. Człowiek ograniczony, który nie zwraca uwagi na takie cechy jak dobroć, cierpliwość, takt, opanowanie. Posiada swoje zasady i bezwzględnie je realizuje, nawet wówczas, gdy wyraźnie są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Posiada wysoką samoocenę. Z powodu swojego „niewłaściwego” pochodzenia jest podejrzliwy, wybuchowy i zapalczywy. Żona dawno go porzuciła, pozostawiając mu dziecko. Sam wychowuje niepełnosprawną córkę.
Oksana – sparaliżowana córka Maja Majewiczа; mówi w sposób niezrozumiały. Za stan jej zdrowia winę ponosi ojciec, którego nie dręczy z tego powodu sumienie, albo po prostu nauczył sie zyć z poczuciem winy. Opiekę nad córką sprawuje raczej z obowiązku, niż z potrzeby serca
Mania - siedemnastoletnia idiotka, ważąca prawie sto kilo
Lusia - matka Mani, niewiele mądrzejsza od córki, budowy córki
Wiera - mieszkanka osiedla, niezamężna, bezdzietna, około czterdziestki
Gala – trzydziestoletnia, bezdzietna i samotna kobieta
Babka Kutuzow - starsza kobieta, nazywana przez otoczenie „Kutuzow”. Jest dumna z tego przezwiska, ponieważ szanuje Kutuzow, a także dlatego, że dowodziła oddziałem partyzanckim i podczas walk straciła oko
Ojciec Aleksiej - miejscowy kapłan, zaocznie studiuje w seminarium duchownym. Dobry, życzliwy i prostoduszny. Łatwo dający się rozśmieszyć, szczerze wierzący
Siergiej - operator kamery z powiatowej stacji telewizyjnej
Inna - korespondentka tej telewizji
Fritz - ojciec Maja Majewiczа i dziadek Oksany
Pięć pretendentek do tytułu „Miss Żółtych Błot”
Czteroletni chłopiec.
Akcja: zapadła wieś “Żółte Błota”, położona czterysta kilometrów od Moskwy
Czas: niedaleka przeszłość

Biuro Rady Wiejskiej. Marazm i trwanie w przeszlości, co potwierdzają przestarzałe hasła, transparenty, portret Lenina, gablota pełna zmurszałych kłosów, zasuszone warzywa itp. Na ścianie kilka zakurzonych strojów ludowych, jedyna pamiątka po aktywnym niegdyś, chórze. Na drugiej ścianie - stary telefon. Za biurkiem siedzą Pantielejewna i Wania-Mafia.

WANIA-MAFIA - Ekstrakt waleriany, wyciąg z liści babki, olejek eukaliptusowy... Kardiamid... krople na serce, w ampułkach po 30 gramów... Albo spirytus salicylowy. Też bez recepty. Woda różana i inne toniki do twarzy. Najlepszy ze wszystkich był ogórkowy. Wszystkie odświeżacze były doskonałe. Szczególnie najtańszy - jodłowy. I każda woda kolońska. Oprócz “Goździkowej”. “Goździkowa” - w żadnym wypadku! Płyn do mycia szyb “Niebieski”. I był taki - “Sekunda”. Ale ... “Sekunda” - nie nadawała się do niczego! Klej butapren. Szelak... Tylko nie meblowy! Meblowy się nie nadawał, w ogóle nie schodził! Aceton! Ale - nie dla każdego!
PANTIELJEWNA (z nostalgicznym smutkiem) - Tak… tak…
WANIA-MAFIA - O, na przykład, odświeżacz. Brali trzylitrowy słój, napełniali go w jednej trzeciej wodą. Potem w denku odświeżacza robili, gwoździem lub tym, co mieli pod ręką dziurkę i wylewali odświeżacz do słoja. Później - od razu pili! Z ust leciała im para, jak u Smoka Wawelskiego! Ale - co najważniejsze - ostatnie sto gramów nie wolno było wypić! Inaczej brzuch pęczniał! Mógł nawet pęknąć.
PANTIELJEWNA (z podziwem) - Tak, nasze, rosyjskie chłopy nie oszczędzały się!
WANIA-MAFIA (skromnie, z godnością) - Z tych, co pili, żaden nie przeżył!
PANTIELJEWNA - Przecież żyjesz!?
WANIA-MAFIA - Miałem farta! Wsadzili mnie do ciupy. Kiedy wyszedłem – moje życie zmieniło się całkowicie! Nawet jestem zadowolony, że siedziałem. Obudziła się we mnie chęć zdobycia wykształcenia. W ciupie mieliśmy bibliotekę! Wyjątkową! Gazety, miesięczniki… Wreszcie zrozumiałem, czym jest życie. Kiedy wypuścili - znowu mi się udało! Zmarła daleka krewna, babcia. Zostawiła mi – tu - we wsi domek. Objaśniła także jeden sekrecik. Wyjątkowa sprawa - babcia-sklerotyk i Alzheimer, sama siebie nie poznawała, nie wiedziała, kim jest, a tajemnicę - przekazała! Wtedy ruszyłem tutaj! Od razu! Co o ty na to, przewodnicząca?
PANTIELJEWNA - Oto, co ci powiem, Wania! Żeby jutro twoja noga tutaj nie postała! Dziś tu przydryndałeś, ale jutro - zjeżdżaj stąd!
WANIA-MAFIA - Za alkoholika mnie pani wzięła? Wyjaśniam: to wszystko - przeszłość. Tutaj, w Żółtych Błotach, rozpocznę nowe, świetlane życie. Będę jeździł Mercedesem i żuł gumę.
PANTIELJEWNA - Przecież jesteś Mafia, prawda?
WANIA-MAFIA - Dostanę się, dosięgnę swego. Będę w mafii. Najważniejsze - rozpocząć.
PANTIELJEWNA - Rozpoczynaj sobie nawet z dziesięć razy, ale nie tutaj!
WANIA-MAFIA - Nie denerwuj się! Mam wyjątkową siłę woli. Rozkazałem sobie nie dawać w gaz. Ani razu nie dałem! Nigdy! Nic! No, oczywiście, oprócz wódki! Wyłącznie w święta! Mógłbym w ogóle nie pić! Do ust nie biorę! Tylko dla towarzystwa. Swoją cysternę wypiłem. Nie mogę jednak się wyróżniać. Wszyscy piją, a ja - co? Nie wolno mi teraz drażnić społeczeństwa.
PANTIELJEWNA - Tylko mafii nam w Żółtych Błotach brakowało! Prosto z ciupy i do nas. Prościutko do nas, do Żółtych Błot! Przecież jesteś moskalem - czego tu szukasz?
WANIA-MAFIA - Do korzeni mnie ciągnęło! Do ojczyzny przodków!
PANTIELJEWNA - Ciągnęło do Żółtych Błot?
WANIA-MAFIA - Ano!
PANTIELJEWNA - Z Moskwy - do Żółtych Błot?
WANIA-MAFIA - Co z tego? Wszystko legalnie. Jesteście zobowiązani mnie przyjąć.
PANTIELJEWNA - Tu nie Moskwa! Nie mamy ani dróg, ani prawa! Nie zechcemy - długo sobie tutaj nie pożyjesz!
WANIA-MAFIA - A co z moim spadkiem? Mam porzucić dom przodków? Gniazdo rodzinne?
PANTIELJEWNA - Nie łżyj! Jaki tam dom? Chałupa! Ostatnia rudera!
WANIA-MAFIA - Ręce mam: wyremontuję! Rzuciłem picie, będę miał dużo czasu.
PANTIELJEWNA - Rada odkupi twoją chałupę. Dostaniesz flachę, za to gniazdo. Podpisz się tutaj! I żeby ślad po tobie tu nie został!
WANIA-MAFIA (przygląda się pod światło zawartości butelki) - Samogon? Bimber?
PANTIELJEWNA - Też wymyślił! Od razu widać, że całą pierestrojkę w ciupie przepuściłeś! Wcześniej robiło się samogon, bimber, а teraz...
WANIA-MAFIA (przypatruje się etykietce) - Wódka “Źródełko”. Nielegalnie rozlewana?
PANTIELJEWNA - Innej tutaj nie ma! Tu nie Moskwa! Rozcieńczą spirytus surową wodą, nakleją etykietkę: truj się, proletariacie! Bierz, więc butelkę, Mafia, i spływaj! Umówiłam się z kierowcą autobusu - za darmo podrzucą Cię do Moskwy. Z butelką nie będzie ci się droga dłużyła.
WANIA-MAFIA - Zapomnij, przewodnicząca! Przyjechałem na długo.
PANTIELJEWNA - A po kiego… jesteś tutaj potrzebny? Sam pomyśl! Tutaj spokój, cisza, z rozrywek jedynie pogrzeby. A ty, zachlejesz się, i łaps, za siekierę! Gonić za kimś będziesz! Znamy takich, znamy!
WANIA-MAFIA - Czy ja wyglądam na takiego, co to z siekierą, na staruszków? Popatrz mi w oczy, przewodnicząca, odpowiedz - wyglądam?
PANTIELJEWNA (głęboko patrzy mu w oczy) - Nawet bardzo! Za coś pudłował?
WANIA-MAFIA - Za wszystko po trochu. Za chuligaństwo, rozbój. Tylko za gwałt nie siedziałem.
PANTIELJEWNA - No, u nas za to nic nie grozi. U nas, jeśli kogoś… to najwyżej posadzą ciebie za stołem. Zamiast wyroku - dadzą wódeczki!
WANIA-MAFIA - Nigdy nie wezmę tutaj do ręki siekiery!
PANTIELJEWNA - Siekiery nie weźmiesz! To dubeltówkę wyciągniesz! Albo jeszcze gorzej! Czego od nas chcesz? Coś ukrywasz, nie mówisz całej prawdy! Przyznaj się!
WANIA-MAFIA - Nie macie prawa mi przeszkadzać! Mam czyściutkie papiery!
PANTIELJEWNA - Papierami mnie nie strasz! Ileż papierków zdążyłam w drobną kaszkę…! No, przyznaj się! Po co tobie, Moskalowi, nasze Żółte Błota?
WANIA-MAFIA - Tu jest moje gospodarstwo!
PANTIELJEWNA - Gospodarstwo? Kundel i kogut? Ani mleka, ani mięsa! Sterczy pięć jabłonek? Wszyscy się dziwią. Ledwo wysiadłeś z autobusu, od razu poleciałeś do ogrodu coś kopać. Po co w kwietniu kopać w ogrodzie? No?
WANIA-MAFIA - Rowy melioracyjne, żeby był odpływ dla wody.
PANTIELJEWNA - Jakiej wody? Twoja chałupa stoi na górce!
WANIA-MAFIA - Doły pod jabłonie.
PANTIELJEWNA - Masz już pięć! Mało ci?
WANIA-MAFIA - Przecie stare!
PANTIELJEWNA - Ale płodne. Jak obrodzą, to niewiadomo, co z owocami zrobić!
WANIA-MAFIA - No właśnie. Zbiorę z nich urodzaj i wykarczuję do ciężkiej cholery! Posadzę młodziutkie. Młodziutkie zawsze są lepsze, prawda?
PANTIELJEWNA - Młodziutkich mu się zachciało! Cały czas coś ukrywasz! Jedź stąd, Wania, póki co - po dobremu!
WANIA-MAFIA - Oligarchowie nie śpią. Władza się przygląda. Upiór komunizmu dusi zarodek kapitalizmu. A ty, chcesz pozbawić człowieka szansy rozpoczęcia nowego życia!
PANTIELJEWNA - Gdzie się tych gadek nauczyłeś?
WANIA-MAFIA - Moje zdolności umysłowe, trafiając we właściwe warunki, osiągnęły niesłychane wyżyny. Chodź, chlapniemy sobie twoje „Źródełko”, za moje nowe życie!
PANTIELJEWNA - Nie piję.
WANIA-MAFIA - Tak jak ja - do ust nie biorę.
PANTIELJEWNA - No, najwyżej troszeczkę.
WANIA-MAFIA - Przecież to powiedziałem!
PANTIELJEWNA - Jeżeli, to wyłącznie po kropelce.
WANIA-MAFIA - Symbolicznie. (Nalewa)
PANTIELJEWNA - Dla mnie to nalałeś?
WANIA-MAFIA - Za dużo?
PANTIELJEWNA - Co ja, kura, czy co?
WANIA-MAFIA - Wybaczcie, naczelniku, poprawię się. (Dolewa)
PANTIELJEWNA - Stój! Teraz - za dużo!
WANIA-MAFIA - Najwyżej nie wypijecie do dna!
PANTIELJEWNA - Nie pić do dna nas nie nauczyli.
WANIA-MAFIA - Za mój przyjazd! Za nowe życie! Za Was!
Wypijają.
PANTIELJEWNA - Chociaż tyle siedziałeś w pudle, Mafia, ale nie zmądrzałeś, nie, nie zmądrzałeś! Z Moskwy - do Żółtych Błot! Przecież tutaj nie ma żadnej pracy! Wcześniej wydobywano glinę, a po sąsiedzku, w Czarnych Błotach - torf, a teraz - nic! Finito! A nierobów tutaj nie lubimy. Nie lubimy nierobów! Oj, jak nie lubimy! Weź to pod uwagę!
WANIA-MAFIA - Wezmę! Wezmę drewno z leśnictwa, będę handlował belkami. Na życie wystarczy. Czego mi potrzeba? Jestem sam.
PANTIELJEWNA - Tych, którzy dużo pracują, jeszcze bardziej się nie lubi! To jest - zupełnie się nie lubi! I to weź tym bardziej pod uwagę!
WANIA-MAFIA - Wypijmy, żeby wszyscy mnie polubili!
PANTIELJEWNA - Za pokój i przyjaźń! Mam kłopotów i problemów tyle... jeszcze mi ciebie mi brakowało! Tutaj wszyscy są emerytami, a państwo nam już za rok wisi z emeryturami. Muszę myśleć i myśleć, po nocach nie sypiam.
WANIA-MAFIA - Śpijcie spokojnie! Przecież wy nie jesteście dłużnikiem państwa, tylko państwo - waszym.
PANTIELJEWNA - Ludzie wymrą bezpowrotnie. Jeżeli nie dostaniemy pieniędzy. A jaki teraz naród! Pluniesz - z pewnością w bohatera trafisz! Wojowali, odbudowywali, rozbudowywali... Orderów, medali, dyplomów u nich tyle, że muzeum można by otworzyć! Nawet tego, co im się należy, nie żądają. Nie dasz im umrzeć z głodu - już są z władzy zadowoleni. Przecież mamy już pół wieku po wojnie?! Co się ludziom dostało? Otwarto cerkiew! Po co im cerkiew? Oni wszyscy już dawno są świętymi! Cały rok poszczą. Taki z ciebie mądrala, to podpowiedz - jak wycisnąć z władz powiatu nasze pieniądze? Nie wiesz? Gdybyś wiedział, wart był byś tyle złota, ile ważysz! (Dopija) - Bądź zdrów i spadaj!
WANIA-MAFIA - Przecież jestem ci, przewodnicząca, potrzebny jak powietrze! Wiem, jak z powiatu kasę wyciągnąć.
PANTIELJEWNA - Jeżeli zaproponujesz napad na bank, to nie idę. U nas w bankach też pusto.
WANIA-MAFIA - Ale masz, przewodnicząca, fuksiarskie szczęście, że tu jestem!
PANTIELJEWNA - Poczekam jeszcze z tańcem radości. Na razie - mów.
WANIA-MAFIA - Tylko ja wiem, co was uratuje.
PANTIELJEWNA - Mów, jeśli wiesz.
WANIA-MAFIA - Wiem, wiem. Możesz nie wątpić.
PANTIELJEWNA - To mów: co nas uratuje?
WANIA-MAFIA - PIĘKNO!
PANTIELJEWNA - Co? Mamy robić widokówki naszych pejzaży, czy co? Przecież teraz nikomu brzózki są niepotrzebne! Teraz wszystkim potrzebne są tylko gołe baby!
WANIA-MAFIA - Piękno uratuje świat! Kto to powiedział? No? Wiesz?
PANTIELJEWNA - Wszystko wiem. Długie życie przeżyłam.
WANIA-MAFIA - Zatem, kto powiedział - piękno uratuje świat. Kto?
PANTIELJEWNA - Pu-u-u…
WANIA-MAFIA - Gorąco, gorąco…
PANTIELJEWNA - Putin!
WANIA-MAFIA - Eh, ciemnota!
PANTIELJEWNA - Sam nie wiesz, kto to powiedział!
WANIA-MAFIA - Puszkin! W swojej grubej, słynnej książce “Bracia Karmazyny”. Chociaż czytałaś Puszkina?
PANTIELJEWNA - Czytać - nie czytałam, ale znać - znam.
WANIA-MAFIA - Co wiesz?
PANTIELJEWNA (z uduchowieniem) - “Przybiegły do izby dzieci, głośno krzycząc do ojca: „Papa, papa, nasze sieci wyciągnęły truposza!
WANIA-MAFIA - Wielki poeta! Sezam pomysłów. A w naszych czasach pomysły - to najważniejsze! Kasa i komfort!
PANTIELJEWNA - Jakoś swoje lata dożyjemy, nawet z komfortem na drugim końcu podwórka. Ale, co Puszkin mówił w kwestii emerytur?
WANIA-MAFIA - U Puszkina same wielkie słowa, ale mogę je detalicznie opowiedzieć.
PANTIELJEWNA - Zaczynaj!
WANIA-MAFIA - Przygotuj tylko swój umysł! Napręż się!
PANTIELJEWNA - No!
WANIA-MAFIA - Już się naprężyłaś?
Tu dla autora dochodzi do niezręcznej sytuacji, bowiem Pantielejewna, dla zachowania realizmu życiowego, który autor zawsze stara się oddać, wybucha bluzgami. Autor proponuje reżyserom zastosować zagłuszacz radiowy, taki, jaki używa się także w TV.
WANIA-MAFIA - Smok, nie baba, z ciebie, przewodnicząca! Nasz - mój i Puszkina - pomysł polega na tym, aby zorganizować konkurs piękności w Żółtych Błotach!
PANTIELJEWNA (ogłupiała) - Że co?!
WANIA-MAFIA - Co, w teległupawce nie widziałaś?
PANTIELJEWNA - Wiele różnych bzdur tam pokazują. Co TY masz na myśli? Nie jarzę!
WANIA-MAFIA - Przecież uprzedzałem - przygotuj wszystkie swoje szare komórki! W Żółtych Błotach… zorganizujemy konkurs piękności!
PANTIELJEWNA (pokłada się ze śmiechu) - Sam idź, namawiać nasze staruchy! Może będą się wstydziły, publicznie chodzić bez staników!?
WANIA-MAFIA - Niech staruchy się nie denerwują. Już swoje odrobiły - w stanikach, i bez... Niski pokłon im za to. Nasz konkurs ma być konkursem piękności!
PANTIELJEWNA - A gdzie są te piękności?
WANIA-MAFIA - Wystarczą zwykłe, ale - młode.
PANTIELJEWNA - A gdzie tu są te młode?
WANIA-MAFIA - Jak tylko wyszedłem z autobusu - od razu namierzyłem.
PANTIELJEWNA - Niby kogo? Może w gości ktoś się przytarabanił?
WANIA-MAFIA - No, taka... dosyć atrakcyjna... nie mniej pięciu pudów!
PANTIELJEWNA - Jest u nas jedna taka... Ale nie ma pięciu pudów. Ma, co najmniej, dziesięć.
WANIA-MAFIA - Przecież jej nie ważyłem!
PANTIELJEWNA - Piegowata?
WANIA-MAFIA - Tak!
PANTIELJEWNA - Mańka!
WANIA-MAFIA - Więc pierwszą kandydatkę mamy!
PANTIELJEWNA (chichocze) - Mańkę na konkurs piękności?
WANIA-MAFIA - Przecież ten konkurs, to nie Miss Europy, а Miss Żółtych Błot! Kto się jeszcze nadaje?
PANTIELJEWNA - Więcej młodych w ogóle nie mamy.
WANIA-MAFIA - Jedyna młoda dziewczyna w całej wsi?
PANTIELJEWNA - Tylko Mańka. Więcej nie ma. Ach, jeszcze jest córka Frycyczа.
WANIA-MAFIA - Jakiego Frycyczа?
PANTIELJEWNA - Nauczyciela. Jego matkę zapylił niemiecki jeniec. Urodziła syna
akurat 9 maja. Dlatego nazwała go Maj Majewicz. Ale za plecami wszyscy go nazywają Frycycz.
WANIA-MAFIA - Córki za ojców nie ponoszą odpowiedzialności. Mamy drugą kandydaturę!
PANTIELJEWNA - Otrzeźwiej! To inwalida! Prawie się nie rusza.
WANIA-MAFIA - Przyniesiemy. Niech sobie posiedzi i weźmie udział, na pytania
Będzie odpowiadała.
PANTIELJEWNA - Nie mówi, tylko muczy...
WANIA-MAFIA - Dlaczego?
PANTIELJEWNA - Jej ojciec jest zbyt zasadniczy. Jeszcze maleńką wrzucił do wody,
żeby od razu nauczyła się pływać. Wtedy to się stało.
WANIA-MAFIA - Dlaczego jej nie wyleczyli?
PANTIELJEWNA - Kiedy leczenie było bezpłatne, leczyli, ale jak zaczęli brać za to
pieniądze - przestali. Frycycz od pół roku pensji nie dostaje. Gdyby mógł ją chociaż
wykarmić, to byłby szczęśliwy, a co dopiero - leczyć.
WANIA-MAFIA - No, a matka?
PANTIELJEWNA - Od razu ich rzuciła. Frycycz to nie miód, a jeszcze córka
inwalida... Pojechała do Moskwy, na służącą. Mówią, że się spiła i zniknęła.
WANIA-MAFIA - Co się dzieje? Sieroty, w dodatku inwalidy, której życie jest tak gorzkie, nie chcą dopuścić do konkursu piękności? Zwycięstwa nie gwarantuję, ale udział - weźmie. Mamy już dwie kandydatury. Kto jeszcze pasuje?
PANTIELJEWNA - W Żółtych Błotach - to już wszyscy.
WANIA-MAFIA - Zaprosimy z innych wsi i osiedli! Wezwiemy władze powiatu, telewizję, może nawet z Moskwy... Wtedy dostaniesz swoje dwie minuty, usłyszą ciebie w całym kraju. Tak: kamery i mikrofon. To będzie twoja najważniejsza minuta w życiu! Spróbujmy, mów, przewodnicząca!
PANTIELJEWNA - Co mam mówić?
WANIA-MAFIA - O tym, co was boli - mów wszystko!
PANTIELJEWNA - Mało to nas boli? Kto będzie chciał tego słuchać?
WANIA-MAFIA - Do prezydenta! Do niego się zwracaj!
PANTIELJEWNA - Prosto do prezydenta?
WANIA-MAFIA - Siedzi w Moskwie i czeka w napięciu. Mów!
PANTIELJEWNA - Ale co?
WANIA-MAFIA - Opowiedz, jak żyjecie! Tylko nie przeciągaj! Prezydent ma mało czasu. W całym kraju nie tylko ty żyjesz w biedzie! Gadaj!
PANTIELJEWNA - Do tego mam mówić?
WANIA-MAFIA - Co za różnica, do diabła, do czego! Gadaj!
PANTIELJEWNA - Dobry dzionek, towarzyszu prezydencie! Jak Pańskie zdrówko?
WANIA-MAFIA - Coś ty? Chcesz być jego lekarzem? O zdrowie wypytujesz?
PANTIELJEWNA - Dzieńdoberek, towarzyszu prezydencie! Jak Pańskie... oj! Żyje się nam tutaj, w Żółtych Błotach, dobrze. Wszystko mamy. Wszystko mamy, wszystko w Żółtych Błotach...
WANIA-MAFIA - O emeryturach zaiwaniaj, o emeryturach!
PANTIELJEWNA (od razu nieśmiała) - Towarzyszu prezydencie! Może jednak zwrócić się po imieniu i nazwisku... jakoś tak, bardziej ciepło, zabrzmi…
WANIA-MAFIA - Ciepłownia się znalazła! Potrzebujesz ciepła, czy emerytury?
PANTIELJEWNA - Towarzyszu prezydencie, dzieńdoberek! Jak Pańskie...
WANIA-MAFIA (groźnie) - Bliżej emerytur, przewodnicząca! Elektorat ci wymiera!
PANTIELJEWNA - Wszyscy tutaj interesujemy się po prostu, kiedy wypłacą nam emerytury? Oczywiście jesteśmy świadomymi obywatelami; rozumiemy, że pan sam z trudem koniec z końcem wiąże i nic Panu nie wychodzi. Dlatego przez cały rok nawet nie pytaliśmy o emerytury! Ale - chociażby za bieżący kwiecień... Bo za rok, to.... Nie pierwszy i nie ostatni raz przepadły... Wymrzemy, towarzyszu prezydencie...
WANIA-MAFIA - Nie podlizuj się! Ostrzej z nim, surowiej! Jesteś ludem, a on sługą ludu! Niech zna swoje miejsce! Służby należy surowo pilnować, bo tak się już u nas rozpuścili, że…!
PANTIELJEWNA - Kiedy będą emerytury, towarzyszu prezydencie?
WANIA-MAFIA - Mocniej!
PANTIELJEWNA - Gdzie są nasze emerytury? Podiwaniliście?
WANIA-MAFIA - Wreszcie konkretniej.
PANTIELJEWNA - Gdybyście wy, tam, w Kremlu, popróbowali żyć za nasze pieniądze, żarli tylko kartofle, zobaczyłabym was! Lenin żywił się, jak cały naród, nie wyróżniał się, a Pan? Oddajcie emerytury, aferzyści! (Potem bluzg, który, oczywiście, lepiej zagłuszyć.) Jak wyszło?
WANIA-MAFIA - Mniej, lub bardziej przekonywująco. Konkurs piękności, to wasza jedyna szansa zwrócić na siebie uwagę całej ludzkości. Na brak wypłat emerytur w Żółtych Błotach!
PANTIELJEWNA - Proponujesz mi jakieś burżuazyjne sposoby. Gdzieś ty nałykał się tego kapitalizmu? W kiciu, czy co?
WANIA-MAFIA - To twoja jedyna szansa, przewodnicząca! Zostaniesz zbawczynią ludu pracującego! No? Ręka? Wypijmy za to! (rozlewa ostatki) Za piękno!
PANTIELJEWNA - Kuty jesteś, Mafia, na cztery kopyta!
WANIA-MAFIA - Wiedziałem, że się zgodzisz! Zbawczyni!
PANTIELJEWNA - Zgodzę się, kiedy dunder świśnie, albo Matka Boska się ukaże!!
MANIA (dosłownie wrywa się do pomieszczenia, skórzana kurtka rozchełstana, modna w tutejszych kręgach futrzana czapka-uszanka przekrzywiona, bezsensownie macha rękami i wydziera się) - Objawienie! Objawienie! (Potyka się i upada, dalej krzyczy, leżąc) Zbawicielka! Zbawicielka!
PANTIELJEWNA - Mańka, co ci? Zgłupiałaś?
MANIA - Piękno! Piękno!
PANTIELJEWNA (do Wani) - Pożartowaliśmy sobie, a już jednej we łbie się
pomieszało!
WANIA-MAFIA - Idee wiszą w powietrzu i rozprzestrzeniają się jak bakterie.
MANIA - Matka Boża! Matka Boża!
WANIA-MAFIA - No, jeżeli chodzi o Matkę Bożą - to już przesadziłaś!
MANIA (przenikliwie) - Matka Boża! Matka Boża!
WANIA-MAFIA (wylewa jej na twarz wodę z karafki) - Spokojniej! Ludzie ciebie i tak
zauważą!
MANIA - Matka Boża!
WANIA-MAFIA - Zawsze ma tyle energii?
MANIA - Matka Boża objawiła się w naszej wsi. (wstaje)
CISZA.
WANIA-MAFIA - We własnej osobie?
MANIA - Osobiście, osobiście! We własnej osobie! Matka Boża!
WANIA-MAFIA - Pojawiła się osobiście? Matka Boża przybyła do Żółtych
Błot? Gdzie teraz jest?
MANIA - Tu, tu, na cerkwi!
WANIA-MAFIA - Wdrapała się na cerkiew?
MANIA - Na ścianie.
WANIA-MAFIA - Po ścianie chodzi? Jak mucha? (do Panteljewny) Idź, sprawdź
dokumenty tej matce, przewodnicząca! Niech, chociaż metrykę Chrystusa pokaże.
MANIA - Wyciąga ręce, ze ściany cerkwi i uśmiecha się. Wyciąga i uśmiecha się, wyciąga i uśmiecha się, wyciąga i uśmiecha się...
WANIA-MAFIA - Zacięła się dziewucha! Masz, łyknij wódeczki.
MANIA (wypija łyk wódki) - Wyciąga i uśmiecha się. Wyciąga i uśmiecha się.
WANIA-MAFIA (macha ręką na Manię) - Chodźmy, przewodnicząca, spojrzymy! Teraz tylu tych wszystkich świętoszków, nawiedzonych, schizofreników i wszelkich innych aferzystów się pojawiło…!
PANTIELJEWNA - Pójdę, rozgryzę.

Wszyscy troje wychodzą na malutki, osiedlowy placyk, który, zresztą, nazwać placykiem jest przesadą. Niewielka przestrzeń, w rogu cerkiew, obok zadaszony przystanek autobusowy i pomnik Lenina, ukazującego w nieokreśloną dal.
Przed cerkwią stoi kilka osób i wytrzeszcza gały na jej ścianę.

MANIA - O! Oto ona! Nigdzie nie zniknęła!

Pantielejewna przygląda się uważnie stojącym.
Najbliżej, przy ścianie, stoi Wiera, w skórzanej kurtce, w wełnianej czapce, naciągniętej na ondulowane włosy i w wojskowych butach. Obok - Gala, w skromnym, ciemnym paltociku z kapturem. Kaptur zarzuciła na głowę, z dala jest podobna do mniszki. Stoi jak słup, zupełnie wyłączyła się, nie spuszcza wzroku z muru cerkwi i prawie bezdźwięcznie modli się, jawnie wkładając w to całą swoją duszę. Wiera histerycznie bije pokłony, szaleńczo żegna się krzyżem i błaga.

WIERA - Matko Boża, najświętsza, wierzę w ciebie, przysięgam, na co tylko chcesz! Wierzę, wierzę w ciebie, dziewicę, moją Zbawicielkę! Weź mnie stąd i przenieś do powiatu! Wierzę, że dokonasz cudu i pomożesz mi. Nich mój dom tutaj ktoś kupi, żebym za to kupiła mieszkanie w powiecie. O nic więcej nie proszę, najświętsza dziewico, o nic więcej, jedynie - weź mnie do powiatu!
GALA (sztywnymi wargami, modli się) - Ześlij mi dziecko, Matko Boża, dziecko! Zmiłuj się, ześlij mi dziecko!
WIERA - O nic więcej ciebie, Matko Boża, nie proszę, tylko pomóż mi tam, w powiecie, znaleźć pracę jako kelnerka w dobrym lokalu. Nic więcej!
GALA - Dziecko!
WIERA (do Gali) - Jakie dziecko, jeżeli wycięto Ci wszystko, co kobiece? Tylko zawracasz głowę! Przez ciebie nie zdążę nic powiedzieć. (znowu do ściany) A więc, kelnerka, nic więcej, koniec. Ach, jeszcze, gdyby tak, męża, niewiele pijącego, niezbyt leniwego i ordynarnego! Może być stary, ale postaraj się, żeby, choć trochę jeszcze mógł!
GALA - Zmiłuj się, przenajświętsza dziewico! Dziecko!
WIERA (do Gali) - Spadaj, głąbie! Plączesz mi myśli! Dlaczego nie siedzisz w powiecie, u męża za plecami? Nie, przytaskała się do Żółtych Błot! Pracowałaś jako bufetowa w telewizji, taka spokojna praca. A kiedy zachorowałaś - zdążyli Ci wyciąć! A teraz - dziecko jej! Jakie dziecko? Nie masz forsy, męża, mieszkania, na cmentarz ci pora! O dziecko prosi! Z twoją głową nie całkiem już w porządku!... (macha ręką na Galę i koncentruje się na Matce Bożej) Oj, jeszcze, przenajświętsza Bogurodzico, daj mi...
PANTIELJEWNA (szturcha Wierę) - Da ci, da ci. Wszystko ci da, dogoni ciebie i jeszcze ci dorzuci! Wiera, zwariowałaś, czy co?
KUTUZOW (stoi zaraz za Wierą i Galą, też się modli. Ma na prawym oku czarną przepaskę.) - Nie bluźnij, Pantielejewna! Rozdzielono cerkiew od państwa. Nie podoba ci się, to odejdź, nie pchaj nosa w cudze sprawy!
WIERA - Spójrz, Pantielejewna, no spójrz, to - cud!

Pantielejewna patrzy na ścianę i widać, że WIDZI.

PANTIELJEWNA (surowo) - Patrzę. Nic nie widzę!
WIERA (wstrząśnięta) - Nie widzisz? No przecież tam, o...
PANTIELJEWNA - Niczego nie widzę, ponieważ niczego tu być nie może i być nie powinno!
WIERA - Pantielejewna, stań obok mnie! Spójrz, twarz migocze jak odbicie w stawie. A jaki ma łaskawy uśmiech! Och, tak mi teraz dobrze na duszy, wesoło, jakbym odmłodniała!
PANTIELJEWNA - To tylko twoja chora wyobraźnia. Gra światła, i wszystko. Nic więcej!
WIERA - Jakiego światła? Przecież jest pochmurno! Światło od niej bije, od Bogurodzicy! (gwałtownie odwraca się do Bogurodzicy) Wyślij, przenieś mnie do powiatu! (ponownie odwraca się do Pantieljewny) A ręce? Ręce? Przecież wyciąga je do nas! (rzuca się na kolana, także wyciąga ręce w kierunku ściany, głośno) Pomóż, Zbawicielko!
GALA - Dziecko! Dokonaj cudu!
WIERA - Przeniosę się do powiatu, zostanę kelnerką, wyjdę za mąż - a tobie, Bogurodzico, będę codziennie stawiała świeczkę! Przysięgam - codziennie świeczka!
PANTIELJEWNA (do Wani-Mafii) - Widzisz coś?
WANIA-MAFIA (dyplomatycznie) - Patrzę!
PANTIELJEWNA (nagle ją oświeciło, do Wani-Mafii, podejrzliwie) - Czy to nie twoja sprawka? Pytam! Czy to twoja sprawka?
WANIA-MAFIA - Gdybym coś takiego potrafił, zacząłbym pracować dla Papieża!
PANTIELJEWNA - Co widzisz?
WANIA-MAFIA - Nic specjalnego!
PANTIELJEWNA - Widzisz Bogurodzicę?
WANIA-MAFIA - Widzę, ale oprócz niej nic więcej!
GALA - Przecież nie ma nic więcej! Bogurodzica jest jedna!
PANTIELJEWNA (syczy do Wani-Mafii) - Przestań wspierać histerię! Nic nie widzisz! Jasne?
WANIA-MAFIA - Jasne. (głośno) Nic nie widzę!
WIERA - Słyszałam, jak przed sekundą mówiłeś, że widzisz!
WANIA-MAFIA - Bo czasami widzę, a czasami nie. To normalne!
KUTUZOW - Mam tylko jedno oko, ale wyraźnie ją widzę! Oto ona! (szeroko żegna się krzyżem i bije niski pokłon, cała radosna i zadowolona) Wreszcie doczekałam się. (pada na kolana, bije pokłony do ziemi) - Królowo moja niebieska! Nadziejo moja, Bogurodzico, przyjaciółko zwykłych i niezwykłych, obrończyni cierpiących i poniżonych!
WIERA (konkretnie) - Poproś o emeryturę, póki nie zniknęła.
WANIA-MAFIA - O oko poproś, babulu!
KUTUZOW - Radość, daj wszystkim radość, Przenajświętsza, proszę cię o radość dla wszystkich! Objawienie! Objawienie! Stanie się coś! Nadchodzą wyjątkowe wydarzenia!
PANTIELJEWNA (szturcha Kutuzow ramieniem) - Kutuzow, co ty możesz zobaczyć, przecież masz tylko jedno oko, a i to słabe. Przecież kota od krowy odróżniasz tylko przy dotknięciu.
KUTUZOW - A światło niebiańskie widzę! Duszą widzę! (do Bogurodzicy) Spójrz na mą biedę! Dostrzeż mój ból! Pomóż mi, jak wszystkim niebogom!
WIERA (w ekstazie) - Zabierz, zabierz mnie stąd, Bogurodzico, zabierz, zabierz mnie do powiatu!
MANIA (nagle rzuca się na kolana) - Mnie też pomóż, Pani Bogurodzico! Pomóż dostać się do technikum, załatw internat. I stypendium. Zawsze nienawidziłam szkoły, teraz tylko w tobie jedyna nadzieja! Wspomóż!
PANTIELJEWNA - Ty także tutaj?! (próbuje podnieść Manię z ziemi) Wstawaj, no już!
MANIA (sprzeciwia się i krzyczy, jak męczennica za wiarę poddana torturom) - Bogurodzico, dopomóż!
PANTIELJEWNA (staje przed ścianą i rozpościera ręce, zasłaniając “Bogurodzicę”.) - Na ścianie nic się nie może znajdować! Natychmiast przerwijcie te zabobony i rozsiewanie paniki!
KUTUZOW - Nie grzesz, Pantielejewna! Nie darem pojawiło się cud! Nie zasłaniaj ludziom widoku Matki Bożej!
PANTIELJEWNA - Nie ma tutaj niczego, nie ma!
KUTUZOW - Dlatego sama Matki Bożej nie widzisz, bo dzwonnicę zburzyłaś i własnymi rękoma ikonę Matki Bożej wrzuciłaś do ogniska! Dlatego jej teraz nie widzisz, chociaż wszyscy inni widzą. Matka Boża tam jest! Nadszedł jej czas! Wasz czas, bezbożników, skończył się, a jej czas - nastąpił! Wszystko, co wasze, kończy się, a jej - wcześniej, czy później - zawsze następuje! Przyszła, a ty nie możesz jej zobaczyć! Znikaj!
PANTIELJEWNA - Widzę wszystko, co i wy widzicie... Ale ja widzę głębiej, niż wy. Widzę, że tutaj niczego nie ma! Nie ma!
WIERA - Odejdź, Pantielejewna, odwracasz uwagę Bogurodzicy ode mnie! (głośno do “Bogurodzicy”) Zabierz, zabierz mnie stąd do po...wiatu!
MANIA - Głafiro Pantielejewna, co prawda, to prawda - nie przeszkadzajcie! (Do “Bogurodzicy”) Uczyń jeszcze, błagam, Bogurodzico, abym mogła żreć, ile tylko wlezie, a przy tym, żebym ciągle chudła!! Chudła!! Chudła! (histerycznie) Chudła, chudła...
WANIA-MAFIA - Ile temperamentu i wigoru tej dziewczyny się marnuje!
PANTIELJEWNA (odciąga Manię) - Niczego tu nie ma! Idź sobie stąd! Bo ci tak naubliżam, że popamiętasz!
WANIA-MAFIA (półgłosem do Pantielejewny) - Przypominam ci, Pantielejewna, że mamy wolność wyznania. Nawet, gdyby zaczęli Koran odśpiewywać, nikt ci nie dał prawa mieszać się do tego!
PANTIELJEWNA - Prawa nikt nie daje, prawo się bierze! W swoje ręce. Wszyscy - rozejść się! Ogłaszam oficjalnie! Na ścianie nie ma nic!
KUTUZOW (omija Pantielejewnę) - A moje krzywdy rozważ i oceń wedle swojej woli.

Na placyku pojawia się Frycycz, przed sobą popycha jakąś machinę, pretendującą na nazwę wózka inwalidzkiego. Na tej machinie, niewygodnie, siedzi Oksana w kufajce, ciepłej chustce i walonkach. Apatyczna Oksana obojętnie patrzy w górę, nic jej nie interesuje. Wywiera wrażenie, że jest opóźniona w rozwoju.

PANTIELJEWNA (dostrzega Frycycza) - Frycycz!

Frycycz gwałtownie zatrzymuje się, tak gniewnie spojrzał na Pantielejewnę, że ta aż się cofa.

PANTIELJEWNA - Wyrwało mi się, nie gniewaj się! Koń ma cztery nogi, też się…, ja mam tylko jeden język! Majewicz! Jesteś nauczycielem wszystkich przedmiotów! Uczysz już trzydzieści lat. Spójrz teraz na tę scenę!

Frycycz nie rozumie, o co chodzi i patrzy na Pantielejewnę pytająco.

KUTUZOW - Pod ścianę, pod ścianę, nauczycielu! Pod ścianę, no, przecież mówię!

Frycycz odwraca się do Kutuzowa, patrzy na nią.
Pantielejewna łapie Frycyczа pod rękę, ciągnie pod ścianę cerkwi.
Oksana zostaje na wózku, pozostawiona bez opieki, nie zwraca niczyjej uwagi.

PANTIELJEWNA (ustawia go na wprost ściany, mówi do wszystkich) - Rozejść się! Spójrz i powiedz - widzisz cokolwiek?! (podkreśla intonacją) Przecież nic, do diaska, nie widzisz, prawda? No, mów odpowiedzialnie i ideowo, wskaż ludowi drogę, taką, jak należy.

Frycycz patrzy i machinalnie zdejmuje czapkę.
Pantielejewna od razu zabiera mu czapkę, ponownie zakłada mu na głowę.

PANTIELJEWNA (wieloznacznie pokasłując) - Przeziębisz się!

Frycycz znowu wyciąga rękę ku czapce, żeby ją zdjąć, ale Pantielejewna przytrzymuje mu rękę.

FRYCYCZ (oprzytomniał) - Na ścianie niczego nie ma.
PANTIELJEWNA - U nas zawsze tak! Ludziska bzdury wygadują, chociaż kierownictwo niczego w ogóle nie widzi!
FRYCYCZ - Eh, teraz to ludziska widzą tylko to, co chcą! Zupełnie się rozpuścili!

Nieoczekiwanie Oksana, z głośnym mruczeniem, jednym skokiem zeskakuje z wózka. Pada na ziemię i próbuje pełznąć do ściany.

FRYCYCZ (rzuca się do niej) - Dokąd? Nawet na chwilę nie można jej zostawić bez dozoru! (próbuje ją podnieść) Teraz będę miał cały wieczór zajęty praniem!

Oksana rozpaczliwie jęczy i wyrywa się w kierunku ściany.

KUTUZOW - Podprowadź ją, podprowadź do Królowej Niebieskiej! (próbuje pomóc mu podnieść opierającą się Oksanę)
FRYCYCZ - Nie zatruwaj mi dziecka tym religijnym opium!
KUTUZOW - Przecież niczego nie widziałeś na ścianie?! To, dlaczego mówisz o religii? Podprowadź do Matki Bożej sierotę! Dziewczyna ciągnie ku niej! Zmiłuj się, choć raz, nad nią!
FRYCYCZ (do Kutuzowa) - Odejdź! (do córki) Oksano, jak ty się zachowujesz? Natychmiast przestań! Zostaniesz ukarana!
KUTUZOW - Jak można ją bardziej ukarać?! Bóg ją już pokarał - takim ojcem, jak ty!
FRYCYCZ (do Kutuzowa) - Nie pchaj się tutaj, powiedziałem! Odejdź!
KUTUZOW - O, jak dziewczynka ciągnie do Królowej Niebieskiej! Przeczuwa cud! Podprowadź! Uleczy ją!
FRYCYCZ– Odejdź od dziecka, czarownico! (trudno mu poradzić sobie z Oksaną, ponieważ ta, z całych sił, próbuje pełznąć do ściany.)
GALA (wstydliwie, ale błagająco) - Maju Majewiczu, puśćcie Oksankę! Nie zaszkodzi jej!
FRYCYCZ - Zrób sobie własne dzieci, to będziesz im wydawała rozkazy. Póki co, bez ciebie sobie poradzę.
WIERA - Raz już sobie poradziłeś! Masz teraz problem do końca życia!
KUTUZOW - Podprowadź ją! Sierotka czuje, gdzie ją zbawią!
FRYCYCZ - Odczep się! Tylko ją denerwujesz. (do Oksany) Ja ci dam! Wybiję ci z głowy te kaprysy!
KUTUZOW - Grzesznik, odmawia ratunku własnemu dziecku! Potwór!
FRYCYCZ - Precz od mojej córki! (silnie potrząsa Oksaną) Uspokój się, bo cię zwiążę! (sadza ją w końcu w wózek)
Oksana odwraca się od wszystkich i gorzko płacze.
GALA (krzyczy) - Oj, zobaczcie, Bogurodzica płacze! Łzy!
WANIA-MAFIA - Patrz, przewodnicząca, rzeczywiście, kurde, łzy!

Gala rzuca się plackiem na ziemię i żarliwie się modli.

PANTIELJEWNA (do Wani-Mafii) - Może to UFO?
WANIA-MAFIA - Niepodobne!
MANIA - Oj, Maju Majewiczu, a pan, na każdej lekcji mówił, że Boga nie ma!
FRYCYCZ - A gdzie ty widzisz Boga, głupia?! Już ja ci na końcowych egzaminach pokażę, czy jest Bóg, czy go nie ma!
MANIA - Bóg i tak jest ważniejszy od pana, Maju Majewiczu, ważniejszy, ważniejszy! (rzuca się na ziemię i powtarza) Bogurodzico! Bogurodzico, wierzę, wierzę, wierzę!
WIERA (klęka) - Zatem wypełnij wszystkie moje prośby, wypełnij, ja ci świeczkę postawię, co tydzień - nową świeczkę! Przysięgam! Co tydzień, nowa świeczka! Jak przyjdzie niedziela - nowa świeczka! Tydzień - świeczka, nowy - nowa świeczka…

Frycycz z poważną miną krąży dookoła ściany, w tę i z powrotem, nawet coś tam mierzy i liczy na palcach.

KUTUZOW (cichutko podchodzi do Oksany) - Przeżegnaj się! Daj, pomogę ci podnieść trochę prawą rękę! O, tak! Teraz - przeżegnaj się! Nie smuć się! Na twojej ulicy też będzie święto. Zrobię dzisiaj postne pierogi z grzybami, przyniosę ci gościniec. Żegnaj się, żegnaj! Wszystko się ułoży! Najważniejsze - zawsze wierzyć. Ja, kiedy dowodziłam oddziałem partyzanckim, nieraz myślałam, że już kryska przyszła na matyska, ale nie - dalej żyłam. Kiedy mieli mnie rozstrzelać, jeden Niemiec przez pół godziny we mnie celował, pomyślałam sobie - no teraz to już koniec. Nie - straciłam tylko oko. Też będziesz miała szczęście! Wiedz o tym, przeżegnaj się! Do tego wiele rozumu nie trzeba!
PANTIELJEWNA (do Wani-Mafii) - Może to przywidzenie? Przy tej ścianie faszyści naszych rozstrzeliwali, potem nasi faszystów, później nasi - naszych...
WANIA-MAFIA - Nie, całkiem niepodobne!
LUSIA (w kożuchu, w czapce futrzanej, w gumiakach, z bańką na mleko w rękach, pojawia się na placyku) - Ludzie! Co to za święto? Zmarł ktoś, czy co?
MANIA - Mama!
LUSIA - Maniusiu, co ty robisz?
MANIA - Mamo, jednak Bóg istnieje! Jest!
LUSIA - Ha! Czy to, że Bóg istnieje, oznacza, że można taplać się w błocie? Tak? Po co ja ci wtedy złote łańcuszki kupuję? Za każdego zabitego prosiaczka - łańcuszek! Jeszcze jedno prosię - jeszcze jeden łańcuszek! Po to, żebyś ty, cała w złocie, teraz w błocie się nurzała?
MANIA - Bogurodzica! Bogurodzica!
LUSIA - Nie ubliżaj matce! Po to ci łańcuszki kupuję, abyś mi ubliżała?
KUTUZOW (bierze ją za ramiona i odwraca do ściany) - Nie kłóć się, tylko popatrz!

Lusia patrzy i natychmiast pada na kolana.

LUSIA - Bogurodzica!
MANIA - Zawsze na mnie krzyczysz!
LUSIA (żegna się krzyżem) - Co to takiego? Co to? Najświętsza panienko, zmiłuj się nade mną, grzeszną!
KUTUZOW - O, tak właśnie trzeba. Co masz w bańce?
LUSIA - Co?
KUTUZOW - Co masz w tej bańce?
LUSIA - Mleko. Cóż by innego?
KUTUZOW - Postaw pod ścianą, niech tam wpadają łzy Bogurodzicy. Będziesz miała poświęcone mleko!
LUSIA - A nie skiśnie? Przecie to całe pięć litrów!
KUTUZOW - Boże, wybacz mi i odpuść, to, co sobie o niej pomyślałam, to, jak ją w myślach nazwałam…
LUSIA (wstaje, bierze baniak i robi krok ku ścianie, ale zatrzymuje się) - Prądem mnie nie kopnie? Przecie baniak żelazny?
KUTUZOW - Boże, jeszcze raz wybacz! (do Lusi) Dawaj baniak! (dokładnie przykłada baniak do ściany cerkwi, zdejmuje pokrywę)
WIERA - Zabierz mnie, zabierz! Do powiatu!
GALA - Dzieciątko, dzieciątko!
KUTUZOW (do Oksany) - Przeżegnaj się, pamiętaj, żeby przeżegnać się! Na ojca się nie obrażaj, bo to grzech. Widać po coś Bóg ci takiego ojca zesłał. Cierp, nie przeklinaj. A teraz przeżegnaj się.

Ojciec Aleksiej, pełny, młody, wesoły kapłan, wjeżdża na placyk na młodzieżowym rowerku, dzwoni, żeby nikogo nie potrącić (tak naprawdę - lubi, kiedy dzwonek roweru dźwięczy, bo jest młodziutki i czuje się ważny, że jedzie na rowerze). Przepełnia go radość życia i życzliwość. Zeskakuje z roweru, opiera go o pomnik.

OJCIEC ALEKSIEJ - Dzień dobry, wszystkim!
WIERA - Lońka... (poprawia się) - Ojcze Aleksieju, cud! Cud!
KUTUZOW - Ojczulek przybył. Wszystko wyjaśni! (staroświecko podchodzi do popa po błogosławieństwo, całuje mu rękę, ojciec Aleksiej żegna ją krzyżem)
GALA - Ojcze Aleksieju, można przecie mieć nadzieję na cud? Na prawdziwy cud? Można? Zdarzają się, prawda! (też podchodzi po błogosławieństwo.)
OJCIEC ALEKSIEJ (radośnie, szybko) - I stanie się wedle wiary waszej! Słyszałem, słyszałem, że na ścianie cerkwi pojawiła się ikona Matki Bożej. Cud! Spieszyłem się, spieszyłem się tutaj! (podchodzi do ściany cerkwi)
MANIA - Frycycz mnie zbił, za to, że krzyżyk nosiłam!
FRYCYCZ (piskliwie) - Co powiedziałaś?
MANIA - Zbiłeś! Nie pamiętasz?
FRYCYCZ - Jak mnie nazwałaś?
MANIA - Maj Majewicz - a jak?! (chowa się za Lusię)
LUSIA (do Frycycza) - Nawet nie próbuj! Przecież nie chciała nic złego! (do Mani) Ile razy mam ci mówić: nie powtarzaj po wszystkich! Wszyscy go nazywają Frycyczem, a tylko tobie wlepi manto!
MANIA - Sama go tak nazywasz!
LUSIA - Ale tylko za plecami. Czy coś takiego w oczy mu powiedziałam? (do Frycycza życzliwie) - Przestań już, nie złość się... Idź sobie stąd, Frycycz!
FRYCYCZ - Znowu?
LUSIA - Oj, wybacz, wybacz! Przyczepił się…!
OJCIEC ALEKSIEJ (staje przed ścianą) - A gdzie objawienie, mili moi?

WANIA-MAFIA (podchodzi, patrzy na ścianę i gwiżdże) - Było, ale się zmyło!
KUTUZOW (rzuca się ku ścianie, maca) - O, tutaj było... tutaj świeciła się... Jeszcze ściana jest ciepła!
FRYCYCZ (przechadza się, spogląda na ścianę z różnych miejsc) - Ciekawe, ciekawe... (uważnie patrzy w niebo, zadowolony) Tak. Tak, tak... wyjątkowo ciekawe...
WIERA - Było, ojcze Aleksieju, było! Nawet nic sensownego nie zdążyłam dla siebie wyprosić!
GALA - Była Matka Boża, ojcze Aleksieju, była! Wierzę, wierzę!
PANTIELJEWNA - Niczego nie było! I być nie mogło! Nic nie możecie udowodnić!
MANIA - Eh, popatrzyłabym jeszcze!
FRYCYCZ (ogląda, nawet opukuje, ścianę) - Tak, tak... wszystko już rozumiem! (zwycięsko) Wszystko już rozumiem! Mądra głowa z wszystkim sobie poradzi!
PANTIELJEWNA (drażniąc wszystkich) - Coś ty zrozumiał, Fry... (milknie) No, coś zrozumiał, Majewicz? Niczego nie było, więc nic nie trzeba rozumieć!
MANIA - Jak to - nie było? Nie wolno tak! Sama widziałam!
FRYCYCZ - Milcz, dwójkarzu! Patrzeć to umiesz, a rozumieć, co widzisz - nie nauczyłaś się!
LUSIA - CO tu rozumieć? Matka Boża - i koniec! Cud!
FRYCYCZ - Już rozumiem. Zaraz wyjaśnię. Wszystko jest zupełnie proste. Transmutacja pierwiastków, interferencja fal pod promieniowaniem i materializacja energoinformacyjnego pola Wszechświata, emanacja w paśmie widzialnym obrazów, znajdujących się w stanie elektromagnetycznym.
CISZA.
KUTUZOW - Chociaż sam rozumiesz, co powiedziałeś?
FRYCYCZ - Jeszcze raz wyjaśniam….
KUTUZOW - Nie trzeba! Ci komuniści zawsze są tacy sami; kiedy tylko ludzie się uduchowią, to oni od razu - ze swoimi bzdurami! Potwierdź cud, ojcze Aleksieju! Poraź ich bożym słowem, poraź!
FRYCYCZ - Jaki z niego ojciec? U mnie w ogrodzie jabłka kradł! Sam mu z dubeltówki sól w tyłek…! Lekkoduch, a nie ojciec!
KUTUZOW - Jabłka... w tyłek! Na siebie lepiej spójrz! Mów, Ojcze Aleksieju!
OJCIEC ALEKSIEJ - Co mogę powiedzieć? Bracia i siostry! Nie mogę wziąć udziału w waszym sporze, ponieważ nie jest jasne, czy zjawisko to miało boski, czy też może, diabelski charakter.
PANTIELJEWNA (ożywia się) - Diabelski, na pewno diabelski! Ci głupcy modlili się do diabła.
KUTUZOW - O, tacy oni są, ci komuniści! W Boga nigdy nie chcą uwierzyć, ale w diabła - od razu!
OJCIEC ALEKSIEJ - Jeśli doszło do cudu, to Bóg obowiązkowo go powtórzy. Na pewno będzie wiadomo, o co chodzi. Módlcie się, kajajcie. Przez miłosierdzie i pokutę znajdziecie zbawienie.
FRYCYCZ - Opium. Narkotyk. Demagogia. Kołtunizm. Ciemnogród.
LUSIA - Więc co? Nie mam wierzyć własnym oczom?! Znaczy się, niepotrzebnie zepsułam pięć litrów mleka? Ojcze Aleksieju, przecież postawiłam tutaj pięć litrów własnego mleka, żeby łzy Matki Bożej do niego wpadały. Czy mogę teraz chociażby prosiętom je dać, czy nawet im nie wolno?
OJCIEC ALEKSIEJ - Jak rzekł Bóg w Biblii: Każda rzecz ma swoje miejsce! (z przekonaniem) Po co, tutaj, do cudownego wizerunku, mleko?! Przecież mleko nie jest święte. Trzeba było mirrę zebrać na czystą chusteczkę. Po co mleko? (z powątpiewaniem) Chociaż, każdemu według jego wiary. Jeżeli Bóg okazał swoje miłosierdzie poprzez wizerunek Matki Bożej, to cud ten powtórzy, na pewno powtórzy. Proście - a otrzymacie wedle swojej wiary!
WIERA - Poplątało mi się wszystko, Aloszka... (milknie) Ojcze Aleksieju! Jeżeli prosiłam i wierzyłam, to dostanę?
OJCIEC ALEKSIEJ - Otrzymacie wedle swojej wiary.
WIERA - Za mało prosiłam, eh!
LUSIA - Tobie zawsze za mało, rozpustnico!
OJCIEC ALEKSIEJ - Bądźcie mądrzy, jak węże i pokorni, jak gołębie.

Nagle Oksana zaczyna rozpaczliwie szlochać. Wszyscy patrzą na nią.

GALA (gwałtownie) - Biedula, biedula! Przy twoim nieszczęściu, myśleć o sobie to grzech! Jesteś najbardziej nieszczęśliwa!
FRYCYCZ (obejmuje Oksanę) - Już dobrze, córeczko! (wyraźnie głos mu się załamuje z żalu) Taka była bystra, kiedy była jeszcze malutka... jaka rozumna i zdolna! Mając trzy latka znała na pamięć wszystkich wodzów! Pokazywała paluszkiem; u Breżniewa takie brwi, u Kosygin - takie oczy... a kiedy spacerowaliśmy dookoła pomnika, mówiła; “Dzień dobry, wujciu Leninie...”
OJCIEC ALEKSIEJ - Wszystko to wola Boża! (z przekonaniem) Bóg powtórzy cud, powtórzy!
PANTIELJEWNA (z takim samym przekonaniem) - Powtórzy, kiedy gruszki na wierzbie…! Nie można powtórzyć tego, czego nie było!

Nagle - słychać dźwięk dzwonu... Płynie, długo, miękko. Jakby od pomnika Lenina. Wszyscy się odwracają i patrzą na pomnik.

KUTUZOW - Dzwon?
WIERA - Tak blisko?!
WANIA-MAFIA - Dzwon. Na pewno.
Dźwięk milknie.
FRYCYCZ - Wydało wam się. Dziś coś się dzieje ze zjawiskami atmosferycznymi...
I znowu - dźwięk, głośniejszy, niż poprzedni. Niski, basowy. Płynie...
KUTUZOW - Dzwon!
WANIA-MAFIA - Dzwon.
GALA - Dzwon, Boziu!
LUSIA - Gdzie u nas jest dzwon? Przecież w Żółtych Błotach nie ma żadnych dzwonów!
MANIA - Jak to, nie ma? A w Czarnych Błotach?
LUSIA - Przecież to dziesięć kilometrów!
GALA - Niemożliwe! Zupełnie jakby był obok!
FRYCYCZ - Co z tego, że dziesięć? Czasami atmosfera pozwala. Podczas krytycznych dni.
Dźwięk milknie.
PANTIELJEWNA - Zdało się.
KUTUZOW - Wszystkim naraz się wydawało?
PANTIELJEWNA - Dlaczego - wszystkim? W ogóle nic nie słyszałam!
I znowu - uderzenie w dzwon. Dźwięk gęsty, równy, czysty. Płynie szeroko, wysoko.
KUTUZOW - Kajajcie się, kajajcie się... To ostrzeżenie!
PANTIELJEWNA - Też mi coś niezwykłego - w dzwon uderzyli!
KUTUZOW – Sama, osobiście, zdejmowałaś dzwony. Dzwonnicę przy cerkwi zburzyłaś. A dzwony powlekli do powiatu, na saniach, na przetopienie. Ludzie płakali: ”Giną, giną dzwony.” Takie piękne były! Wielki miał łaciński napis, mówili, że był z XVI wieku. Nazywano go Piękny, Uroczysty. Nawet imię miał - Rzymianin. A mniejszy - Motoryński, z XVIII wieku, ozdobiony napisami, z ornamentem, z pejzażem Moskwy, z portretami świętych... Po co, dlaczego je zniszczyłaś? (idzie wprost na Pantielejewnę).
PANTIELJEWNA (odstępuje) - Czy to tylko ja? Ilu ludzi wtedy dzwonnicę burzyło!
KUTUZOW - Burzył tłum, ale odpowiedzialność poniesie każdy oddzielnie. Kajaj się i módl! Teraz, w całym kraju, komuniści po cerkwiach ze świeczkami stoją. Nawet w telewizji to pokazują. Bo kajają się, kajają się i modlą!
Dźwięk niknie, ale od razu słychać krótkie, szybkie uderzenia mniejszych dzwonów, jakby wołały: ” Do nas, do nas, do nas....”

KUTUZOW - Ludzie! Ludzie! Toż to nasze! Nasze dzwony! Żyją! Żyją! Poznaję ich głosy!
PANTIELJEWNA - Co tu mają do rzeczy dzwony? Już dawno zamilkły!
KUTUZOW - Ich głosy! Kochani moi! Ty, Ojcze Aleksieju nie pamiętasz, bo ciebie jeszcze na świecie nie było! Ale - czy ja mogłam zapomnieć? Czy można zapomnieć młodość i głosy bliskich? To one: “Łabędź”, “Gieorgij”, “Krzyż”, wesołe kuranty! A ten, co mu głos drżał, nazywany był “Kozioł”... słyszę go! Miłe moje, kochane moje! Najpiękniejsze! Żyją, żyją! Wróciły!

Dzwony milkną. Wszyscy stoją w milczeniu.

FRYCYCZ - Co tu było? Dzwonnica, Pantielejewna?
PANTIELJEWNA (niechętnie) - Kiedyś tam, była... Potem na tym miejscu pomnik Iliczowi wzniesiono.
OJCIEC ALEKSIEJ (niepewnie) - Zameldować archirejowi?..
Nagle słychać inne głosy dzwonów. Najpierw po pięć uderzeń małych dzwonów, do których stopniowo dołączają wielkie, dźwięk narasta crescendo. Na koniec - fortissimo - te same pięć uderzeń wybijają wszystkie dzwony razem. Mężczyźni patrzą na siebie i zdejmują czapki. Oksana ożywia się, odrzuca do tyłu głowę, śmieje się czystym, radosnym śmiechem. Wszystkie dzwony milkną.

KUTUZOW (w pełnej ciszy) - W słoneczną niedzielę wielkanocną, świętej już pamięci ojczulek Metody, niech mu ziemia lekką będzie, palmę męczeńską otrzymał, pozwalił dzieciakom wspiąć się na dzwonnicę. Pamiętam, jak trzymałam sznur od największego dzwonu... Dzwon był zielony, jakby spleśniał... Jego serce ważyło z pięć pudów... Ciągnę sznur, a serce skrzypi, skrzypi... Bałam się, że nie uda mi się go rozkołysać... Ciągnę, ciągnę i szepczę, proszę o Boskie błogosławieństwo… W końcu - uderzam sercem o skraj dzwonu... potem, już z rozpędu, z większą siłą - odsyłam je w przeciwnym kierunku... Wierzyć się nie chce, że ja, sama, poradziłam sobie.. Dzwony płaczą, jęczą, i modlą się... Od lustra wody jeziora dźwięk jakby się odbijał i wznosił wzwyż, ku niebu! Cieszyła się ma dusza! Z dumą i radością patrzyłam z wieży! Jaka przestrzeń, ile światła! Pola, lasy, jary, szeroko rozlana rzeczka, jezioro, jak morze! Mama jedzie na wozie... Mama była młoda, w jasnym kaftaniku, na głowie miała żółty wianuszek, jak nimb... Co najdziwniejsze: widziałam, widzę te żółte kwiatuszki w wianuszku, na koronie z grubych warkoczy... Mamo moja, gdzieżeś ty, odezwij się! Rosjo moja, cierpiąca, ukochana, gdzieżeś ty? Odezwij się!

Jakby w odpowiedzi na to pytanie, Rosja odzywa się wszystkimi dzwonami naraz. Wszystkie, chórem, głośno biją. Dźwięk jest radosny, uroczysty, pocieszający.
Krótki „werbel” dzwonów.

PANTIELJEWNA (nagle żarliwie) - Ja też, też wchodziłam na dzwonnicę i dzwoniłam! Wróćcie mi mój Związek Radziecki, zwróćcie, aferzyści! Jak mam teraz żyć? Wyrzucona, rozdeptana! Po wsi chodzili pionierzy, w białych koszulach, z czerwonymi krawatami, z przodu kroczył trębacz. Wstawaliśmy rano przy dźwiękach hymnu! Były święta, była praca, byli ludzie. Gdzie się to wszystko od razu podziało? Dlaczego mnie nikt nie pytał? Teraz wszyscy rzucili się do Boga, ponieważ czują - wszędzie dookoła tylko Szatan!
OJCIEC ALEKSIEJ (od razu, bez uprzedzenia) - О, Miłościwa Bogurodzico! Podnieś nas z padołu grzechów naszych i wybaw nas od głodu, nagłej śmierci, potopu, od ognia i miecza, … (mówi rytmicznie i coraz ciszej, nie można już zrozumieć słów)...
Kutuzow przyłącza się do popa, wtóruje mu starannie, ale widać, że nie pamięta słów. Potem przyłącza się Gala, widać, że zna dobrze modlitwę. Lusia i Wiera powtarzają oddzielne fragmenty, próbując je wprzódy odgadnąć.

OJCIEC ALEKSIEJ - ... i na wieki wieków. Amen!

Pojawiają się Inna i Siergiej z kamerą filmową.

“Amen, Amen” - powtarzają wszyscy, z wyjątkiem Frycyczа. Oksana śmieje się. Frycycz zastygł z kamiennym wyrazem twarzy.

INNA (do Siergieja) - Filmuj z ręki! Na razie nie wiadomo, co tu się dzieje, ale zdjęcia będą świetne! Trafimy do „Wiadomości”! Filmuj!
Siergiej pośpiesznie przygotowuje kamerę.
INNA - Szybciej, szybciej! Cholera by wzięła ten samochód! Szmelc taki, w kałuży ugrzązł. Z nim zawsze tylko na finisz zdążamy!
Dzwony całkiem umilkły. Modlitwa też się skończyła. Wszyscy, milcząc, przyglądają się Innie i Siergiejowi.
INNA (rześko) - Witamy!
Wszyscy, pojedynczo, witają się.
INNA - Telewizja powiatowa! Dostaliśmy sygnał, że tu, u was, zdarzył się cud! Nadprzyrodzone zjawisko! Zareagowaliśmy natychmiast, ale samochód nam ugrzązł w kałuży. Ponad pół kilometra musieliśmy biec, i jeszcze tę gitarę (wskazuje na kamerę) - taszczyć na plecach! Jesteś już gotowy, Sierioża?
SIERGIEJ - Zdaje się.
INNA - W takim razie zaczynamy! Gdzie cud?
Wszyscy milczą.
INNA - Gdzie jest ten cud? Trzeba sfilmować, dla telewizji.
PANTIELJEWNA - Wszystko się skończyło.
FRYCYCZ - Co to znaczy, skończyło się? Nic się nie skończyło. Po prostu niczego w ogóle nie było, oprócz praw fizyki.
WIERA - Wstydziłbyś się, Maju Majewiczu! Był!
MANIA (przenikliwie) - Był, był!
INNA - Tylko bez waśni! Lepiej jeszcze raz pomódlcie się. To było efektowne, ale Sierioża nie zdążył, ponieważ nasz samochód ugrzązł w waszej kałuży. Stańcie tak, jak staliście... (do Ojca Aleksieja) A ty, w tym dziwacznym uniformie, zdaje się, że jesteś duchownym?
WIERA - To nasz Ojciec Aleksiej.
INNA - Wal, Alosza! Zaczynaj modlitwę! Sierioża, gotowy?
SIERGIEJ - Zawsze gotowy!
INNA (do Ojca Aleksieja) - No, módl się, módl się... Jesteś na pierwszym planie!
OJCIEC ALEKSIEJ - To niedopuszczalne! (odchodzi).
INNA - Ach, jak trudno się pracuje z naszymi ludźmi! Tak trudno z naszymi ludźmi cokolwiek zrobić! (zauważa Galę, podchodzi do niej) Znajoma twarz... Gdzie ja panią widziałam?.. (ciągnie ją za rękę) Chciałabym panią na pierwszy plan, jako kantora, jeśli można tak powiedzieć... Módlcie się! A ty, Sierioża, zrób zbliżenie, ma taką uduchowioną twarz, jak na ikonach... Kropka w kropkę!
KUTUZOW – Kto tu się będzie modlił na zamówienie?
INNA (do Gali) - Proszę! Przecież nas zabiją za zbędne zużycie benzyny! No, pomódlcie się troszeczkę, ciężko wam, czy co...? Cały kraj was zobaczy! Sierioża, weź ją na razie na średni, i potem bliżej...
Siergiej kieruje kamerę w stronę Gali. Nagle odkłada kamerę, podchodzi do Gali i patrzy na nią jak zaczarowany, nie zwracając na nic uwagi.
INNA - Sierioża, co z tobą? Przyjechałeś tu dziś pracować, czy nie?
Siergiej nie odrywa oczu od Gali. Gala stoi przez jakiś czas, nie unosząc powiek, potem odwraca się i odchodzi.
SIERIOŻA (biegnie za nią) - Gala! Gala! Poczekaj!
GALA (nie odwraca się) - Czego?
SIERIOŻA - Minęły trzy miesiące, sześć dni, siedemnaście godzin i dziesięć minut, od kiedy mnie porzuciłaś… Ciągle tak samo ciebie kocham! Szukałem. Szukałem, szukałem, a znalazłem przypadkiem. Wróć do mnie! (bierze ją za rękę).
GALA - Puść! Ludzie patrzą.
SIERIOŻA - Wybacz! (klęka) Wybacz mi! To nie ja ci robiłem wyrzuty, a - wódka! Pijany byłem, dlatego chlapnąłem! Sama wiesz, że nie umiem pić. Wtedy akurat mnie namówili, straciłem rozsądek, i... ciebie. Patrzyłaś na mnie tak surowo, miałaś rację, miałaś... Ja, dureń, po pijaku, palnąłem... Galu, Galeńko, nie potrzebujemy żadnego dziecka, tylko ty jesteś mi potrzebna! Nie możesz rodzić - no to nic! Przeżyjemy. Nie musimy mieć dziecka!
GALA (odwraca się) – Więc nie potrzebujesz dziecka?
SIERIOŻA - Nie trzeba! Nie mam pojęcia, po co są potrzebne dzieci? Przez nie są tylko kłopoty i nieprzyjemności.
GALA - Ale ja, chcę mieć dziecko, potrzebuję je! Powiedz mi, co mam zrobić - chcę dziecko, chcę! Co zrobisz?
WIERA - Co on może zrobić? Urodzić zamiast ciebie, czy co?
SIERIOŻA - Gdybym mógł, Galu!.. Przysięgam, dla ciebie bym urodził!
INNA (do Wiery, nerwowo) - Przypomniałam sobie! Jego była żona! Pracowała w bufecie, w telewizji. Dotychczas trzymamy tę posadę. Nagle go rzuciła, a tak się kochali. On od tego zwariował. Zdarzało się, że jedziemy samochodem, a on - prawie w biegu - wyskakuje, za kimś biegnie, wszędzie ją widział. To jest - TEMAT! Łatwo można się będzie w ogólnokrajową…! (Zaczyna filmować)
KUTUZOW (do Inny) - Po co to robisz?
INNA - Świetny temat!
KUTUZOW - To ich prywatne sprawy. Nikomu nic do tego.
INNA - Jestem artystką, kumasz, babulu? Artystką! Szukam swojego tematu! Nie mam zamiaru całe życie siedzieć w powiecie! Chcę podbić świat!
SIERGIEJ (do Gali) - Wybacz! Jedźmy do domu, teraz, zaraz! Jedźmy, Galu!
WIERA - Ale ma szczęście! Nie pomyślała, nie wyśniła, a tu bac! Ni stąd, ni zowąd - do powiatu! Oj... (przykuca) Coś mnie zamroczyło, jak mnie zamroczyło!
LUSIA - Z zawiści!
KUTUZOW (do Wiery) - Oddychaj głębiej, częściej!
Wiera powoli oddycha.
SIERGIEJ (do Gali) - Uwierz mi, nie mogę bez ciebie. Powiedz, choć słowo!
GALA - Więc nie chcesz dziecka, taki jesteś szlachetny?
KUTUZOW (do Wiery) - Złapałaś dech, Wierka?
LUSIA - Po tym, to jej ciężko będzie dziś dech złapać!
WIERA - Tak już cały tydzień, trzy razy dziennie! Czy to nie rak, nie daj Boże? Sprawdzić się, czy jak? Pojechać do powiatu?
LUSIA - Nie musisz tarabanić się do powiatu! Ja ci tutaj, na miejscu, powiem. Tego raka masz cztery razy do roku!
KUTUZOW - No, Wierka, mogłabyś chociaż troszkę siebie pilnować, chociaż od czasu do czasu!
WIERA - Jak mam się pilnować? Popchną mnie w autobusie - i już jestem w ciąży!
WANIA-MAFIA - No, to zależy czym w tym autobusie ciebie popychają!
WIERA (odgryza się) - Odwal się, kryminalisto. Obok ciebie to ja w autobusie na pewno nie stanę.
SIERGIEJ (do Gali) - Jedźmy stąd, Galu, nie mogę już ani chwili bez ciebie!
WIERA (napada na Galę) - Co? Do powiatu wyjeżdżasz? Ty - do powiatu, a ja - w ciąży! Przez ciebie jestem w ciąży! Mówiłam, nie wpychaj się w moją modlitwę, ze swoim dzieckiem! Poplątało się Matce Bożej! Ty do powiatu, a ja na aborcję!
SIERGIEJ - Galu, powiedz!
GALA - Nie.
SIERGIEJ - Co nie?
GALA - Nie pojadę z tobą. (odchodzi) Pójdę do klasztoru.
Siergiej rzuca się za nią.
GALA (ostro) – Nie idź za mną! (odchodzi).
Siergiej zamiera, niezdecydowany.
WIERA - O, jaka bezczelna, nie? (do Siergieja) A z ciebie - kapeć, tyle ci powiem.
INNA - Sierioża, trzeba coś nakręcić! Za marnotrawstwo benzyny dadzą nam popalić! Już tak mam dwa upomnienia. Nie sfilmujemy nic - wygonią. Ratuj!
WANIA-MAFIA (wysuwa się naprzód) - Bierz się za kamerę, Siergiej! Wszystko, czego potrzebujecie - to ja!
INNA - Filmuj, Siergiej! Ja, jako artystka, czuję, że to osobowość! Ocknij się, do roboty! Pogodzę ciebie z Galą. Nakręcimy, i ja was pogodzę.
Siergiej łapie za kamerę.
WANIA-MAFIA (głośno) - Wszyscy - uwaga! To, co powiem, dotyczy wszystkich i każdego! (do Siergieja) Gotowy?
INNA (do Siergieja) - Gotowy?
SIERGIEJ - Gotowy...
INNA (do Wani-Mafii) - Nadawaj!
WANIA-MAFIA (poważnie, przekonywująco) - Komunikat wagi państwowej. Żółte Błota ogłaszają konkurs piękności. Zwyciężczyni weźmie udział w konkursie o tytuł Miss Świata!
INNA - Ciekawy komunikat! Proszę się przedstawić naszym telewidzom!
WANIA-MAFIA – Wania. Przewodniczący jury konkursu.
INNA - Proszę opowiedzieć widzom o sobie. Kim pan jest? Skąd? Jak panu przyszedł do głowy taki pomysł?
FRYCYCZ - Kryminalista. Prosto z kicia. Mafia.
WANIA - Tak. Jestem - Mafia. Zgodnie z praktyką, przyjętą w Rosji, przewodniczącym jury konkursów piękności zazwyczaj zostaje przedstawiciel mafii. W tej kwestii też jesteśmy wierni tradycji.
PANTIELJEWNA - Ten to ma język bez kości! No nie?!
WANIA – Skład jury jest bardzo zróżnicowany: weteran wojny, były dowódca oddziału partyzanckiego, bohater pracy socjalistycznej, przodownica kołchozów, obecnie zasłużona emerytka Kutu... (zapętlił się) - No, na razie za wcześnie wymieniać konkretne nazwiska.
KUTUZOW - Niby dlaczego? Wszystko, co powiedziałeś, to prawda.
WANIA - W jury znajdzie się także kapłan, Ojciec Aleksiej..
OJCIEC ALEKSIEJ - Niepodobna. Niedopuszczalne. Pokusa.
WANIA-MAFIA - Czy niedopuszczalny jest udział popa w ludowym święcie, podczas którego odbywać się będą tradycyjne tańce ludowe i dojdzie do wyboru pięknej niewiasty? Czyż obowiązek duchowego pasterza nie polega na udziale w życiu wiernych, w ich radościach i bólu? Sprecyzuję kwestię: czy wiernym potrzebny jest pasterz, który odsuwa się od życia mieszkańców, wyniośle lekceważy święto ludowe? Rzucam panu wyzwanie, Ojcze Aleksieju! Proponuję publiczną dyskusję!
INNA – Kamera! Zbliżenie duchownego, Sierioża!
OJCIEC ALEKSIEJ - Nie chcę zbliżenia. Poproszę o radę archireja.
WANIA-MAFIA - Nasza ślicznotka powinna rozsławić Żółte Błota na całym świecie! Mamy nieugięty zamiar prześcignąć cały świat w piękności, osiągnąć poziom ogólnoświatowy! Dlatego do jury zostali zaproszeni obcokrajowcy. W szczególności, przedstawiciel zaprzyjaźnionych Niemiec, przedstawiciel świata nauki w Żółtych Błotach, nasz Makarenko - Maj Frycycz!
FRYCYCZ - Zaraz ci pokażę Frycyczа! Bandyta!
INNA - Towarzyszu Frycycz, już pana filmujemy!
WANIA-MAFIA - Ojców nie wolno się wstydzić! Jak pan sam uczył dzieci?
FRYCYCZ - Ja ci...
WANIA-MAFIA - Na pana, Maju Frycyczu, patrzy cały kraj, oraz, częściowo, cały świat!
Frycycz wycofuje się.
WANIA-MAFIA - Majowi Frycyczowi udało się przewidzieć przyszłość - urodził się w Dzień Zwycięstwa. Jego ojcem był przedstawiciel Niemiec. Przypuszczalnie, Fritz. Niech pan się odezwie, Herr Fritz! Ma pan w Rosji syna, z którego może pan być dumny! Niech pan przyjedzie! Nie będzie pan obcy w Żółtych Błotach! Niech pan weźmie ze sobą jakieś materialne wsparcie, nie obrazimy pana odmową. Nie będziemy ukrywać, że na tym zakręcie historii, Żółte Błota bardzo potrzebują zagranicznych inwestycji. Jeżeli z kapitałem u pana nie jest najlepiej, nie szkodzi. Zapraszamy, niech pan po prostu przyjedzie. Tutaj ma pan rodzinę. Kochającego syna, który wyedukował kilka pokoleń. Właśnie dzięki takim, jak Maj Frycowicz, nasz kraj wkroczył na drogę, którą podąża i sami widzicie - dokąd doszedł! Czeka też na pana wnuczka. Bardzo potrzebuje dziadka!
INNA - Kamera na Frycyczа.
FRYCYCZ - Co? Czemu? Po co?
INNA - Chciałby pan zobaczyć swojego ojca?
Frycycz ogłupiały milczy.
KUTUZOW - Oj, niedobrze, Frycycz. Wyrzekać się ojca, niedobrze! Powiedz mu, Alosza!
OJCIEC ALEKSIEJ - Grzech.
INNA - No, chciałby pan zobaczyć swojego ojca? Niemcy i Rosja od dawna nie są wrogami.
KUTUZOW - Napatrzyłam się wtedy na tych wrogów. Wśród nich byli różni ludzie. A twój ojciec, Frycycz, to był dobry człowiek. Twoja matka go kochała. Dobrze go pamiętam. Kiedyś mnie rozstrzeliwał! Zaproś go do nas!
INNA - Zaprasza więc pan swojego ojca do Żółtych Błot?
FRYCYCZ (ponuro) - Zapraszam.
WANIA-MAFIA (strzela palcami, żeby kamera skierowała się na nań, doczekał się i kontynuuje) - W jury będzie także przedstawicielka oficjalnych władz - Pantielejewna.
PANTIELJEWNA (z marszu) - Do tego mówić?
INNA - Tak, proszę. Pantielejewnę - zbliżenie!
PANTIELJEWNA - Szanowny Panie Prezydencie! Jak się pan czuje?
WANIA-MAFIA - Stop! Skasować! Na temat emerytur przedwcześnie! Zbliżenie na mnie. Piękno zbawi świat! Wszyscy wiemy, czyje to słowa.
PANTIELJEWNA - Wiadomo, wiadomo. Puszkin.
INNA - Nie, nie Puszkin! To słowa Czechowa.
PANTIELJEWNA (do Wani-Mafii) - Mówiłam ci, że sam nie wiesz.
WANIA-MAFIA - Przecież ci powiedziałem: Czechow! Wszystko poplątałaś. Piękno zbawi świat - rzekł wielki pisarz Czechow.
OJCIEC ALEKSIEJ - Przepraszam, ale to Dostojewski.
INNA - Jest pan pewny?
OJCIEC ALEKSIEJ - Zaprawdę, tylko Dostojewski mógł to rzec. Niedokładnie tak, właściwie powiedział: piękno i dobro zbawią świat.
FRYCYCZ - Zanim piękno zbawi świat, parszywcy do końca zdążą go zniszczyć.
INNA - Opinie się rozeszły. Pan, Wania niech po prostu powie: jak rzekł nasz wielki klasyk, my później zmontujemy. Nie mam teraz prawa na błąd.
WANIA - Wielki klasyk powiedział: piękno i dobro zbawią Żółte Błota! Ten konkurs tchnie tu świeże powietrze! Zaprosimy sponsorów do Żółtych Błot pod hasłem: samochód - na każde podwórko! Postawimy przed rządem ultimatum: natychmiast wypłacić zaległe emerytury w Żółtych Błotach!
FRYCYCZ - I pensje!
WANIA - Tak! I pensje! Czasy komisarzy już minęły! Żółte Błota powinny znaleźć się w centrum światowej uwagi nie jako zbiorowisko nędzarzy, okradzionych przez państwo, ale jako obywatele wielkiego imperium, które wstąpiło na drogę demokracji!
SIERGIEJ - Taśma się skończyła.
INNA - Temat- bomba! Będziemy obserwować rozwój wydarzeń w Żółtych Błotach!
WIERA - Jeżeli przeniosę się do powiatu, to też dostanę samochód?
LUSIA - Jeszcze czego! Niby dlaczego powiat ma rozkradać nasze samochody?
MANIA - Natapiruję się, wcisnę do bryki, i chodu do Czarnych Błot, na dyskotekę!
PANTIELJEWNA - Jakoś nie złapałam? Mafia, temat samochodów, już załatwiłeś, czy co? Na ki… naszym staruszkom samochody? Mafia, lepiej zawczasu się ze mną dogadaj, żeby dali im pieniądze, albo żywność!
KUTUZOW - Oj, ubawiliście mnie! Rosjanie są jak dzieci! Ciągle czekają na podarki! Niby kto wam da te samochody?
WIERA - Bo co? W telewizji ciągle pokazują, że różnym prostytutkom coś tam dają! A przecież byliśmy bohaterami pracy! Nawet tego, co się należy, nie dostajemy. W końcu i nam powinna się trafić jakaś darmocha?
KUTUZOW – Dlatego, że darmocha dostaje się prostytutkom, to my, bohaterowie pracy, nic nie dostajemy.
OJCIEC ALEKSIEJ - Nie grzeszcie słowem, bracia i siostry!
PANTIELJEWNA - Widzisz, Frycycz, co się dzieje? Jeśli lud już głowę stracił, to niech chociaż dzieje się to w sposób zorganizowany, pod naszą kontrolą!
KUTUZOW – Jestem za świętem! Święto jest potrzebne, abyśmy się cieszyli! Jestem za świętem. W darmochę nie wierzę!
WANIA-MAFIA - A cud? Kiedy tylko Pantielejewna powiedziała: zezwolę na święto, jeśli stanie się cud, od razu objawiła się Bogurodzica! Nadchodzą przemiany! Żółte Błota odrodzą się! Znowu ruszy wydobycie gliny, będą płacić emerytury i pensje! Z nami - Bóg!
KUTUZOW - Ty zaś jesteś prezydentem, metropolitą i Mafią, w jednej osobie!
SIERGIEJ - Chodźmy do Gali! Obiecałaś.
INNA (do wszystkich) - Gdzie może być Gala?
PANTIELJEWNA - Okrążcie budynek Rady, z tamtej strony jest przybudówka. Tam, tymczasowo, mieszka Galina.
INNA - Popilnujcie aparatury!
Inna i Siergiej odchodzą.
MANIA (do Wani-Mafii) - Jesteś całkiem, całkiem, jeżeli się tobie z bliska przyjrzeć! W ciupie korespondowałeś z kimś?
WANIA-MAFIA - Wszędzie mi towarzyszy powodzenie u kobiet.
MANIA - Dlaczego nie pojechałeś do tych swoich zaocznych?
WANIA-MAFIA - Moje perspektywy, zupełnie nieoczekiwanie dla mnie samego, okazały się związane z Żółtymi Błotami. W dodatku - dziewczyny tu są atrakcyjne!
MANIA - Przecież u nas nie ma żadnych dziewczyn! Jestem jedyna. Wszak nie można liczyć Oksany!
WANIA-MAFIA - Mogę dzisiaj liczyć na twoje towarzystwo? Swojego domku jeszcze nie uporządkowałem, ugościć nie mam czym. Poproszę wszystko, co trzeba, przynieść ze sobą.
MANIA - Lepiej sam do nas przyjdź!
WANIA-MAFIA - A twoja mama?
MANIA - Bo co? Myśli tylko o jednym i ciągle jęczy - za kogo? Za kogo mam siebie za mąż wydać?!
WANIA-MAFIA - Jestem, oczywiście, zachwycony, ale od znajomości do żeniaczki dochodzi zazwyczaj dopiero po jakichkolwiek, chociażby chwilowych, uprzednich, stosunkach osobistych. Co ty na to?
MANIA - Dlaczego miałabym być przeciw?
WANIA-MAFIA - Ostatnie intymne pytanie. Ile masz lat?
MANIA - Bo co?
WANIA-MAFIA - Nic.
MANIA - A jednak?
WANIA-MAFIA - Chciałoby się wiedzieć.
MANIA - А po co? Nie jestem starą panną.
WANIA-MAFIA - Nie wątpię. Ale… jesteś pełnoletnia?
MANIA - Bo co?
WANIA-MAFIA - No jednak, jak z tym?
MANIA - Z czym?
WANIA-MAFIA - Z latami! Osiemnaście masz?
MANIA - Kobiety zawsze kłamią i ukrywają swój wiek.
WANIA-MAFIA - W którą stronę ty kłamiesz? Odejmujesz, czy co?
MANIA - Nie mam co sobie odejmować.
WANIA-MAFIA - Jesteś pełnoletnia, czy nie? Mów, albo kończymy tę gadaninę!
MANIA - Pełnoletnia. Co to ma do rzeczy, nie rozumiem?
WANIA-MAFIA - Uprzedź mamę, że będzie gość.
MANIA - Oto prawdziwy cud!
WANIA-MAFIA - Cud, czy nie cud, gdzie bym się podział? Na tym świecie bez kobiety żyć się nie da, oj nie!
MANIA - Mamo, chodź no!
Lusia podchodzi.
MANIA - Wania dziś przyjdzie do mnie w gości!
LUSIA - Oj, kiedy ja zdążę się przygotować? Oj, dlaczego wcześniej mnie nie uprzedziłaś?

WANIA-MAFIA - Proszę się nie denerwować. Zjem, co dacie. Położę się tam, gdzie każecie. W ogóle, jeśli coś, to mogę trochę pomóc w gospodarstwie. Naprawić…
LUSIA (krygując się) - Już poprzednio zwróciłam uwagę, jaki pan pracowity. Tylko wysiadł z autobusu, a od razu zaczął kopać w ogrodzie! Kopał pan, kopał, jakby czegoś szukał... Nawet Mańce powiedziałam; patrz, po co ten moskal tam kopie, jakby skarbu szukał...
WANIA-MAFIA (zmienia temat rozmowy) - Czy jest pani gotowa zachować rozsądek, kiedy pani córka osiągnie światowy poziom urody?
LUSIA - Moja Mania, rzecz jasna, jest interesującą dziewczyną. Rysy twarzy ma rosyjskie. Tylko wątpię, bo, zdaje się, jest za pełna. Wcześniej cenili, żeby dziewczyna była przy kości, a teraz tylko chudzielce są w modzie. Mani ta puszystość nie zaszkodzi?
WANIA-MAFIA - Nie zaszkodzi, tutaj jest w sam raz. To ja, jako przewodniczący jury, mówię. Nie zaszkodzi. Zrozumiała pani aluzję? Ale na światowy poziom trzeba zrzucić, no chociażby odrobinkę - z parę pudów.
MANIA - Po co mi znowu te męki?! Letnicy mnie uczyli, jak się odchudzić. Powiedzieli - jedz tylko gotowane jajka, nic więcej! Pół lata się męczyłam, żeby z gram zrzucić. Trzy razy dziennie biegałam do obory się ważyć.
LUSIA - Zamęczyła siebie, i mnie. Znęcała się nad sobą!
MANIA - Przysięgam na zdrowie, nic oprócz gotowanych jajek do ust nie brałam! Już na ich widok mnie mdliło. Po pięćdziesiąt dziennie zjadałam! I wszystko bez rezultatu!
LUSIA - Jeśliby ktoś powiedział, jak zrzucić wagę. Ozłociłabym, niczego bym nie pożałowała, niczego! Tak bym chciała, żeby uroda Maniusi nie przepadła, żeby Maniusia na niej skorzystała! Ale jak ma schudnąć? Ozłociłabym tego, kto powie jak, ozłociłabym! Nikt nie zna tego sekretu!
KUTUZOW (niezauważalnie podchodzi) - Ja znam. Dam jej środek. Po tygodniu schudnie. A ty, Lusiu, przyniesiesz mi prosiaczka.
LUSIA - Prosiaczka! Niezły masz apetycik.
KUTUZOW - Poszukaj taniej!
WANIA-MAFIA - Targi są nie na miejscu. Chodzi o przyszłość Mani!
LUSIA - Moim zdaniem, nie ma po co chudnąć! Jest piękna, rzuca się w oczy...
MANIA (wściekle) - Mamo, zawsze mi się sprzeciwiasz!
LUSIA - Nie sprzeciwiam się. Bądź sobie chuda i straszna. Dam prosiaka! Ale nie od razu, dopiero wtedy, kiedy zobaczę, że schudła.
KUTUZOW (do Mani) - Przyjdź do mnie jutro rano. Dam ci środek!

Zza rogu pojawia się ponury Siergiej, za nim Inna. Wymachuje rękoma.
INNA - Ale masz szczęście! Tyle farta! Po prostu fuks! Masz fart, że ciebie rzuciła! Mamut! Dla niej cały sens życia – dziecko! Kompletny ciemnogród, średniowiecze! Z takimi poglądami zamknie was w czterech ścianach i finito! Niczego w życiu nie osiągniesz, nic nie zobaczysz! Świat jest taki ciekawy, tyle teraz jest możliwości... Trzeba wszędzie pojechać, wszystko zobaczyć... Przecież, ty i ja, jesteśmy ludźmi twórczymi! Potrzebny nam cały świat, a nie cztery ściany!
SIERGIEJ - Daj mi spokój, dobrze? Zamilcz! (zabiera kamerę)
INNA (w przestrzeń) - Deszcz idzie. Zanim dobrniemy do samochodu, przeziębienie murowane.
OJCIEC ALEKSIEJ – Wszystkim: wszystkiego dobrego! Niech Bóg was błogosławi! Muszę zdążyć na mszę do Czarnych Błot. (łapie rowerek)
INNA - Losza, podrzuć mnie, na rowerze, do samochodu? Sierioża, doniesiesz to beze mnie?
SIERGIEJ - Jedź. Poradzę sobie.
INNA (do ojca Aleksieja) - Podrzuć, to tylko pół kilometra, najwyżej. Przeziębię się. Teraz nie mogę chorować. Nawet przez jeden dzień. Poratuj, proszę!
OJCIEC ALEKSIEJ - Jak mogę panią podwieźć??
INNA - Na ramie! Utrzymam się.
OJCIEC ALEKSIEJ – N, nie wiem…
KUTUZOW - Przeziębi się dziewucha! Pomóż!
OJCIEC ALEKSIEJ – Jeśli trzeba, to pomogę.
Ojciec Aleksiej siada na rower, Inna siada na ramie. Przejeżdżają 2-3 metry, padają.
OJCIEC ALEKSIEJ (zaniepokojony pomaga wstać Innie) - Nic się nie stało?
INNA - Nic, nic!
KUTUZOW - Do wesela się zagoi!
INNA (śmieje się) - Spróbujmy jeszcze raz!
W ciągu następnej sceny podejmują jeszcze kilka nieudanych prób jazdy we dwoje na rowerze. Ojciec Aleksiej też się głośno śmieje.
LUSIA –Wesoło im! Czas już na nas! Nic dzisiaj nie zrobiłam, świnki nienakarmione, a jeszcze będziemy mieli gościa... Biegniemy, córko!
MANIA - Biegniemy?
LUSIA - Biegniemy. Trzeba.
MANIA – Ha! Kto jest ciamajdą?
LUSIA - No, kto?
MANIA - Ta, co zawsze! Biegniemy! A czyje mleko przy cerkwi się chłodzi?
LUSIA - Mądralo ty moja, zupełnie wypadło mi z głowy... Weźmiemy po drodze i lecimy!
WANIA-MAFIA (elegancko) - Pozwolą panie sobie pomóc? (łapie bańkę)
WIERA - Hej! Jak to zabieracie? Teraz to mleko jest wszystkich!
LUSIA – Ho-ho-ho! Niby z jakiego powodu moja krowa daje teraz wspólne mleko?
WIERA - Przecież to święte mleko! Powiedz jej, Kutuzow!
KUTUZOW - Prawda. Odlej, Lusia, wszystkim po butelce!
LUSIA - Jeszcze czego! Zaraz przejdę się po ogrodzie, od kąta do kąta, nabiorę mleka w usta i fu, fu... (pokazuje, jak będzie spryskiwać ziemię). Potem na pola, w zboże, trochę do karmy świniom dodam... w izbie też. Ile tu mleka? Niecałe pięć litrów. Nawet dla mnie nie starczy! Samiście mogli przynieść! Ktoś wam nie pozwolił? A teraz wszyscy do Lusi - Lusia, daj, Lusia, pomóż. Czemu Lusia ma wszystkim rozdawać? Czy Lusia wszystkim mamusia? Całe dnie zasuwam, po nocach wstaję - dlatego mi się powodzi. A wy tylko: Lusia, daj! Za plecami, za to, tak obgadujecie! Że dużo pracuję, że jestem chciwa!
MANIA - Skończ te usprawiedliwienia, mamo! Nikomu nic nie jesteś dłużna!
WIERA - Ale z ciebie kutwa, Luśka!
LUSIA - Nie jestem kutwa, tylko prawa.
KUTUZOW - Bóg z tobą! Odlej trochę mleka chociaż dla Oksany! Zlituj się nad nieszczęśliwą. Opryskaj ją świętym mlekiem! Może pomoże?
LUSIA (z powątpiewaniem) - Do czego mogę jej odlać?
FRYCYCZ - Nie potrzebujemy datków. Nic nie wezmę!
Oksana zaczyna gorzko popiskiwać, jak porzucony psiak.
FRYCYCZ – Jest dziś nadmiernie pobudzona. Teraz spać mi nie da, będzie przez sen krzyczeć i płakać. (próbuje zabrać Oksanę)
Nagle Wania-Mafia bierze bidon i podchodzi z nim do Oksany, wylewa na nią całe mleko.
LUSIA - Och!
MANIA - Wariat! (śmieje się)
Oksana skuliła się i ucichła. Jest w szoku.
FRYCYCZ - Ty...ty... Bandziorze, ja ci, mordo więzienna, pokażę! Ty… ty... Odejdź! Odejdź!
Wania-Mafia uparcie wpatruje się w Oksanę, jakby na coś czekał i zupełnie ignoruje Frycyczа.
FRYCYCZ - Ludzie, trzymajcie go! Nie wiadomo, co jeszcze może zrobić!
PANTIELJEWNA (do Wani-Mafii) – Co ty? Już dwa razy siedziałeś, durniu! Recydywę dostaniesz! Co ty wyrabiasz? Taka nieszczęśliwa dziewczyna, a ty z nią…! Co to za sztuczki?
Oksana zaczyna głośno czkać.
PANTIELJEWNA (Do Oksany) - Uspokój się, uspokój się... (poklepuje ją po plecach)
KUTUZOW - Później dokończycie się wyzywać! A teraz - omotajcie dziewczynę czymś i szybko do domu! Przeziębi się na śmierć! Wiele jej trzeba? (żegna krzyżem Oksanę)
Frycycz ściąga z siebie kufajkę i owija nią Oksanę. Wania zdejmuje kurtkę, ale Frycycz odpycha go.
FRYCYCZ - Nie popuszczę ci! Obiecuję!
Sierioża zdejmuje kurtkę, narzuca na Oksanę.
FRYCYCZ - Są świadkowie! Na lekarstwa będziesz przez całe życie zasuwał!
KUTUZOW - Weź ją już do domu, nie kłóć się, nad dzieckiem się zlituj. Cała drży, ma dreszcze! Zupełnie przez ciebie zdrętwieje!
FRYCYCZ - Wszyscy są świadkami! Wszyscy widzieli!
WANIA-MAFIA - Przecież chciałem jak najlepiej! Nie gniewaj się, Maju! Oksano, wybacz mi, słowo honoru: chciałem, jak najlepiej!
FRYCYCZ - Odejdź od niej! Nie pchaj się! Nie strasz! Odejdź, powiedziałem!
WANIA-MAFIA - Moja wina, przepraszam, ale z całego serca chciałem jak najlepiej.
FRYCYCZ - Za późno przepraszać!
LUSIA (przerywa Frycyczowi, do Wani-Mafii, wstrząśnięta) - Po co rozlałeś pięć litrów? To nie żart - pięć litrów! Jeżeli naprawdę było święte? Nie wiem, co myśleć.
WIERA - Bóg za chciwość cię pokarał!
MANIA - Wylał, to wylał! Co dzień po piętnaście litrów doisz! Co nam te pięć litrów? Phi! Zapomnij, mamo!
FRYCYCZ - Wszystkich poproszę na świadków! Ciebie, Ludmiło, w pierwszej kolejności.
MANIA - Phi, nie ma mama co robić, tylko po sądach się ciągać.
LUSIA - Poszedłbyś do domu. Oksanę rozetrzeć trzeba, napoić herbatą z miodem, aż się spoci.
PANTIELJEWNA (do Frycycza) - No już, do domu! Nie słyszysz? Przeziębisz ją!
FRYCYCZ - Jutro do wszystkich przyjdę z pozwem, wszyscy podpiszecie! Nie macie prawa odmówić. Za wszystko należy karać!
KUTUZOW (wykrzykuje) - Najświętsza Matko Boża! Może ja swoim jednym okiem źle widzę? Patrzcie, patrzcie na Oksankę!
Wszyscy rozstępują się, widać, że Oksana zrzuciła kufajkę i kurtkę (leżą na ziemi), zeszła z wózka i stoi obok niego. Wszyscy zamarli i patrzą. Oksana, uważnie patrząc na swoje nogi, robi małe, niepewne kroczki - jeden, drugi, trzeci... Chwieje się, macha rękoma, jak skrzydłami, jakby szła po linie, wysoko nad ziemią, ale idzie - krok po kroku... Trochę już się oswoiła, zadziera głowę i patrzy w niebo.
OKSANA (żarliwie) - Ppp... pa... pppa...
FRYCYCZ - Papa?
OKSANA (zaprzecza ruchem głowy, podnosi rękę i wskazuje na niebo) - Pa...ta...pt..ta...pta...pa...da...
PANTIELJEWNA - Deszczyk?
OKSANA (przecząco kiwa głową i dalej próbuje rozpaczliwie zostać zrozumiana) - Patki...pt...pt...ki...
WANIA-MAFIA - Ptaki?!
Oksana radośnie potakuje i śmieje się.
KUTUZOW - Rzeczywiście, lecą żurawie! Jak wcześnie!
OKSANA - Patk...
WANIA-MAFIA - Pta-ki!
OKSANA (patrzy na jego usta i powtarza z trudem) - Ppp...
WANIA-MAFIA - Ptaki!
OKSANA - Pta...pta...pta...
WANIA-MAFIA - Ki!
OKSANA - Pta-cy...
WANIA-MAFIA - Ptaki!
OKSANA - Pta-ki!
WANIA-MAFIA - Ptaki!
OKSANA - Ptaki! Ptaki! Ptaki!
WANIA-MAFIA - Ptaki! Cześć, ptaki! Hurra! (bierze Oksanę na ręce i krąży) Oj, tak, Wania! Ale jesteś zuch! Ojcze Aleksieju, miałeś rację: każdemu wedle jego wiary! Głęboko wierzyłem w moc tego mleka! Szczerze!
OJCIEC ALEKSIEJ - Jeszcze dziś, natychmiast złożę raport archirejowi!
OKSANA - Ptaki, ptaki, ptaki!...

KONIEC AKTU PIERWSZEGO.


AKT DRUGI

Dwa miesiące później. Drugi dzień po Pięćdziesiątnicy. Cerkiew jest jeszcze ozdobiona witkami brzozowymi. Przy przystanku autobusowym pojawiły się żółte i niebieskie kwiatki oraz łopian. Przy pomniku Lenina - bukiet bzów. O pomnik stoi oparty rower.
W Radzie jest jakby przestronniej i jaśniej. Wszystko wymyte, błyszczące. Stół i krzesła przysunięte do ściany. Przy ścianie dwie ławki. Nie ma gablot, kostiumów, warzyw. Portret Lenina zdjęty, stoi odwrócony pod ścianą. Zamiast niego: ikona Matki Bożej. Na stole kilka słoi i wazonów z kwiatami, sterta czystych talerzy i kilka szklanek. Na podłodze rozesłane siano. Pod stołem dwie siatki (wielkie torby). Na ścianach zdjęcia piękności z różnych krajów, różnych ras.
Na zewnętrznej ścianie Rady narysowany krzyż. Pod krzyżem stoi płonąca świeca.
Ojciec Aleksiej, w pełnym, uroczystym stroju, z modlitewnikiem w ręku, przechadza się, czyta modlitewnik i kropi wszystkie kąty kropidłem.
Z zapalonymi świeczkami stoją Kutuzow, Wiera, Gala, Lusia, Mania, Wania-Mafia. Pantielejewna (bez świeczki) siedzi z boku. Kobiety w letnich, eleganckich sukienkach, Wania - w jaskrawej, niebieskiej koszuli. Lusia, Wiera i Pantielejewna w identycznych sukienkach, widocznie kupionych w tym samym miejscu. Wszystkie kobiety mają na głowach warkocze. Tylko u Mani - ekstrawagancki słomkowy kapelusz. Mania zmieniła się nie do poznania, wyszczuplała. Na jej szyi - mnóstwo złotych łańcuszków. Od czasu do czasu gładzi swoje ciało, zadowolona ze swojej figury. Wiera wyraźnie brzemienna.

OJCIEC ALEKSIEJ (kończy modlitwę) - … tak na dopomóż Bóg.
Wychodzi na zewnątrz i namaszcza świętym olejem namalowany krzyż.
Nadbiega, zatykając się, Oksana. Widoczne zmiany. Porusza się zupełnie normalnie, chociaż można dostrzec pewien brak koordynacji ruchów rąk i bóg. Na Oksanie sukienka, widać, że pożyczona, o cztery rozmiary za duża. Możliwe, że matczyna, ponieważ jest bardzo niemodna. Za duża sukienka podkreśla delikatność jej figury.
Wszyscy patrzą na Oksanę, kiwają głowami, uśmiechają się. Wania-Mafia oddaje jej swoją świecę.

WANIA-MAFIA - Trochę się spóźniłaś.
OKSANA (wzburzona) - Papa nie puszczał. Prosiłam, a on się złościł. Im bardziej prosiłam, tym bardziej się złościł. Jeszcze bardziej… płakałam. Znowu się rozłościł i krzyknął: “Rób, jak chcesz!” (mówi jeszcze niepewnie, akcentuje trochę nie tak, jak trzeba)
WANIA-MAFIA - Stałaś się samodzielna! Brawo!
OKSANA (chichocze) - Tak!
MANIA (podchodzi do nich) – Oksana, wyglądasz prawie jak człowiek. Ale coś za szybko biegłaś! Powiedz jej, Wańka!
WANIA-MAFIA - A niech sobie biega, niech się cieszy.
Podchodzą Inna i Siergiej. Inna w szortach, podobnych do mikromajteczek, a na piersiach ma po prostu przepaskę na jednym ramiączku. Siergiej trzyma kamerę. Inna, zauważa rower, zostaje z tyłu, głaszcze rower i śmieje się.
Siergiej obserwuje modlitwę.
INNA (podchodzi do niego) - Ale wyglądają! Świetnie! Bomba!
SIERGIEJ - Może sfilmować? Wziąłem więcej taśmy, dosłownie wywalczyłem.
INNA - Zostałeś szakalem dziennikarstwa? Filmuj!
Siergiej przygotowuje kamerę.
INNA - Najważniejsze - uwiecznij Aloszę. Napatrzeć się na niego nie mogę! Królewicz!
Siergiej filmuje.
INNA - Aloszę, Aloszę! Co ty ciągle tylko tę Galę wpychasz? Nie dla siebie filmujesz!
OJCIEC ALEKSIEJ (zwraca się do wszystkich) - Pozdrawiam was wszystkich, bracia siostry, z dniem, który pamięć świętych Kościół dzisiaj czci. Amen!
Uroczysta modlitwa zakończyła się.
INNA (występuje naprzód) - Cześć! To my! Przyjechaliśmy nakręcić wasz epokowy konkurs! Temat nas wciągnął. Nawet w Moskwie pokazali, w “Wiadomościach”. Za granicą też. Oddźwięk - burzliwy! Wszyscy czekają na rozwój sytuacji.
SIERGIEJ - Witajcie!
WANIA-MAFIA (popycha ramieniem Pantielejewnę) - Wszystko zgodnie z planem! Przygotujcie portmonetki pod emerytury!
PANTIELJEWNA - Serdecznie witamy, drodzy goście! Wchodźcie, wchodźcie! Teraz odbędzie się konkurs i inne trele-morele!
Wszyscy wchodzą do Rady.
SIERGIEJ (podchodzi do Gali) - Witaj, Galu!
Gala kiwa głową i odchodzi od niego.
Kutuzow wyciąga spod stołu torbę, wyjmuje wielką butlę z kwasem, rzodkiewki, dymkę, koperek, jaja na twardo, rozkłada wszystko na talerze. Pantielejewna wyciąga swoją torbę i wyciąga z niej bochny razowca.
KUTUZOW - Prosimy do stołu, czas coś przekąsić!
Kutuzow i Pantielejewna przesuwają stół na środek, dostawiają ławki i krzesła.

OJCIEC ALEKSIEJ (do Gali) - Pozwoli mi się pani przebrać w przybudówce?
GALA - Oczywiście, Ojcze Aleksieju! Nie jest zamknięta.
INNA (do ojca Aleksieja) - Cześć Alosza! Nie poznałeś mnie?
OJCIEC ALEKSIEJ (zawstydzony) – Witajcie! (wychodzi)
INNA – Czemu on sobie poszedł?
GALA - Przebierze się i wróci.
INNA - Przebierze się? Po kiego?! Teraz wygląda, jak królewicz z bajki...
SIERGIEJ (znowu podchodzi do Gali) - Jak leci, Galuniu?
GALA (sucho) - Bez zmian. (odchodzi i pomaga Kutuzowej ustawiać słoiki z kwiatami wzdłuż ścian.)
OKSANA - Mogę też pomóc?
KUTUZOW (zdejmuje swoją chusteczkę, podaje jej) - Ślicznotko ty nasza! Nakryj głowę! Czemu w taki upał biegłaś?
OKSANA - Przyjaźnię się ze słońcem!
KUTUZOW - Musisz na siebie uważać. Sama siebie musisz pokochać! Bóg cibie kocha, poddał cię ciężkiej próbie i cudownie uzdrowił!
PANTIELJEWNA - Po co jej ten kit wciskasz? Jaki cud?!
KUTUZOW - Co, już nawet cudu nie było? Taki sobie wykręt znalazłaś? Oksanka zawsze taka była?
PANTIELJEWNA - Żadnych cudów! Chorowała i wyzdrowiała! Tysiące ludzi codziennie choruje i zdrowieje... albo umiera. Chociaż nasza służba zdrowia jest najlepsza na świecie. Oksankę wcześniej leczyli, a ozdrowienie przyszło teraz.
KUTUZOW – Przypadkiem zaś zdarzyło się przy objawieniu Matki Bożej?
PANTIELJEWNA - Nie tylko takie przypadki się zdarzają!
Oksana staje się poważna, przewiązuje warkocz, klęka przed ikoną, rusza ustami i żegna się krzyżem.
PANTIELJEWNA (patrzy na stół) - No, wszystko w porządku! Przydałoby się trochę mięsiwa! (Z wyrzutem patrzy na Lusię) - No, Lusia?!
LUSIA - Znowu Lusia? Skąd ci w czerwcu wezmę mięso? Z siebie okroję?
PANTIELJEWNA - Nie wykręcaj się, bo masz. W dodatku dłużna jesteś! Teraz przydałoby się, jak znalazł!
LUSIA - Jaki jeszcze dług?
PANTIELEJEWNA - Popatrz na swoją Manię! Tak dziewczyna wyszczuplała, że niedługo jej w ogóle nie będzie widać! Kutuzow znalazła środek! Teraz twoja kolej na dotrzymanie umowy!
LUSIA - Skąd pewność że to ona pomogła? Może Mania sama schudła?
MANIA - Babusia nic tu nie pomogła! (opiera się na Wani) Oto mój środek! Szybko mi zrzucił nadwagę! Zmusił do ruchliwości!
PANTIELJEWNA (do Mani) - Eh ty! Tylko ci powiem, że lepiej od najmłodszych lat dbać o swoją cnotę.
MANIA - Po tobie właśnie widać, Pantielejewna, że oprócz cnoty, nic więcej nie ocaliłaś!
WIERA - Latawico! Osiemnastki jeszcze nie masz, a już taka bezwstydna!
WANIA (do Mani) - Nie masz osiemnastu?
MANIA (kokieteryjnie) - Nie podoba ci się to?
WANIA - Wiele rzeczy mi się nie podoba!
KUTUZOW - Czy to nie ty, Lusiu, powiedziałaś: Mania schudnie - dam prosiaka!? Oto jest tutaj twoja Mania - jak tyka! A gdzie jest moje prosię?
LUSIA - Mnie taka Mania wcale się nie podoba! Uważam, że w tym nie ma twojej zasługi!
KUTUZOW - Nie odpuszczę! Przy wszystkich obiecuję - za dwa tygodnie twoja Mania będzie grubsza, niż poprzednio! Będziecie błagać, będziecie prosić – a ja wam każę się wynosić!
PANTIELJEWNA - Duchem, Luśka, leć po prosiaka!
LUSIA - Niech sobie grozi! Na dwoje babka wróżyła!
MANIA (groźnie) - Słowo rzekłaś, mamo, kobyłka.. tfu… prosiak na stół!
LUSIA - Żartowałam! Dam prosiaczka... jesienią.
KUTUZOW - Albo natychmiast, albo figurka Mani będzie do bani!
MANIA - Mamo!
LUSIA - Ostatni został! Co sami będziemy jeść? Czym Wanię karmić?
MANIA - Mamo, kit mi wciskasz?
LUSIA - Już lecę! Takie psie jest życie! Bez żadnego powodu osierocili nas… z prosiaczka! (odchodzi marudząc pod nosem)
KUTUZOW - Prosimy za stół! Zaraz słoninkę podamy!
Wraca Ojciec Aleksiej, już w codziennym stroju.
Inna patrzy na niego, z niezadowoleniem fuka.
KUTUZOW - Ojcze Aleksieju, zjedzcie z nami!
OJCIEC ALEKSIEJ - Dziękuję!
KUTUZOW - Na miejsce honorowe, Ojcze Aleksieju! Zaraz słoninkę przyniosą. Rozpoczniemy ucztę!
GALA (do Oksany) - Oksana, chodźmy do mnie! Przygotowałam dla ciebie niespodziankę! (wyprowadza Oksanę do swojej przybudówki).
Wszyscy rozsiadają się wokół stołu.
WIERA (do Siergieja) - No i co, nie udało ci się dojść do ładu z Galą? Musisz być bardziej zdecydowany!
PANTIELJEWNA - A ty, Wierka, zdecydowałaś się rodzić? No-no! Ile ci jeszcze zostało? Jesteś jeszcze przed terminem, czy już po?
WIERA – Czy z własnej woli rodzę? Całkiem jeszcze nie zgłupiałam! Lekarze mi powiedzieli, że miałam za dużo aborcji, że mogę umrzeć! Nikt nie chciał zrobić. Prosiłam Kutuzow, żeby pozbawiła mnie dziecka. Ale się uparła - w żadnym wypadku! Grzech by to był...
OJCIEC ALEKSIEJ - Grzech. Dzieciobójstwo.
INNA - Co za średniowiecze! Kobieta sama decyduje - zrobić aborcję, czy nie.
KUTUZOW - Nic takiego, Wiera, urodzisz i ucieszysz się. Nie dasz się oderwać od kołyski. Wszystko się ułoży. Widać taki los ci pisany. Byleby wojny nie było!
WIERA - Nigdy. Zostawię w położniczym. Po co mi dziecko? Nie zostałaby mi żadna nadzieja, że kiedyś zacznę żyć po ludzku.
KUTUZOW – Wiero, kukułka z ciebie!
SIERGIEJ - Nie rozumiem. Pani, Wiero, chce się wyrzec swojego dziecka?
WIERA - To moja sprawa!
SIERGIEJ - A co będzie z dzieckiem?
WIERA - Co będzie, to będzie! Może ktoś je zaadoptuje? Chociaż, kto tutaj może chcieć dziecko? Państwo wychowa! Sama w domu dziecka wyrosłam, nie jestem gorsza od innych! Nakarmili! O, takimi kotletami! Dokładek było, ile tylko się chciało! Niańki są tam miłe! Co jest złego w domach dziecka?
SIERGIEJ - Wyrzeknie się pani dziecka zupełnie?
WIERA – Właściwie, co cię to obchodzi?
SIERGIEJ - Po prostu chciałbym... (klęka przed nią), błagam panią: proszę oddać mi to dziecko! Będzie miało ojca i matkę. Przysięgam, nigdy nie zapłacze!
INNA - Jak życie jest pełne tematów i charakterów! Żeby tylko nie przegapić!
KUTUZOW - Nie trać okazji, Wierka! Dziecka nie będziesz miała, a dobry uczynek będzie na twoim koncie, ludzi uszczęśliwisz!
PANTIELJEWNA - Gala będzie dobrą matką!
WIERA – Hmmm. Jakie masz mieszkanie w powiecie?
KUTUZOW - Nie gorsze, niż dom dziecka!
SIERGIEJ - Mieszkanie, co prawda jest jednopokojowe, ale dom nowy, a remont dopiero co skończyłem... Gala lubi, żeby było czysto. Później dostaniemy większe mieszkanie...
INNA - Wiecie, jak go cenią w telewizji!
WIERA - Mnie kawalerka wystarczy! (do Inny) Czy miejsce bufetowej jest jeszcze wolne w waszej stołówce?
INNA - Tak, czekamy na Galę!
WIERA - Zgoda. Oddam dziecko.
SIERIOŻA (wstaje, obejmuje ją i całuje) - Pani... pani... jest najlepsza z wszystkich!
WIERA - Wy oddacie mi swoje mieszkanie i załatwicie pracę w stołówce!
INNA – Dokąd, w takim razie, mają pójść z dzieckiem??
WIERA - Sprzedam im swój dom. Tanio. Dzieci lepiej wychowywać na wsi. Tu jest świeże powietrze. A moje dziecko urodzi się słabe, po tylu aborcjach!
INNA - Sierioża ma tam pracę!
WIERA – Nic wielkiego - czterdzieści kilometrów! Dwie godziny autobusem, wielkie mi halo! Można motocyklem dojechać. Albo kupisz sobie rower – tylko z korzyścią dla zdrowia!
INNA - Ale pomysł! Oszaleć można!
SIERGIEJ (szybko, bez zastanowienia) - Zgadzam się na wszystko! Tylko... jeśli... nagle ktoś pani więcej zaproponuje… A my, poza mieszkaniem nic nie mamy! Wtedy... (macha ręką)
WIERA - Czy nie jestem człowiekiem, czy co? Czy ja was nie rozumiem?
KUTUZOW - Przysięgnij, Wierka, pocałuj ikonę! Matka Boża, wszystko ci dała, o co błagałaś!
SIERGIEJ - Proszę przysięgnąć!
WIERA (podchodzi do ikony) - Przed obrazem twoim, Matko Boża, przysięgam, że przekażę dziecko na tych warunkach, na jakich się umówiliśmy. (całuje ikonę).
KUTUZOW - Nie przeżywaj, Sierioża, wszystko sobie odrobisz, a dziecko - to rzecz święta.
SIERGIEJ – Ja nie żałuję! Przecież...
KUTUZOW - Rozumiemy, nie jesteśmy głupcami!
PANTIELJEWNA - Rzadki z ciebie człowiek, Sierioża! Gala to ma szczęście.
KUTUZOW - A gdzie Lusia z prosiakiem?
PANTIELJEWNA - Phi! Myślisz, że ona wróci? Nie znasz Lusi?
WANIA-MAFIA (do Mani) - Pobiegnij po matkę! Ludzie czekają.
MANIA - Chodź, pójdziemy razem!
WANIA-MAFIA - Sama drogę zapomniałaś?
KUTUZOW (do Mani) - Idź, idź, popilnujemy twojego Wanię.
Mania niechętnie wstaje.
SIERGIEJ - Radość, wielka radość! Byłem, jak martwy - teraz ożyłem!
Wracają Gala i Oksana. U Oksany nowa, biała sukienka, na głowie - wianuszek.
GALA - Po co nam konkurs? Wszyscy widzą - która we wsi jest najpiękniejsza!
PANTIELJEWNA - Oj, jaka śliczna!
KUTUZOW - Niech ci Bóg da zdrowie!
WANIA-MAFIA - Takich ślicznotek nawet na meksykańskich filmach nie widziałem! (do Mani) Ty jeszcze tutaj?!
Mania prycha i wychodzi.
OKSANA (śmieje się.) - To Gala! (rzuca się Gali na szyję) Sukienkę uszyła i wianuszek uwiła.
SIERIOŻA - Galu, usiądź obok mnie!
GALA - Wygodniej mi tu, z brzegu.
SIERIOŻA - Gala, będziemy mieli dziecko...i to... szybko.
Gala zamiera i patrzy na niego.
SIERIOŻA - Wiesz, że dotrzymuję słowa.
INNA - Gala, nie patrz tak. Sierioża mówi prawdę.
WIERA - Nie próbuj wątpić, Galu!
KUTUZOW - Potwierdzam. Zlitowała się nad tobą Matka Boska.
PANTIELJEWNA - Co tu ma do rzeczy Matka Boska? Zupełnie nic. Mąż Gali czyni cuda większe od wszystkich matek!
GALA (jakby ją przyciągało do Siergieja) - Czy to prawda?
SIERIOŻA - Kocham ciebie.
Gala siada obok niego, kładzie mu głowę na ramię.
KUTUZOW - Oksana, siadaj, wszyscy już napatrzyli się na twoją urodę!
WANIA-MAFIA - Jedną sekundę! (podchodzi do Oksany, wyjmuje z kieszeni naszyjnik i zapina jej na szyi).
Oksana zamarła ze szczęścia, z zachwytem patrzy na naszyjnik.
KUTUZOW - Poszalały dzisiaj te chłopy! Same podarki!
WIERA (podchodzi i przygląda się naszyjnikowi) - No, Mafia, nie jesteś kutwą! Eh, żal, że ja pierwsza się tobie nie przyjrzałam!
WANIA-MAFIA (chwacko) - Nigdy nie jest za późno, Wierka!
WIERA - Kudy nam za mąż, może kiedyś, ale teraz?! Zresztą ty pewnikiem zaplątałeś się już w swoich babach, no nie?
PANTIELJEWNA - Spojrzę i ja! Mafia, skądś ty coś takiego wziął? Przecież taki naszyjnik sporo kosztuje, nie mogłeś mieć tylu pieniędzy!
WANIA-MAFIA - Babka cioteczna w spadku zostawiła.
PANTIELJEWNA - Właśnie widzę. Pewnie w swoim ogrodzie je zgubiła! Po wojnie, do jej ogrodu przyjechali ci, z urzędu. Cały przekopali, zniszczyli - skarbu szukali!
WANIA-MAFIA - Ale nie znaleźli! Babka mi powiedziała.
PANTIELJEWNA - Całkiem już straciła pamięć! Jak to nie znaleźli? Oni by nie znaleźli! Znaleźli! Beczkę złotych monet! I szkatułkę z biżuterią - podobną do tego naszyjnika. W szkatułce dno było przegniłe, pewnie naszyjnik wypadł. Z twojej babki, niech jej ziemia lekką, taka była gaduła, ale nigdy o tych skarbach pary z ust nie wypuściła. Tego naszyjnika nikt nigdy u niej nie widział. Tylko ciągle płakała z powodu zniszczonego ogrodu. Czasy to były głodne, każda marchewka się liczyła.
WANIA-MAFIA (zmienia się na twarzy) - Więc z tego wychodzi... Jasne.
PANTIELJEWNA - Ciągle się jeszcze dziwię, wyjaśnij mi. Kopałeś, kopałeś, a przecież nic u ciebie nie rośnie? Co to za fokus?
WANIA-MAFIA - Bo nic nie posadziłem!
PANTIELJEWNA - Ha! Po co wtedy kopałeś? (po chwili) To dlatego ciebie do Żółtych Błot przyniosło! Frajer z ciebie, а nie Mafia!
Wracają, zadyszane, Lusia i Mania. U Mani w rękach niewielki kawałek słoniny, owinięty w gazetę.
LUSIA (do Mani nerwowo) - Zgłupiałaś? Ma co najmniej z kilo!
Mania, w milczeniu, rzuca słoninę na stół.
KUTUZOW - Cósik malusie to prosię. Rachityczne!
LUSIA - Czy wielki, czy mały - w umowie nie było! (siada za stołem)
MANIA (obejmuje Wanię) - Czemuś taki zdenerwowany? (prowadzi go do stołu)
KUTUZOW - Oksanko, księżniczko, siadaj, oto miejsce dla ciebie, po prawej od Wani.
Oksana siada po drugiej stronie Wani.
KUTUZOW (siada i kroi słoninę) - Za długo to trwało, zaraz będzie autobus, dziewuchy z Czarnych Błot przyjadą.
PANTIELJEWNA - Do wieczora z wszystkich trzech powiatów, tyle ludzi przyjedzie! Autobusami, ciężarówkami, na piechotę! Nie stracimy twarzy, Mafia?
WIERA - Te darmowe samochody, to kiedy będą dawać?
Wania nie słyszy.
PANTIELJEWNA - Mafia, coś nie tak? Wyglądasz, jakbyś był nie w swoim sosie?
WANIA - А? Co?
PANTIELJEWNA - Od rana byłeś chwatem, a teraz oklapłeś.
KUTUZOW - Kto chce domowego kwasu? Mój kwas znają w całym województwie!
OJCIEC ALEKSIEJ (odczytuje modlitwę przed jedzeniem) - … Amen..
Dookoła stołu przelatuje „Amen” i wszyscy biorą się za jedzenie.
LUSIA (do Panteljewny) - Podaj rzodkiewkę!
PANTIELJEWNA (podaje) - Tobie, Wiera, potrzebne teraz są witaminy.
SIERGIEJ - Czego ci nałożyć, Galu?
GALA - Wszystkiego!
INNA - Alosza, podaj jajko!
MANIA - Mdli mnie na widok jajek!
Wania-Mafia szybko wstaje zza stołu i wychodzi.
MANIA - Dokąd, Wania?
Wania-Mafia nie odpowiada.
MANIA (wstaje) - Wania!
LUSIA (nie denerwując się wcale) - Za potrzebą, pewnie.
Mania siada.
INNA - Alosza, czy ty wierzysz w Boga?
OJCIEC ALEKSIEJ - Wierzę.
INNA - Wierzysz, że siedzi gdzieś - tam, w niebie i wszystko stamtąd widzi?
OJCIEC ALEKSIEJ - Gdzie jest Bóg - nam jest niewiadome.
INNA – W takim razie, co nam jest wiadome?
OJCIEC ALEKSIEJ – Że był na ziemi Jezus Chrystus. Ukrzyżowano go, zmarł w męczarniach. Wierzę, że zmartwychwstał.
INNA (w zamyśleniu) - Jakie to proste...
OKSANA (z zachwytem) - Motyl, motyl! Usiadł mi na sukience! (zakrywa motyla dłonią) Wypuszczę go! (ostrożnie wychodzi na placyk, zatrzymuje się na środku, i wypuszcza motyla.) - Jesteś wolny!
Pojawia się Wania-Mafia z wielką walizą, staje na przystanku autobusowym. Stawia walizkę, z troską patrzy na zegarek.
OKSANA (widzi go) - Wania! (idzie do niego)
WANIA-MAFIA - Dobrze, że zobaczyliśmy się na pożegnanie. Żegnaj, Księżniczko!
OKSANA - Wyjeżdżasz?
WANIA-MAFIA – Nie mam po co tutaj zostać.
OKSANA - Kiedy wrócisz?
WANIA-MAFIA - Nigdy. Tylko głupstw narobiłem! Zamroczyłem wszystkim głowy tym konkursem, i w ogóle... Wszystkie moje nadzieje przepadły, już nie chcę więcej marzeń.
OKSANA – Ja sobie wszystko wymarzyłam... Jak można żyć, bez marzeń, Wania?
WANIA-MAFIA - Oj widzę, że masz mokre oczy!
OKSANA (bardzo cicho) - Nigdy ciebie nie zapomnę.
WANIA-MAFIA - Nie znasz swojej wartości, Księżniczko-Piękne Liczko!
OKSANA - Nawet gdybym była prawdziwą księżniczką, dla mnie zawsze byłbyś najlepszy ze wszystkich! Wyjeżdżasz na zawsze. Mogę powiedzieć ci wiersz?
WANIA-MAFIA - Piszesz wiersze?
OKSANA - Tylko jeden. Krótki.
WANIA-MAFIA - Nie krępuj się! Wszystko jedno, autobus się spóźnia!
Oksana nie może się zdecydować.
WANIA-MAFIA - Autobus przyjedzie, nie zdążysz wyrecytować tego wiersza.
OKSANA –
Tylko dla ciebie moje serce bije.
Jesteś moim zbawcą i przeznaczeniem.
Dzięki tobie normalnie żyję,
Jesteś moim światłem i spełnieniem. (płacze).
WANIA-MAFIA - Wiersz o mnie? Lepszy niż Puszkina!
Oksana płacze.
WANIA-MAFIA - Tylko tego brakowało, żebyś przeze mnie płakała!
Oksana szlocha coraz bardziej.
WANIA-MAFIA - Takich cudów jeszcze nie było! Nie denerwuj się tak, jesteś jeszcze słabiutka! (wyciera jej dłonią łzy na policzkach)
Oksana bierze jego ręce i przyciska do ust.
WANIA-MAFIA – Całujesz mi ręce? Nie jestem tego wart, Księżniczko!
OKSANA - Jesteś najlepszy na świecie!
Z hałasem pojawia się grupka pięciu dziewczyn - pretendentek do tytułu Miss. Idą na bosaka, pantofle niosą w rękach, chichoczą i popychają się. Wszystkie witają się z Wanią-Mafią i Oksaną.
PIERWSZA DZIEWCZYNA - Którędy na ten konkurs piękności?
DRUGA DZIEWCZYNA - Pomyliła się. Dla niej wstęp jest tylko na konkurs pokrak!
Wszystkie się śmieją. Wania-Mafia macha ręką w kierunku Rady. Dziewczyny tam idą.
WANIA-MAFIA (za nimi) - Dziewczyny, czemu na piechotę?
PIERWSZA DZIEWCZYNA - Autobus się zepsuł!
TRZECIA DZIEWCZYNA – Dla nas to żadna różnica, ale z nami jechał jakiś staruszek. Przydrepcze pewnie za dwa dni!
CZWARTA DZIEWCZYNA - Tak się wypindrzył, a tu sam kurz!
Dziewczyny śmieją się i wbiegają do Rady.
WANIA-MAFIA - Mój autobus się zepsuł?.. Zostaję, Księżniczko!
OKSANA (krzyczy i klaszcze w ręce) - Wania! (śmieje się, zdejmuje z siebie wianek i nakłada mu na głowę.) Tak ukrywałam, że ciebie kocham. Jak się domyśliłeś? Jesteś najmądrzejszy.
W Radzie skończyli posiłek. Kutuzow i Pantielejewna sprzątają ze stołu. Wiera przygotowuje serwetę, kładzie na nią chleb, stawia solniczkę.
Siergiej i Gala siedzą na uboczu, objęci, szepcą ze sobą. Gala ukradkiem popatruje na Wierę. Ojciec Aleksiej siedzi pod ikoną i uważnie czyta grubą książkę.
Lusia i Mania stoją oddzielnie.
MANIA (półgłosem, ze złością, do matki) - Za potrzebą, za potrzebą! Posłuchałam ciamajdy!
INNA (podchodzi do ojca Aleksieja) - Nigdy nie myślałam, że duchowni czytają książki!
OJCIEC ALEKSIEJ (dobrodusznie) - Czytają. Przecież pismo i literatura rozpoczęły swe dzieje właśnie w klasztorach. Pierwsi historycy i kronikarze byli mnichami. A pierwsze książki najpierw kopiowano ręcznie, potem drukowano - właśnie w klasztorach. Pierwsze książki miały treść religijną.
INNA - Co teraz czytasz?
OJCIEC ALEKSIEJ - Teologię dogmatyczną.
INNA (z rozczarowaniem) - А-а... Miałeś taki wyraz twarzy, jakby to było coś ciekawego.
OJCIEC ALEKSIEJ - Przygotowuję się do egzaminu, przecież jestem studentem. Uczę się zaocznie w seminarium. Teologia dogmatyczna to najtrudniejszy przedmiot. W dodatku odpowiadać trzeba w staro-cerkiewno-słowiańskim. Ani jednej litery nie wolno pomylić, ani jednego akcentu. Odpowiadać trzeba szybko.
INNA - Nie jesteś wiec prawdziwym duchownym?
OJCIEC ALEKSIEJ - Dlaczego nie jestem? Jestem wikarym.
Wbiegają dziewczyny.
CHÓREM (dziewczyny) - Dobry wieczór! Dzień dobry! Przyszłyśmy na konkurs piękności.
PANTIELJEWNA - Serdecznie prosimy, drodzy goście!
PIERWSZA DZIEWCZYNA - Chciałybyśmy się umyć po podróży!
DRUGA DZIEWCZYNA - Szłyśmy na piechotę!
TRZECIA DZIEWCZYNA - Autobus się zepsuł!
GALA (życzliwie) - Wszystkie - za mną!
Dziewczyny idą za Galą.
MANIA (za nimi) - Nie widziałyście po drodze takiego, w niebieskiej koszuli?
CZWARTA DZIEWCZYNA - Na przystanku!
PIĄTA DZIEWCZYNA - Z wiankiem na głowie!
PIERWSZA DZIEWCZYNA - Pytali ciebie o wianek? Stoi z dziewczyną!
DRUGA DZIEWCZYNA - Z taką ładną!
TRZECIA DZIEWCZYNA - Całą na biało!
PIERWSZA DZIEWCZYNA - Będzie też uczestniczyła w konkursie?
DRUGA DZIEWCZYNA – Jeśli tak, to niepotrzebnie przyjechałyśmy!
Wszystkie śmieją się i wychodzą za Galą, do jej przybudówki.
MANIA - W wianku! (wstaje i wybiega)
LUSIA (po chwili) - Co się stało, córciu?
Ale po Mani nie ma już śladu.

WIERA - Za potrzebą, pewnikiem.
Mania biegnie na przystanek. Wania-Mafia i Oksana jeszcze tam stoją i patrzą na siebie.
WANIA-MAFIA - Nie rzucisz mnie, Księżniczko?
OKSANA - Ja? Ciebie? (śmieje się) Nigdy! A ty?
WANIA-MAFIA - Wydaje się, że po raz pierwszy w życiu wpadłem po uszy. Nie myślałem, że do czegoś takiego jeszcze dojdzie.
OKSANA - Pocałuj mnie!
Wania całuje Oksanę. Mania z rozbiegu wpada na nich, odtrąca Oksanę. Ta upada.
WANIA-MAFIA (do Mani) - Krowo! Przecież jest jeszcze słabiutka! (pomaga Oksanie wstać).
MANIA - Na całowanie się z cudzym narzeczonym znalazła siły?
WANIA-MAFIA - Jakoś nie pamiętam, żebym ci się oświadczał? (do Oksany) Nic ci się nie stało, Księżniczko?
MANIA – Księżniczka?! Zaraz ci pokażę księżniczkę! (chwyta za naszyjnik).
OKSANA (krzyczy) - Nie ruszaj!! To podarek od Wani!
Mania szarpie, nitka pęka, korale naszyjnika rozsypują się po ziemi.
OKSANA (rozpaczliwie) - Naszyjnik! Mój naszyjnik!
MANIA - Tak ci przywalę, że będzie ci gorzej, niż poprzednio!
WANIA-MAFIA (zasłania Oksanę, do Mani) - Spadaj stąd! Później porozmawiamy.
MANIA - Żadne później! Ożenisz się ze mną, czy mnie okłamałeś?
WANIA-MAFIA - Co ma do tego Księżniczka?! Nawet na bezludnej wyspie nie ożeniłbym się z tobą!
MANIA - Niby dlaczego?
WANIA-MAFIA - Nie kocham cię.
MANIA - Jak do łóżka przychodziłeś, to znalazłeś w sobie uczucia! A jak żenić się - to w inną stronę, tak! Pożałujesz! U nóg moich będziesz leżał! I ożenisz się! Pamiętaj!
WANIA-MAFIA - Możesz się złościć i płakać - nigdy się z tobą nie ożenię! Lepiej rozstańmy się, jak okręty na morzu.
MANIA - Uważaj, żeby twój okręt nie został na mieliźnie! (odbiega w tę stronę, skąd przyszły dziewczęta).
WANIA-MAFIA (do Oksany) - Nic ci nie jest, księżniczko?
OKSANA - Naszyjnik! (kuca, zbiera korale.)
WANIA-MAFIA (też kuca) - Zaraz, zaraz... Pozbieramy, nawlekę na nitkę, będziesz znowu miała naszyjnik.
OKSANA - Tak. Zawsze będę go miała.
Szukają w trawie, zbierają koraliki.
Do Rady wchodzi Frycycz z akordeonem.
FRYCYCZ - Nie widzieliście Oksany?
PANTIELJEWNA - Zaraz tu będzie.
FRYCYCZ - Biega, biega, nawet nie wiadomo dokąd.
Wraca Gala z dziewczynami, ubranymi w rosyjskie stroje ludowe, te, które wcześniej wisiały w Radzie.
GALA - Ojcze Aleksieju! Dziewczyny są gotowe. Teraz na pana kolej.

Ojciec Aleksiej zamyka książkę i odprowadza dziewczyny na bok, o czymś z nimi rozmawia. Inna kręci się obok nich. Frycycz wyciąga z futerału akordeon i przysiada na ławce obok dziewczyn.
Na przystanku Wania-Mafia i Oksana zebrali wszystkie korale. Wania-Mafia wkłada je sobie do kieszeni.

WANIA-MAFIA - Jutro naprawię.
OKSANA - Wiem.
Wania-Mafia chce ją pocałować. Pojawia się mężczyzna, w wieku ok. osiemdziesiątki, trochę tęgawy, ale wyprostowany. Ubrany drogo i gustownie. Od razu po nim widać, że obcokrajowiec.
FRITZ (do Oksany i do Wani-Mafii) - Dobry wieczór! (obcy akcent)
OKSANA (wesoło) - Witamy!
WANIA-MAFIA (niespiesznie przygląda się przybyłemu) - Dobry, dobry, jeżeli nie żartuje pan!
FRITZ - Co to jest - jeżeli?
Wania-Mafia wzrusza ramionami.
FRITZ - Topsze. Gdzie jest osielde Żolte Blocz?
OKSANA - Już pan jest w Żółtych Błotach!
FRITZ - Topsze. Gdzie jest Maj Frycowicz?
OKSANA - Szuka pan mojego ojca?
FRITZ - Maj Frycycz - to pani papa? Bardzo topsze!
WANIA-MAFIA - Pan z Niemiec?
FRITZ - Tak!
WANIA-MAFIA - Pozwoli pan, że przedstawię panu te młodą księżniczkę?
FRITZ - Tak, proszę. Bardzo się cieszę!
WANIA-MAFIA - Pana wnuczka!
FRITZ - Wnuczka?
OKSANA (rzuca mu się gwałtownie na szyję) - Dziadek! Kochany! Odnalazłeś się? Tęskniłam za tobą! Śniłeś mi się!
FRITZ (przez łzy) - Topsze! (odsuwa od siebie Oksanę i przygląda się) - Wnuczka? Topsze! Podobny! Topsze! (ponownie mocno ją przytula)
OKSANA - Wiedziałam, dziadziu, że jesteś bardzo dobry!
FRITZ (odsuwa Oksanę i znowu się jej przypatruje) - Śnieżka! Brakowało mi ciebie. Bardzo. Mam pięciu synów, siedmiu wnuków. Wszyscy... jak to po rosyjsku?
WANIA-MAFIA - Jednym słowem - wszyscy - chłopcy?
FRITZ - Tak. Tak. Nie ma dziewczyna! (do Oksany) Madonna! Topsze, że jesteś. Jestem szczęśliwy.
OKSANA (przyciska się do niego) - Jak nas znalazłeś, dziadku?
FRITZ - Syn zapraszał, w telewizji. Przypadkiem zobaczyłem - przyjechałem. Ja tu wojowałem. Tu kochałem. Tęskniłem za synem. Moja żona nie chciała, żebym pojechał do Rosji. Mówiła: „Masz czterech synów”. A ja mówiłem: “Nie, mam pięć syna.”
WANIA-MAFIA – A jednak pana puściła?
FRITZ - Nie żyje.
WANIA-MAFIA - Przepraszam!
FRITZ - Zmarła rok temu. Jestem samotny. Jest mi źle.
WANIA-MAFIA – A co z czterema synami i siedmioma wnukami?
FRITZ - Jeden w Ameryce, drugi w Kanadzie, trzeci w Nepalu, czwarty w Paryżu.
WANIA-MAFIA - W takim razie chodźmy do Rady. Frycycz się ucieszy.
Idą do Rady.
FRITZ - Topsze... (podśpiewuje) – Nie słychać w ogrodzie nawet szelestu/wszystko już zamarło do ranka/jeślibyśmy wiedzieli... (śmieje się i przerywa piosenkę)
Wchodzą do Rady.
WANIA-MAFIA - Uwaga wszyscy! Mamy gościa z zaprzyjaźnionych Niemiec! Przybył, aby połączyć rodziny! Tańcz, Frycycz!!!
Frycycz patrzy na Fritza, jakby zamarł. Fritz patrzy na Frycyczа i rozkłada ręce na powitanie. Ale Frycycz nie spieszy w objęcia, nagle - przygrywa na akordeonie. Dziewczyny stają w szeregu. Ojciec Aleksiej staje przed nimi, żeby dyrygować. Dziewczyny słodko i czysto śpiewają na trzy głosy ludową, rosyjską piosenkę.
Miała teściowa siedmiu zięciów!
Oj, miała ich, miała tych zięciów!
Griszka - zięć,
Mikiszka - zięć,
Zacharek - zięć,
Makary - zięć,
Dementy - zięć,
Klimenty - zięć,
Wania - miły, ukochany zięciulo!
Pantielejewna łapie Wanię-Mafię i wyciąga na środek sali, zmusza do pląsów, sama przyśpiewuje.
Zaczęła ich teściowa w gości zwać,
Zaczęła zięciów swych zapraszać!
Griszkę – w gości,
Mikiszkę – w gości,
Makarego - w gości,
Dementego - w gości,
Klimentego - w gości,
Wańkę – milutkiego na ręce wzięła!
Dziewczyny, Pantielejewna i Kutuzow podnoszą Wanię-Mafię na rękach, podrzucają... i nie łapią. Wania-Mafia żartobliwie pociera „uszkodzone” miejsce.
Zaczęła ich teściowa za stołem usadzać,
Zaczęła zięciów swych za stoły sadzać!
Griszkę – przy stole,
Mikiszkę - przy stole,
Makarego - przy stole,
Dementego - przy stole,
Klimentego - przy stole,
Wanię – milutkiego - przy stole dębowym!
Wiera wynosi koryto i stawia przed Wanią-Mafią. Sama przyłącza się do śpiewających.
INNA (do Sierioży) - Nie śpij, nie śpij, artysto!
Sieriożazaczynafilmować.
Zaczęła teściowa winem ich częstować,
Zaczęła zięciów swoich winem częstować!
Griszce - szklanicę,
Mikiszce - szklanicę,
Makaremu - szklanicę,
Dementemu - szklanicę,
Klimentemu - szklanicę,
Wani – milutkiemu – pół kieliszeczka!
Lusia nalewa pół szklanki kwasu i podaje Wani-Mafii, ale kiedy ten wyciąga rękę, jakby przypadkiem, upuszcza ją. Klaszcze w dłonie i także przyłącza się do chóru.
Zaczęła ich teściowa odprowadzać,
Zaczęła zięciów do drzwi odprowadzać!
Griszkę – po łbie...
Do śpiewających dołączają się Gala i Inna.
Mikiszkę - po łbie,
Makarkę - po łbie,
Dementego - po łbie,
Klimentego - po łbie,
Wanię – milutkiego – po głowie!
Wszyscy nagle rzucają się na Wanię-Mafię, na żarty biją go i porzucają. Wania-Mafia ucieka od nich na ulicę.
Fritz niestosownie reaguje na tę zabawę - wyciera łzy. Oksana stoi, przyciskając się do Fritza. Razem nagradzają wykonawców głośnymi oklaskami.
KUTUZOW - Gala, podaj gościowi chleb i sól!
Gala z ukłonem podaje Fritzowi na serwecie chleb i sól.
FRITZ - Dziękuję, bardzo dziękuję!
Oksana odłamuje kawałek chleba, macza w soli i podaje dziadkowi.
Fryc powoli, z szacunkiem i z radością żuje, wszyscy patrzą na niego.
FRITZ - Rosyjski chleb-sól- topsze! Dziękuję!
KUTUZOW - Na zdrowie!
PANTIELJEWNA (popycha Frycyczа) - Co tak stoisz, jak pomnik? Leć do ojca! Tak długą drogę do ciebie przebył, a ty udajesz rzeźbę! Obrazi się!
FRYCYCZ - Puść! Ja sam! (stoi dalej jak słup).
OKSANA (podbiega do ojca, ciągnie go za rękę) - Papa, papa, to mój rodzony dziadek!
Fritz, chlipiąc, krzepko obejmuje syna.
FRITZ - Synu! Kochany synu! Wybacz!
Długo stoją nieruchomo, w objęciach.
FRYCYCZ (zduszonym głosem) - Ociec!
INNA - Obaj płaczą!
KUTUZOW - Dzięki Bogu! (do Fritza) Niewiele się zmieniłeś! Od razu ciebie poznałam! Ucieszyłam się! Pamiętasz mnie?
FRITZ - Nie rozumieć!
KUTUZOW - Poznałeś mnie?
FRITZ - Nie znać. Kto pani jest?
KUTUZOW - Aha, nie poznał mnie, jednookiej! Kto mi oko odstrzelił?
FRITZ - Oko?! (klęka przed nią) Wybaczcie mi!
KUTUZOW (śmieje się) - Oto kobieca dola! Żeby mężczyzna przed tobą klęknął, musi najpierw, co najmniej, oko jej wybić.
FRITZ - Strzelałem. Celowałem długo, nie chciałem trafić. Jestem bardzo złym strzelcem. Długo celowałem obok, a jednak trafiłem. W oko.
KUTUZOW (podnosi go z kolan) - Dobrze, że nie w oba!
FRITZ - Pani mi wybaczać?
KUTUZOW - Zawsze będę się cieszyła na twój widok! Chociaż tylko jednym okiem!
FRITZ - Każda rosyjska kobieta, to Matka Boża!
Dzwoni telefon. Pantielejewna zdejmuje słuchawkę.
PANTIELJEWNA - Rada na linii! Nie, nigdzie nie wyjechał i nie wybiera się. Przecież jest u nas głównym ekspertem, od urody... Co? Jakie zgłoszenie? (Odwraca się do Lusi i patrzy prosto na nią) Nie uwierzę Mani, nawet jeżeli powie, że metr ma sto centymetrów! Nieletnia?! (tutaj należy włączyć zagłuszacz).
GALA (reaguje na przekleństwa patrząc z wyrzutem, pokazuje na ikonę) - Przy Matce Bożej, Pantielejewna!
PANTIELJEWNA (do telefonu) – Rozum u niej nieletni, ale przodek jak u wdowy wyjeżdżony!
FRITZ (nostalgicznie) – Rosyjskie przekleństwa... Aj-jaj-jaj!... Pamiętać... Rosyjskie przekleństwa – barco topsze!
PANTIELJEWNA – Co teraz? Co za nieszczęście! (odkłada słuchawkę, odwraca się)
WIERA – Co się stało, Pantielejewna?
PANTIELJEWNA – Gdzie jest Mafia?
WIERA (głośno) – Mafia! Gdzieżeś?
WANIA-MAFIA (odpowiada z placu) – Tylko dopalę!
FRITZ – Żółte Błota mają Mafia?
FRYCYCZ – W Rosji mafia jest wszędzie.
FRITZ – Chcę ciebie zabrać do Deutschland!
FRYCYCZ – Nie zdradzę ojczyzny!
KUTUZOW – Przecież masz dwie, Frycycz, dwie ojczyzny. Jesteś pół na pół – Niemiec i Rosjanin!
FRITZ – Nie chcieć w Deutschland?
FRYCYCZ – Mam tylko jedną ojczyznę. Nie pojadę! Ty zostań, mieszkaj z nami!
FRITZ – Barco chcieć. Nie można. Mam duży fabryka, robić Mercedes. Dam ci w prezencie Mercedesa, najnowszy model. Za pięć dni będzie na cle, dzień później w Żółtych Błotach.
PANTIELJEWNA – No, Frycycz, sprzedasz Merca, kupisz Moskwicza, jeszcze ci pieniędzy do końca życia wystarczy.
FRITZ – Moskwicz, topsze. Mercedes – barco topsze. Chciałbym, aby Oksana… Oksana, zgadzać się? Otrzymasz wykształcenie, nauczysz się niemieckiego…
OKSANA (radośnie) – Chcę!
FRYCYCZ – Nie ma po co tam jechać! Tu jej ojczyzna.
FRITZ – Ojczyzna – topsze, jeżeli ojczyzna nie jest więzieniem.
OKSANA – Papo, pomieszkam z dziadkiem i wrócę.
KUTUZOW – Co ma tu robić, ze staruchami? Żadnej przyszłości!
FRYCYCZ – Tu jest przyroda, przestrzenie!
KUTUZOW - Tylko zwierzęciu wystarcza sama przyroda, a człowiekowi potrzeba wielu innych rzeczy!
PANTIELJEWNA - Już raz ją prawie zabiłeś swoimi zasadami! Znowu ci stare po głowie chodzi?
INNA - Ma szansę zostać człowiekiem!
FRYCYCZ - A my co, nie ludzie? Kto zostanie tutaj, kot będzie budować nasze życie, czynił je lepszym?
INNA - Nawijka, demagogia, dogmatyzm i dwulicowość! Tacy jak pan, zawsze troszczą się o społeczeństwo w całości, ale dobro poszczególnych ludzi mają za nic!
FRYCYCZ - Nie pchaj się tam, gdzie cię nie proszą!
WIERA - Frycycz, zupełnie już straciłeś głowę?
GALA - Maju Frycyczu, całe swoje życie poświęcił pan Oksanie. Niech pan będzie wielkoduszny. Niech kochający dziadek też weźmie udział w jej życiu! I dla pana i dla niego - najważniejsze jest szczęście Oksany!
FRYCYCZ (macha ręką) - Niech robi, co chce. Swojej głowy nie zastąpisz! Pozwalam!
OKSANA (rzuca się Frycyczowi na szyję) - Dzięki, tatusiu! (rzuca się na szyję Fritzowi) Dziękuję, dziadku!
Wchodzi Wania-Mafia, stoi na progu i uważnie słucha.
FRITZ - Ja szczęśliwy.
OKSANA (patrzy na Wanię) - Wychodzę za mąż, dziadku. Nie mogę rozstać się z mężem.
FRYCYCZ - Co to za banialuki?
FRITZ (podchodzi do Wani-Mafii i wyciąga rękę) - Mam honor gratulować. Podaruję na wesele Mercedesa!
Wania-Mafia milcząc, ściska rękę Fritza.
PANTIELJEWNA - Marzyłeś o Mercedesie i żuciu gumy! Mercedesa już masz, teraz pozostało ci tylko gumę do żucia kupić. Będziesz szpanował, zupełnie, jak - Mafia!
KUTUZOW - Jeszcze jeden Mercedes! Fabryka zbankrutuje. Wystarczy tylko z nami, Rosjanami się związać!
WIERA - No, Mafia, ty masz talent! Wszędzie na czas zdążysz!
Pojawia się Mania i stoi w drzwiach.
GALA (obejmuje Oksanę) - Gratuluję ci z całego serca! (obejmuje Wanię-Mafię) - Życzę szczęścia, Wania!
KUTUZOW - Uważaj na nią, Iwan!
PANTIELJEWNA (obejmuje Wanię-Mafię) - Gratuluję, gratuluję... (odciąga go na bok) Kiepsko, Wania! Dzwonili z milicji. Mańka zgłosiła, że ją zgwałciłeś.
WANIA-MAFIA - Kłamstwo. Wszystko było za obopólną zgodą.
PANTIELJEWNA - Ale jesteś recydywistą. Komu uwierzą?
MANIA (podchodzi niezauważalnie) - Ożenisz się ze mną, to wycofam oskarżenie!
WANIA-MAFIA (nie patrząc na Manię) - Odpowiedzi nie będzie!
MANIA - Do Niemiec chcesz się zmyć! Na Mercedesach szpanować! Ryjem w błocie wylądujesz! Chciałeś zmyć się do Niemiec, a trafisz - do pudła!
KUTUZOW (podeszła niezauważalnie) - Pozbawię cię, Mańka, figury. Nie jesteś jej godna. Za tydzień znowu będziesz szersza od harmonii.
MANIA (wściekle) - Dom ci podpalę!
KUTUZOW – Rzucę na ciebie urok na całe życie!
Mania wzrusza ramionami i odchodzi do matki.
LUSIA - Córko, czegoś nie rozumiem… To tak na niby, że nasz Wania się żeni?
KUTUZOW - Trzymaj się, Wania! Wszystko się ułoży.
PANTIELJEWNA (do Kutuzowa) - Co jej dałaś, że te pudy zrzuciła?
KUTUZOW - Wzięłam od Połkana glisty, w chleb owijałam i Mani dałam połknąć.
WIERA - Glisty? Psie?
KUTUZOW - Czym są gorsze psie od ludzkich?
Pantielejewna zanosi się od śmiechu. Wiera zaciska usta ręką, mdli ją.
OKSANA - Wania, chodź tutaj! Zgadzasz się pojechać do Niemiec?
WANIA-MAFIA (zostaje na miejscu) - Nie.
OKSANA (zdziwiona) - Nie?
WANIA-MAFIA - Co ja tam zgubiłem?
WIERA - Jeszcze jeden patriota!
INNA - Patriota na patriocie! Dlaczego w takim razie nie jesteśmy czołowym państwem świata? Moim zdaniem: żal, że Niemcy nas nie podbili. Żyłoby się teraz znacznie lepiej.
KUTUZOW - Nie żylibyśmy lepiej! To oni żyliby gorzej!
OKSANA - Dziadku, kochany, wybacz, ale nie pojedziemy.
WANIA-MAFIA - Dlaczego nie chcesz jechać? Pojedziesz!
OKSANA - Nie rozstanę się z tobą.
WANIA-MAFIA - Co się tak do mnie kleisz? Ja nie z tych, co się żenią! Mam teraz zupełnie inne plany!
WIERA - Co za giez cię ukąsił?
WANIA-MAFIA - Chęć - o, taki giez! A ty, sobie jedź! Mnie z głowy wyrzuć! (zrywa z głowy wianek, gniecie i odrzuca, gwałtownie się odwraca i wychodzi).
WIERA (w ślad za nim) - A co z konkursem? I samochodem na każdym podwórku? E-eh! (Łapie się pod boki, przechodzi, drepcząc, przed wszystkimi)
We wsi rąbią na szczapkę,
Mają chłopaki na mnie chrapkę.
Raz - jeden, raz - drugi,
mnie od tego bolą nogi!
INNA - Nagle mi do głowy przyszło: co jeżeli Bóg rzeczywiście istnieje?… W takim razie żyję nie całkiem, jak powinnam... Oszaleć można!
Oksana zasłania twarz rękoma.
Niema scena.


EPILOG.

Wanię-Mafię posadzili. Oksana wyjechała do dziadka. W ciągu dwóch lat zupełnie się wyleczyła, nauczyła się niemieckiego i angielskiego. Wie, jak prowadzić Mercedesa i być elegancką. Rozpoczęła studia na uniwersytecie, w Ameryce. Rodzina wujka, który mieszka w USA, pokochała ją całym sercem. Pojechała też w gościnę do drugiego wuja, do Kanady. Oczarowała tam wszystkich. Odpoczywała również u wujka w Paryżu oraz u tego w Nepalu. Tam uznali ją za swoją. Konkurs piękności, który nie odbył się w Żółtych Błotach, pozostawił w jej duszy niezatarty ślad - zdecydowała się na udział w konkursie Miss Niemiec.
Kutuzow odwiedziła Oksanę. Fritz opłacił jej operację. Teraz Kutuzow chodzi bez przepaski. Nowe oko, chociaż nie na nie widzi, niczym od się zdrowego nie różni. Kutuzow otworzyła sobie w Niemczech niewielki biznes. Podobnie jak wszyscy Rosjanie - nielegalny. Zmieniła się nie do poznania - jaskrawa peruka, ekstrawaganckie ubrania. Stała się elegancką damą, której nikt nie dałby osiemdziesiątki.
Co się stanie z Wanią-Mafią, kiedy wyjdzie z więzienia? Spróbujmy wyobrazić sobie tę niedaleką przyszłość! Niedaleką, ponieważ Wanię wypuszczą przedterminowo: za dobre zachowanie. A takze dzięki staraniom Panteljewny i Frycyczа. Wszyscy doskonale wiedzą, że trafił do więzienia zgodnie z prawem, ale niesprawiedliwie, niesłusznie. Wania wyjdzie i pojedzie, rzecz jasna, do Żółtych Błot. Będzie bardziej malowniczo, jeżeli stanie się to wczesną zimą. Ziemia jest ledwie przykryta świeżym śniegiem, tak lekkim, że pole prześwieca spod niego. Z nieba będą powoli sypały się lekkie, kruche śnieżynki. To - przyszłość, marzenie. Jak przez mgłę widzimy bezkresną, białą przestrzeń.

Pośrodku stoi tylko długi stół, nie ma ławek i krzeseł. Zastawiony jest, zupełnie niestosownie do pory roku - pomidorami, ogórkami, arbuzami, wśród nich leży na półmisku całe, pieczone prosię, otoczone gotowanymi ziemniakami, nad którymi unosi się apetyczna para. Pośród dań - różnokształtne butelki. Dookoła - znajome twarze. Frycycz w wyjściowym garniturze, modnym w latach sześćdziesiątych. Pantielejewna w niezmiennym kożuchu i gumowych butach. Kutuzow, bez przepaski, przefarbowana na platynową blondynkę, rażąco elegancka. Ojciec Aleksiej - w sutannie, bez przerwy kołysze dziecięcą kołyskę. Kto jest obok niego? W tej skromnej kobiecie z daleko posuniętą ciążą, w ciemnej chustce na głowie, z trudem można rozpoznać Innę. Jest też wesoły, wyprostowany i promieniejący szczęściem Siergiej. I Gala, która wypiękniała, w kokieteryjnym półkożuszku, w jaskrawej kwiaciastej czapeczce. Dookoła nich biega, jak nakręcony, chłopczyk w wieku trzech-czterech lat. Gala, niczym kwoka nie spuszcza z niego wzroku. Stoi także Wiera, postarzała, wychudzona, ubrana typowo, po miastowemu.
Trudno prognozować, jakie piosenki będą w modzie, ale znajome nam już pięć dziewcząt, ubrane w stylu „disco”, tańczą z zapałem makarenę. Dziś makarena - to szczyt mody. Najprawdopodobniej, nawet za kilka lat, w Żółtych Błotach ciągle jeszcze pozostanie szczytem mody. Wieś jest konserwatywna i nie spieszy się ze zmianami.
Oto Wania, ostrzyżony na zero, w kufajce, kapturze, z plecakiem. Przecież właśnie tak sobie wyobrażamy ludzi wychodzących z więzienia.
Dziewczyny zapraszająco machają do Wani rękoma. Wania śmiało rzuca na ziemię plecak, przyłącza się do tańczących. Tańczy ze skupioną, nawet złą, twarzą. Staranie i dobrze. Dziewczyny wciągają go do kółka, prowokują. Zdejmuje kufajkę, zostaje, w znanej nam, niebieskiej koszuli. Tańczy tak, jakby to były jego ostatnie minuty na tym świecie.
Nagle podchodzi do niego malutki chłopczyk i podaje na serwecie kieliszek wódki.
CHŁOPCZYK - Witamy w Żółtych Błotach!
WANIA (nachyla się ku niemu) - Kto ty jesteś?
CHŁOPCZYK - Jestem Wania. Moja mama, to Gala, a papa - Sierioża (wesoło wykrzykuje.) Mam jeszcze ciocię - Wierę!
WANIA - Masz szczęście!
CHŁOPCZYK - A ty nie?
WANIA - Zależy, jak na to spojrzeć! No, bądź zdrów, imienniku! (Wypija jednym łykiem).
Wszyscy go otaczają, obejmują.
PANTIELJEWNA - Jak wychudłeś! To nic, u nas szybko się poprawisz!
WANIA - Witaj, Pantielejewna! Emerytury otrzymaliście?
PANTIELJEWNA - Nawet nie czekamy na nie! Nasz konkurs się zawalił, ale korzyść z niego została. Jestem teraz posłem, staram się, jak mogę, dla Żółtych Błot. Zajmuję się lobbingiem emerytur.
FRYCYCZ (obejmuje Wanię) - Cieszę się! Gratuluję! My, z Panteljewną walczyliśmy o ciebie!
PANTIELJEWNA – Jemu też, Wania, pogratuluj!
WANIA - Gratuluję! A z jakiej okazji?
FRYCYCZ - W końcu wstąpiłem do partii komunistycznej! Nikt teraz nie ma nic przeciw mojemu pochodzeniu! Prowadzę aktywny styl życia, który tak pasuje do moich zasad.
PANTIELJEWNA - Na swoje zebrania jeździ Mercedesem!
WANIA - Cieszę się waszym szczęściem, Maju Frycyczu! (podchodzi do Wiery) А ty, Wierciu, widzę, że dotrzymałaś słowa.
WIERA - Jaki on mądry, Waniu! Objął mnie za szyję i mówi: Nie wyjeżdżaj nigdy, ciociu Wiero, ja tęsknię... (w głosie czuć łzy) Myślę, że rzucę wszystko i wrócę z powrotem do Żółtych Błot. Co ja tam zgubiłam, w tym powiecie?
FRYCYCZ (podchodzi do Wiery) - Zuch! Wracaj do swojej małej ojczyzny! Może ci się oświadczę. Teraz jestem już mężczyzną bez zobowiązań.
WIERA - Wszystko, o co się modliłam, spełniło się ... Po co, po co, Matko Boża, mnie, głupiej, wysłuchałaś?
KUTUZOW (potrząsa Wanię) - Wania, nie poznajesz mnie, czy co?
WANIA - Coś znajomego, ale...
KUTUZOW – To ja, babka Kutuzow! Zapomniałeś?
WANIA - Brak mi słów! Jak to się stało?
KUTUZOW - Pojechałam w gościnę do Niemiec, popatrzyłam, jak ci pokonani żyją. Połkana też ze sobą zabrałam. W tym ich lepszym świecie pełno tłustych bab! Nic innego nie robią, tylko żrą, a chcą nosić krótkie sukienki, na ramiączkach, do stu lat! Zaczęłam sprzedawać swój środek! Klientek miałam tyle, że Połkan nie nadążał. Prawie o śmierć go przyprawiłam tabletkami na rozwolnienie. Ale potem ich urzędy zainteresowały się, gdzie mam patent? Gdzie? U Połkana w du... Ledwo zdążyłam dać drapaka! Ale i tak zarobiłam niemało! Uh, Wania, pierwszy raz tak bogato żyję! Przez cały poprzedni okres, pracowałam z wszystkich sił, uczciwie,... A wzbogaciłam się - na psich glistach! Po osiemdziesiątce znalazłam swoje miejsce na świecie... Stąd moja tęsknota, Wania, i… moja nuda...
WANIA (odwraca się do Gali i Sierioży, który trzyma na rękach dziecko) - Z całego serca się cieszę!
CHŁOPCZYK - Chcę do mamy! Do mamy chcę!
Wiera instynktownie rzuca się do niego, ale zatrzymuje się. Siergiej przekazuje malca Gali.
GALA - Do mamusi chce! Moje ty słoneczko! Moje złotko! Mój słowiczku!
WANIA (podchodzi do ojca Aleksieja) - Pobłogosławcie, ojcze Aleksieju!
OJCIEC ALEKSIEJ (do Inny) - Mamusiu, nie zechciałabyś trochę pokołysać dzieci, bo bliźnięta się obudzą i popłaczą?
INNA (krótko) - Oczywiście, papciu, pokołyszę.
Ojciec Aleksiej wyciąga do Wani rękę, ten całuje ją.
OJCIEC ALEKSIEJ (kreśli go krzyżem) - Boże, pobłogosław sługę twego, Iwana!
INNA - Bóg błogosławi ciebie, Wania!
WANIA (do Inny) - Mądralińska z telewizji? Własnym oczom nie wierzę! A jak tam cały świat?
INNA (z uduchowieniem) - Bóg nasz, mój tatulek i dzieciątka - oto moi ulubieni bohaterowie! A moje życie – to najciekawszy temat!
OJCIEC ALEKSIEJ - Mamusiu, zostaw mi kołyskę! Po co masz się przemęczać.
Dzwonek telefonu.
FRYCYCZ (wyciąga komórkowy) - Słucham! Wszystko załatwione? Tak, jestem zadowolony! (chowa telefon). Brat z Ameryki dzwonił. Poprosiłem go o coś, w imieniu partii. Jest senatorem, więc pomaga mi wykonać niektóre zadania. Rosjanie powinni brać udział w wyborach ich prezydenta! Osiągniemy to!
PANTIELJEWNA – Coś ty taki skwaszony, Mafia? Czemu nos na kwintę zwiesiłeś? Czym by ciebie rozśmieszyć? Mania poszła do technikum, mieszka teraz w powiecie, w internacie. Jest taka tłusta, że jak byś jej nie obrócił - zawsze zobaczysz profil.
KUTUZOW - Lusia jej bez przerwy śle prosiaki. Błaga mnie, żebym jej prosięta moim Mercedesem woziła! А Mania je, i je, coraz tłustsza się robi! Mój samochód chlewem zajeżdża! Nieprzyjemnie, ale co poradzić? Nie pomagać sąsiadom byłoby grzechem. Świat by się zawalił.
WIERA - Eh, Wania, Wania, jak nasz popadia mówi, przegapiliśmy swoje tematy i swoich ulubionych bohaterów...
Nagle, jakby z niebios, słychać głos Oksany: „Ptaki! Ptaki!”
PANTIELJEWNA (zadziera głowę) - Właśnie! Żurawie odlatują! Spóźniły się. Śnieg je dogonił!
Wszyscy płynnie się rozstępują, jakby we śnie, z niebios spływa obłoczek, a na nim - Oksana. W przepięknej sukience, z nimbem nad głową i z szeroką lazurową wstęgą przez ramię, na której czytelnie widać napis: Miss... Ale Miss – czego? Nie widać.
Oksana wyciąga do Wani rękę.
OKSANA - Kochany mój! Doczekałam się!
WANIA (wyciąga z kieszeni naszyjnik i idzie do Oksany) - Oto naszyjnik dla ciebie! Nawlekłem na nitkę wszystkie koraliki. Popatrz, jest ładniejszy, niż był! Załóż!
Chce iść do Oksany, ale nie może ruszyć się z miejsca.
OKSANA (patrzy nieziemskim wzrokiem, wyciąga ręce ku wszystkim, ale z obłoku zejść nie może) - Ptaki, ptaki!
Wania macha też ze wszystkich sił rękoma i rozpaczliwie krzyczy: „Ptaki! Ptaki!”. Żal patrzeć na niego. Jasne, że nie uda mu się dosięgnąć Oksany.
WANIA (wyciąga ręce, rozpaczliwie) - Naszyjnik! Naszyjnik dla ciebie!
Wtedy podchodzi do niego malutki Wania, bierze naszyjnik i z łatwością wchodzi na obłok. Oksana podnosi go, przytula do siebie delikatnie i mocno zarazem. Patrzą na nas, na swoich, przez czas i przestrzeń - patrzą: Madonna z dzieciątkiem. Wyraźnie widać napis na wstędze u Madonny - Miss...
Wszystko znika.
Tylko śnieg pada gęsto, gra jaskrawymi barwami martwa natura na długim stole.

KONIEC.